sobota, 15 lutego 2014

51. When the day has come and I've lost my way around...

Leżąc tyłem do okna, słyszałam jak krystaliczne krople deszczu delikatnie odbijają się od parapetu.
Przewróciłam się na drugą stronę.Za mokrą szybą widziałam szare niebo -wszystko wskazywało na to, że zbliżała się długa, letnia burza.

-Dzień dobry,-przywitał się Ross, całując mnie subtelnie w usta.
Odpowiedziałam mu uśmiechem.Chłopak usiadł na łóżku i oparł się rękami za sobą. -zapowiada się ulewny dzień. -stwierdziłam i oboje spojrzeliśmy przez okno. Deszcz przybierał na sile.
-Słuchaj Harper, nie wydaje ci się, że wtedy w Los Angeles... kiedy się pierwszy raz zobaczyliśmy, coś w nas wybuchło? Znaczy rozpoczęło się jakieś szaleńcze uczucie?
-Jedyne co pamiętam, to to jak bezczelnie zepchnąłeś mnie do wody. -dałam mu całusa w policzek -ale tak szczerze to o co chodzi?
-Sam nie wiem... bo rozmawiałem wczoraj z Rikerem i on mi powiedział, że...
-Ross, no co on ci powiedział? -spytałam z lekką irytacją, że starszy próbuje zmieniać sposób myślenia brata
-No.. czy też myślisz, że to wszystko wyglądało tak, że rzuciliśmy dla siebie wszystko i padliśmy sobie w ramiona?
-Riker tak powiedział?
-Dosłownie.
-Wiesz, Ross... ja chyba dla ciebie tak. I faktycznie 'padłam ci w ramiona' -w powietrzu zakreśliłam cudzysłów
-Ja dla ciebie też. Naprawdę.

Uśmiechnęłam się ponuro. Z jednej strony cieszyłam się, ale z drugiej dopatrywałam się jakiegoś ukrytego sensu słów Rikera. Pewnie przesadzałam.

-I pamiętam jak przyszedłem do ciebie, a ty przywitałaś mnie z nożem...
-Była noc, ktoś pukał do drzwi... przepraszam, serio.
-No przecież nic się nie stało -zapewnił mnie z uśmiechem -to było świetne.
-No i widzisz, chyba faktycznie byłeś dla mnie w stanie rzucić wszystko.
-Tak, na pewno. Hej, wiesz którego dzisiaj mamy?
-Pff 22 albo 23? -machinalnie spojrzałam na zegarek. A czemu?
-Którego idziesz do szkoły?
-2 września. Za 10 albo 9 dni. Ale Ross nadal nie rozumiem, o co chodzi...
-Pytam z ciekawości. Tak po prostu.

Posłałam mu pełne niedowierzania spojrzenie, ale odpuściłam. Skoro nie chce powiedzieć, to na pewno nie powie.
*  *  *
Riker już nie spał. Przyglądał się rozmawiającej parze. Znów poczuł nieprzyjemne uczucie, którego nie potrafił opisać i zazdrość jednocześnie.
'Co on ma, czego ja nie mam?' -myślał. Bił się z myślami i nie mógł się uspokoić. Nie można kogoś z dnia przestać kochać. Nie można. Nie da się z tym walczyć.

                                                                            *  *  *
Pozostała część rodzeństwa też już zdążyła się obudzić.


-Jakie plany na dzisiaj? -spytał Rocky
-Pogoda na wychodzenie z domu jest raczej średnia... -zauważyła Rydel patrząc na okno i strugi deszczu, które spływały po szybie. -w najbliższym czasie pewnie przyjdzie burza.
-Masz rację -odpowiedział brat -czyli zostajemy w domu.
-Na to wygląda. Może...
-Hej -zawołałam potrząsając małym pudełeczkiem w ręce -może zagramy w karty?

Rozpakowaliśmy paczuszkę i rozegraliśmy parę partii.

W pewnym momencie, kiedy już skończyliśmy, a ja leżałam z głową na torsie Rossa, spojrzałam na jego twarz. Był taki idealny. Powtarzałam to już wiele razy, ale za każdym razem, kiedy na niego patrzyłam jeszcze bardziej się utwierdzałam w moim przekonaniu. Nim go poznałam nigdy nawet nie wyobrażałam sobie, że ktoś może zrobić na mnie takie wrażenie -nie tylko wyglądem zewnętrznym ale przecudowną osobowością. Prawdę mówiąc zakochiwałam się w nim każdego dnia na nowo.

Tymczasem Riker, który siedział naprzeciwko wstał i wyszedł z pokoju.

-A tego co ugryzło? -spytał Rocky wskazując za bratem

Podniosłam się z pozycji leżącej i nerwowo utkwiłam wzrok w podłodze. Ścisnęłam dłoń Rossa i powiedziałam:
-Pójdę z nim pogadać...

Niepewnie wstałam i poszłam za najstarszym. Kiedy go złapałam, poszliśmy do salonu i zaczęliśmy rozmowę.

-Co się stało? -spytałam, chociaż byłam prawie na 100 procent pewna odpowiedzi.
-Nie mogę Harper. Nie mogę na to patrzeć. Na was. -zaakcentował ostatnie słowa.

Nie myliłam się.

-Nadal mi się podobasz. -kontynuował - Obiecałem Rossowi, że nie będę się już starał i wtrącał, ale to jest tak niewyobrażalny ból.
-Riker... ale... co chcesz ode mnie usłyszeć? -spytałam. Nie wiedziałam jak zareagować.
-Nie wiem. Powiedz mi tylko, czy kiedykolwiek będę miał u ciebie szansę...

To było najgorsze pytanie, jakie mógł zadać. Milczałam.

Chłopak po chwili znów się skwitował:
-No trudno.

Stęknęłam. Nie chciałam go zranić, ale byłam bez reszty zakochana w Rossie i nie potrafiłam, nie chciałam tego zmieniać. Bez względu na wszystko.

-Posłuchaj, nie chcę cię krzywdzić. Ale nie potrafię ci pomóc. Bardzo cię lubię, serio, jesteś świetnym chłopakiem, ale Riker proszę nie naciskaj.
-Nie zamierzam. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że cokolwiek by ię nie działo, ja będę czekać. Nie odpuszczę, ale chcę, żebyś była szczęśliwa. Czy ze mną, czy beze mnie.

Przytuliłam go. To było jedyne co mogłam zrobić. Blondyn bardzo mocno mnie uścisnął.
Westchnęłam. Kiedy podeszłam do schodów stał tam Ross. Oparty o poręcz, patrzył na mnie pytającym wzrokiem:
-Okej? -spytał
Przytaknęłam. Ale nie było okej. Z dnia na dzień miałam coraz większe wyrzuty sumienia.
Wrzesień się zbliżał, a wraz z nim kilka niemożliwych do rozwiązania problemów.

_______________________

4 komentarze:

  1. Rozdział świetny, jak cała reszta... Czuję, że coś się wkrótce wydarzy :D Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie na nowiutki rozdzialik http://r5-my-love-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki :D Na razie trzeba się uzbroić w cierpliwość, ale nie wykluczam możliwości jakiegoś wydarzenia w opowiadaniu. A Twojego bloga już czytałam, jest mega rewelacyjny! :D

      Usuń
  2. Jej, nowy rozdział! Tyle na niego czekałam. Pięknie opisałaś emocje i wydarzenia. Czekam na następny.
    Pozdrawiam.
    Luna

    OdpowiedzUsuń