niedziela, 9 lutego 2014

49. I won't fall underneath the heavy sky...

       Kiedy w nocy się obudziłam, zdziwiona zauważyłam, że nadal mam na sobie ubrania, w których byłam dzień wcześniej. Musiałam być bardzo zmęczona, że nie miałam nawet siły się przebrać.

Dochodziła piąta nad ranem. Nie było sensu iść już spać, więc pomyślałam, że zrobię sobie kawę i może to mnie trochę rozbudzi. Kiedy wypiłam napój, doszłam do wniosku, że chyba nie spełnił on swojej roli, ale smakował wyśmienicie. A to wystarczająco postawiło mnie na nogi.

Cicho wróciłam do pokoju i zwinnie przeskoczyłam na łóżko, trwając niczym przyczajony kot w bezruchu,  by przypadkiem kogoś nie obudzić. Udało się.

Siedziałam skulona i owinęłam się kołdrą. Powoli za oknem zaczęło się robić jaśniej, by ostatecznie pierwsze, nieśmiałe promyki zaczęły wlewać się przez żaluzje do środka. Oświetliły najpierw chłopców na podłodze, potem Rydel, a na końcu Rossa, który słodko się zmarszczył, kiedy słońce zaczęło go razić.. Otworzył oczy i uśmiechnął się do mnie. Przejechał sobie ręką po policzku, potem po czole i włosach, potem się podniósł do pozycji siedzącej i mrużąc oczy spojrzał na jasne, rozświetlone okno.

-Długo już nie śpisz? -spytał
-Zdążyłam już zejść do kuchni. Właściwie  nie za długo. -odpowiedziałam mu z uśmiechem.

Ross skinął głową.
-Masz jakieś plany na dzisiaj? Może gdzieś wyjdziemy?
-Chętnie. -zgodziłam się. Zapowiadała się piękna pogoda i szkoda by było ją zmarnować. -chyba, że mama zechce, żebym jej z czymś pomogła...

Chłopak trochę posmutniał, a ja, widząc to dodałam pospiesznie:
-Ale raczej nie, bo pewnie jest już w pracy. Jeśli będzie czegoś chciała, to zadzwoni.  Dobra, idę się ubrać. zaraz przyjdę. -oznajmiłam



Kiedy wróciłam,  chłopaka nie było. Zostawił tylko karteczkę:

Chodź do kuchni :) - R.

Uśmiechnęłam się i zdziwiona zeszłam na dół. Już na schodach pachniały tosty, a kiedy zobaczyłam chłopaka, miał przewiązany w pasie fartuch i zręcznie poruszał patelnią, na której smażyła się jajecznica.

   -Dzień dobry -przywitał się - zechce Pani usiąść przy stole, a ja zaserwuję Pani specjalność szefa Lynch.

Z trudem powstrzymywałam śmiech. Ross był mistrzem w udawaniu najróżniejszych akcentów. Ale kto by pomyślał, że jest aż tak romantyczny i w takim krótkim czasie zdążył przygotować śniadanie.

Już po chwili leżał przede mną talerz z gorącą jajecznicą i stos tostów z kawałkiem masła, kóe topiło się na wierzchu pierwszej kromki.

-Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało -powiedział pochylając się i opierając o stół złożył mi na ustach soczystego całusa. Chwilę potem ziewnął jak małe lwiątko, co było jedną z najbardziej urokliwych rzeczy, które widziałam.
-Słodki jesteś -powiedziałam i musnęłam palcem po jego policzku.

Chłopak delikatnie się uśmiechnął i jeszcze raz mnie pocałował, zbierając resztkę masła z mojej górnej wargi.

Kiedy umyłam naczynia, wyszliśmy z domu.

                                                                *  *  *
Było blisko do godziny dziesiątej, kiedy reszta zespoły się obudziła. Pierwszy odezwał się Ell:

-A Rossa i Har gdzie wywiało?
-Pewnie gdzieś razem poszli. Chyba wstali już wcześnie rano, bo słyszałam jakieś szmery. -zauważyła Rydel

Riker patrzył zdziwiony na innych. Przez chwilę milczał, ale ostatecznie, korzystając, że ROcky i Ratliff znowu zaczęli się przekomarzać, zwrócił się szeptem do siostry:
-Oni już tak na poważnie są razem? 
-Riker...
-Nie mam zamiaru się wtrącać, ani wchodzić między nich. Ryd, znasz mnie.
-Znam, braciszku, ale wiesz, że ostatnio nie popisałeś się dojrzałością. Nie chcę Cię oceniać, a Harper to naprawdę świetna dziewczyna i nie dziwię się, że Ci się spodobała. Ale skrzywdziłeś tym nie tylko ją, ale też swojego brata.
-No ale co miałem zrobić? Nie chciałem, żeby tak wyszło, ale nie mogłem tego dłużej ciągnąć.
-Zdaję sobie sprawę, że Cię to bolało. Ale teraz już ci przeszło... tak?
-no...
-...tak?
-Rydel, myślisz, że to takie proste?
-Nie sądzę. Tak czy inaczej,  oboje długo dochodzili do siebie po twoich wyznaniach i po wypadku. Ciesz się, że ci to wybaczyli.

-Przepraszam...
-Nie mnie powinieneś przepraszać. Rozmawiałeś z nimi o tym? Z Rossem?
-No nie... nie miałem okazji. Oni cały czas są ze sobą...

Blondynka nie odpowiedziała, ale żal jej było brata, bo wiadomo, serce nie sługa i nikt nie miał na to wpływu.

                                                                      *  *  *
Pojechaliśmy z Rossem nad jezioro i usiedliśmy na krótkim molo. Woda była chłodna i rześka, a wiatr delikatnie rozwiewał włosy i tańczył z falbankami mojej sukienki. Położyłam rękę na dłoni chłopaka, który siedział obok i pluskał nogami w wodzie.
-Pewnie to ostatnia taka wakacyjna wycieczka, prawda? -powiedziałam
-Kto wie. Ale przyznaj, że jest tu całkiem ładnie.
-Jest przecudnie; dziękuję Ross.
-Nie ma sprawy, Harper. Może coś zjemy?
-Och, Zdążyłam już zgłodnieć. -powiedziałam z uśmiechem.

Chłopak podniósł się z pomostu i podał mi rękę, bym i ja mogła wstać. Wygładziłam sukienkę i poszliśmy z blondynem do barku, który mijaliśmy w drodze na plażę.

Ja zjadłam sałatkę, a chłopak tortillę.

Kilka godzin później, kiedy po dłuższym spacerze wróciliśmy nad jezioro, słońce przybrało kolor żywej czerwieni i powoli zaczęło zachodzić. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i zaczęliśmy rozmawiać. Chłopak powiedział:

-Harper, znamy się już prawie dwa miesiące, a ja tak mało o Tobie wiem...
-A co chcesz wiedzieć? -spytałam z uśmiechem
-Hmm, jak najwięcej! -roześmiał się
-Jestem dosyć zamknięta w sobie. I tak wiesz o mnie więcej niż inni moi znajomi.
-Mam to traktować jako komplement? -spytał
-Tak, myślę, że tak. Chyba po prostu jestem taka, że nie umiem o sobie mówić. Kiedyś chyba po prostu byłam bardziej ufna niż teraz.
-Mnie możesz ufać -zdeklarował się chłopak
-Wiem i ufam. -odpowiedziałam uśmiechając się. -poza tym, robisz najlepszą jajecznice na świecie!
-Mówiłem, że to moja specjalność! -ożywił się 
 
Siedzieliśmy na pomoście jeszcze do późna, śmiejąc się, żartując i rozmawiając. Na koniec, Ross mnie pocałował. Chyba pierwszy raz odkąd pamiętam, nasz pocałunek trwał tak długo.

 Słońce jeszcze długo utrzymywało się przy linii horyzontu. Zadzwoniliśmy po taksówkę, która odwiozła nas do domu  Kołysana spokojną jazdą samochodu, usnęłam na kolanach Rossa.

Kiedy dojechaliśmy, chłopak zapłacił taksówkarzowi i wszedł do domu. Przywitał się z przyjaciółmi w salonie i zaniósł mnie na górę i położył do łóżka. Wychodząc, spotkał Rikera.

-Hej Ross, możemy pogadać? -spytał i weszli do sypialni.

_____________________
49! I jak Wam się podoba? Wybaczcie, że ostatnie rozdziały były krótsze, mam nadzieję, że ten wyszedł trochę dłuższy :D

Do następnego razu Słońca :)
Dusss

2 komentarze:

  1. Jest przecudowny, udało Ci się pobudzić moją wyobraźnię, bardzo Ci za to dziękuję. Każda scena była taka prawdziwa, realna, niesamowita... aż chce się więcej!
    Luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy! Aż mi słów zabrakło. Bardzo Ci dziękuję <3
      Pozdrawiam, Dusss

      Usuń