niedziela, 20 października 2013

35.Sweet love illumination

Wiem, że długo mnie nie było, ale proszę komentujcie :((
 _______________
Ross siedział na moim łóżku bawiąc się włosami.  Patrzyłam na niego zmartwiona, myśląc jak zniósł rozmowę z Lily. Myślałam o tym jak chwycił mnie za rękę i myślałam co to mogło znaczyć. Za dużo myślałam. Uśmiechnęłam się półgębkiem i usiadłam obok niego. Siedzieliśmy w ciszy, którą w końcu przerwał: 


-Nie zastanawiało Cię nigdy to, jak popieprzona jest nasza znajomość?

Cóż za czarny humor. 
Stłumiłam w sobie śmiech. Oczywiście, że się zastanawiałam. 

-Raz się widzimy na desce, na drugi dzień zaczynamy być parą, potem Kimberly, Lily, Riker TO WSZYSTKO w tak krótkim czasie. A myślałem, że mam już wystarczająco pokręcone życie. -dodał

 Cholera jaki on był inteligentny. Był idealny pod każdym względem. Chyba sobie nawet nie zdawał z tego sprawy. Z trudem nie patrzyłam na jego wargi. Próbowałam się chociaż pozornie skupić na tym co mówił.

-Masz rację -powiedziałam poważnie. Tyle rzeczy przez niego i przez całą Amerykańską Ekipę przeżywałam, że aż przekraczało to wszelkie granice i pole zrozumienia w moim mózgu.

Oparłam się dłonią o pościel, niemalże stykając się z dłonią blondyna. Przeszedł mnie dreszcz. Nasze dłonie dzieliło tylko parę milimetrów, podobnie jak twarze. Ross spojrzał najpierw na dłonie a potem na mnie. Prosto w oczy. Pojawiło się między nami ledwo wyczuwalne, a jednak silne napięcie. Zacisnęłam zęby. Ile jeszcze będę się oszukiwać, że tak bardzo mi się podoba i tak bardzo go chcę?
 Biłam się z myślami. Miałam wrażenie, że ta chwila trwała kilka minut, a tymczasem minęło raptem parę sekund. Ross nagle przysunął się i szybko pocałował mnie w policzek, niebezpiecznie blisko prawego kącika ust. Coś we mnie się uspokoiło. Poczułam ulgę, a mój przyspieszony od dłuższego czasu oddech znalazł wreszcie własny zdrowy rytm. Zamknęłam oczy i przygryzłam nerwowo wargę. Musiałam to przemyśleć. Zaraz, co tu było do myślenia?! Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam na chłopca. Nie był ani smutny, ani wesoły. Bałam się zrobić cokolwiek, ale wybrałam najgorszą opcję. Wplotłam dłonie w jego miękkie włosy i pocałowałam go tak mocno, jak jeszcze nigdy. Nie wiem, czy był zaskoczony. Nic mnie nie obchodziło, jedynie to, że zdawało mi się, ze był jedynym lekarstwem na moje zbolałe od tygodni serce. Przytuliłam się do niego. Ten mocno mnie przycisnął do siebie i tak siedzieliśmy jakiś czas. Wtulona w jego ramię wyłapywałam każdą cząstkę jego zapachu i tego niezrozumiałego ciepła. W pewnym momencie się rozpłakałam. Bez powodu. Ross czując jak zaczynam rytmicznie drgać, odsunął się ode mnie i otarł dłonią mój mokry policzek. Uśmiechnęłam się przez łzy. Przez ten cały czas prawie nic nie mówiliśmy i nie wiem nawet co zapoczątkowało serię wyznawanych gestami uczuć, płaczu, oraz podnoszących na duchu uśmiechów. 

Zeszliśmy do kuchni. Wzięłam pomarańczę i wycisnęłam sok do szklanki. Oblizałam obklejone miąższem palce i usiadłam do stołu. Do pomieszczenia weszła mama:

-Hej Harper, jadę do sklepu, jedziecie też? -spytała poprawiając marynarkę i wykonane z tego samego materiału spodnie patrząc jednocześnie na zegarek i wkładając buty. Patrzyliśmy na nią zdumieni, po czym spoglądając na siebie, wzruszyliśmy ramionami i poszliśmy do auta.

___________
Na wstępie, chciałam powiedzieć, że przepraszam, że nie dodałam rozdziału w piątek ale już nie dałam rady.

I jak? 

-Dusss                                 

ps: nie wiem, kiedy dodam kolejną cześć i przepraszam że taki krótki ;c
 

wtorek, 15 października 2013

Rozdział Rozdział Rozdział

Rozdział dopiero w piatek! Miał być dzisiaj ale nie wyrobie się. Przepraszam, miło , że wyrazacie chęci na dalsze części opowiadania. Do piatku Kochani, do piatku!!

~dusss