sobota, 8 lutego 2014

48. Sometimes things just fall apart... -pierwsza czesc

Kiedy wszyscy zasnęli, zeszliśmy z Rossem do salonu.

-Też o tym myślisz, prawda? -spytał chłopak
-Cały czas. Nie mogę się z tym pogodzić.

Chyba całkiem nieświadomie nie nazywaliśmy rzeczy po imieniu.

Ross przez chwilę milczał, ostatecznie mocno mnie przytulił. Chciałam płakać, ale nie mogłam. Jeszcze będzie czas na łzy... Chłopak tylko doszedł do tego samego wniosku.

-Ale hej, Słońce, Mamy przed sobą jeszcze mnóstwo czasu razem. Poza tym, może nie przekreślajmy tego wszystkiego -chłopak próbował brzmieć optymistycznie i właściwie mu to wychodziło. Kochałam go za to, że próbował mnie pocieszyć. Kochałam go za to, że mnie rozumiał.

-Kocham cię Ross. -wyznałam patrząc prosto w jego głębokie, piwne oczy
- Ja ciebie też mała -odpowiedział z uśmiechem. Swoją drogą, to urocze, że chociaż dzieliło nas nie więcej niż 5 centymetrów, chłopak tak pieszczotliwie się do mnie zwracał.

-Wiesz, chyba najbardziej będzie mi brakowało tego, że budzę się zaraz obok Ciebie. Tego, że za każdym razem czuję twój zapach.

-A mi... chyba tego, w jaki sposób mnie całujesz -powiedział uśmiechając się.
-Haha, jest aż tak źle? -spytałam
-Nie, wręcz przeciwnie!

Uwielbiałam, jak niezręczne dla innych osób tematy były dla nas czymś normalnym i oczywistym. Czymś, o czym całkiem swobodnie rozmawialiśmy.

-Ross, obiecaj mi, że..

Nie dokończyłam, bo chłopak delikatnie mnie pocałował.

-Obiecuję -odpowiedział z uśmiechem.

Też się uśmiechnęłam.

Zastanawiałam się, czy wszystkie rozstania tak bolą. Prawdopodobnie tak.

-Harper, kurde. Weźmy się teraz w garść. Wakacje się jeszcze nie skończyły,  Przed nami jeszcze kilka miesięcy. W szkole przecież nie siedzisz cały dzień. Do stycznia mamy jeszcze naprawdę dużo czasu, a zachowujemy się tak, jakby to wszystko było niczym i już teraz mamy się rozstawać. A to najgłupsza rzecz, jaką robimy.

-Masz rację.  -z każdą chwilą chyba coraz bardziej się uspokajałam. Ale i tak to co miało nastąpić, było bardzo nie fair. Po tym co przeszliśmy...



Wróciliśmy do pokoju. Usiadłam na łóżku, a Ross obok mnie. Oboje spojrzeliśmy na Rikera, który spał przed nami.

-Nadal mu się podobasz, wiesz o tym? -powiedział Ross

Spojrzałam na rozmówcę z dziwnym grymasem twarzy. Potem mój wzrok powędrował w stronę śpiącego blondyna, a ja oparłam się rękami na łóżku.

-Nie chcę, żebyście się przeze mnie kłócili -powiedziałam zgodnie z tym, o czym już wcześniej myślałam. 

-Nie będziemy. Ale muszę z nim porozmawiać, bo przez długi czas się do niego nie odzywałem, a nasze rozmowy ograniczały się właściwie jedynie do zdawkowych zdań. Mam tylko nadzieję, że mnie posłucha...
-Na pewno -dałam mu całusa w policzek i poczochrałam grzywkę. -jest twoim bratem, nie sądzę, że przez taką błahostkę znienawidzicie się do końca życia -dodałam z uśmiechem

-Oby. -skwitował i odchylił się do tyłu, aż jego plecy i głowa nie dotknęły mojej pościeli.
  
 Koniec części pierwszej.
                                                                            *  *  *

3 komentarze:

  1. Super, szkoda tylko, że krótki.
    Luna

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, przepraszam! Dzisiaj kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń