niedziela, 20 października 2013

35.Sweet love illumination

Wiem, że długo mnie nie było, ale proszę komentujcie :((
 _______________
Ross siedział na moim łóżku bawiąc się włosami.  Patrzyłam na niego zmartwiona, myśląc jak zniósł rozmowę z Lily. Myślałam o tym jak chwycił mnie za rękę i myślałam co to mogło znaczyć. Za dużo myślałam. Uśmiechnęłam się półgębkiem i usiadłam obok niego. Siedzieliśmy w ciszy, którą w końcu przerwał: 


-Nie zastanawiało Cię nigdy to, jak popieprzona jest nasza znajomość?

Cóż za czarny humor. 
Stłumiłam w sobie śmiech. Oczywiście, że się zastanawiałam. 

-Raz się widzimy na desce, na drugi dzień zaczynamy być parą, potem Kimberly, Lily, Riker TO WSZYSTKO w tak krótkim czasie. A myślałem, że mam już wystarczająco pokręcone życie. -dodał

 Cholera jaki on był inteligentny. Był idealny pod każdym względem. Chyba sobie nawet nie zdawał z tego sprawy. Z trudem nie patrzyłam na jego wargi. Próbowałam się chociaż pozornie skupić na tym co mówił.

-Masz rację -powiedziałam poważnie. Tyle rzeczy przez niego i przez całą Amerykańską Ekipę przeżywałam, że aż przekraczało to wszelkie granice i pole zrozumienia w moim mózgu.

Oparłam się dłonią o pościel, niemalże stykając się z dłonią blondyna. Przeszedł mnie dreszcz. Nasze dłonie dzieliło tylko parę milimetrów, podobnie jak twarze. Ross spojrzał najpierw na dłonie a potem na mnie. Prosto w oczy. Pojawiło się między nami ledwo wyczuwalne, a jednak silne napięcie. Zacisnęłam zęby. Ile jeszcze będę się oszukiwać, że tak bardzo mi się podoba i tak bardzo go chcę?
 Biłam się z myślami. Miałam wrażenie, że ta chwila trwała kilka minut, a tymczasem minęło raptem parę sekund. Ross nagle przysunął się i szybko pocałował mnie w policzek, niebezpiecznie blisko prawego kącika ust. Coś we mnie się uspokoiło. Poczułam ulgę, a mój przyspieszony od dłuższego czasu oddech znalazł wreszcie własny zdrowy rytm. Zamknęłam oczy i przygryzłam nerwowo wargę. Musiałam to przemyśleć. Zaraz, co tu było do myślenia?! Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam na chłopca. Nie był ani smutny, ani wesoły. Bałam się zrobić cokolwiek, ale wybrałam najgorszą opcję. Wplotłam dłonie w jego miękkie włosy i pocałowałam go tak mocno, jak jeszcze nigdy. Nie wiem, czy był zaskoczony. Nic mnie nie obchodziło, jedynie to, że zdawało mi się, ze był jedynym lekarstwem na moje zbolałe od tygodni serce. Przytuliłam się do niego. Ten mocno mnie przycisnął do siebie i tak siedzieliśmy jakiś czas. Wtulona w jego ramię wyłapywałam każdą cząstkę jego zapachu i tego niezrozumiałego ciepła. W pewnym momencie się rozpłakałam. Bez powodu. Ross czując jak zaczynam rytmicznie drgać, odsunął się ode mnie i otarł dłonią mój mokry policzek. Uśmiechnęłam się przez łzy. Przez ten cały czas prawie nic nie mówiliśmy i nie wiem nawet co zapoczątkowało serię wyznawanych gestami uczuć, płaczu, oraz podnoszących na duchu uśmiechów. 

Zeszliśmy do kuchni. Wzięłam pomarańczę i wycisnęłam sok do szklanki. Oblizałam obklejone miąższem palce i usiadłam do stołu. Do pomieszczenia weszła mama:

-Hej Harper, jadę do sklepu, jedziecie też? -spytała poprawiając marynarkę i wykonane z tego samego materiału spodnie patrząc jednocześnie na zegarek i wkładając buty. Patrzyliśmy na nią zdumieni, po czym spoglądając na siebie, wzruszyliśmy ramionami i poszliśmy do auta.

___________
Na wstępie, chciałam powiedzieć, że przepraszam, że nie dodałam rozdziału w piątek ale już nie dałam rady.

I jak? 

-Dusss                                 

ps: nie wiem, kiedy dodam kolejną cześć i przepraszam że taki krótki ;c
 

wtorek, 15 października 2013

Rozdział Rozdział Rozdział

Rozdział dopiero w piatek! Miał być dzisiaj ale nie wyrobie się. Przepraszam, miło , że wyrazacie chęci na dalsze części opowiadania. Do piatku Kochani, do piatku!!

~dusss

piątek, 13 września 2013

TEEN BEACH MOVIE

Komentujcie, komentujcie bo nie wiem czy pisać dalej :((

JUTRO PREMIERA TEEN BEACH MOVIE.  nie żeby coś, ale właściwie to sikam ze szczęścia <3

czekam na ten film zanim jeszcze pojawił się zwiastun więc tak jakby no... 


Wy też? :3
Czekam na odzew :(

sobota, 31 sierpnia 2013

34. But what if we're not meant to be together?

przepraszam jesli pojawią się jakiekolwiek niezgodności z poprzednimi rozdziałami. Zrozumcie, że powoli sobie przypominam wszystko co się dizało i jeszcze trochę mi to zajmie. :) 

____

Z Tobym nie szlismy zbyt długo. Prawde mowiąc chłopak zniknął równie szybko co się pojawił, ale muszę przyznac, że dobrze mi sie z nim rozmawiało. Oczywiscie (może to ze względu na próbe okazania się ułozoną i dobrze wychowaną dziewczyną) nie poprosiłam go o numer, bo i on sam nie zdradzał szczególnej ochoty by mi go dać. Mówi sie trudno.

Skierowałam się z powrotem do domu. Ku mojemu zdziwieniu, Ross siedział na schodkach przed wejściem. 

-musimy pogadać. -rzucił po czym wszedł do  mieszkania. Dopóki nie przekroczyliśmy progu mojej sypialni, chłopak się nie odzywał. 

Spojrzałam na niego - teraz blondyn leżał na łóżku z nogami opartymi o podłogę. Patrzył pusto na sufit. Przełknęłam nerwowo ślinę, by zagłuszyć ciszę dudniącą mi od pewnego czasu w uszach, ale odgłos który wydało przełknięcie niezbyt pomógł, o ile nie obudził we mnie jeszcze większego niepokoju który narastał z każda zbliżająca się chwilą pewnie nieprzyjemnej rozmowy.

-wiesz, że nie odpuściła? -spytał, a ton jego wypowiedzi nie wskazywał na żaden konkretny cel,         który chciał osiągnąć w taki sposób rozpoczynając konwersację.

-skoro wróciła... czego tak właściwie chciała?
 -mówi, że nadal mnie kocha. Tak to odebrałem, chociaz coraz trudniej mi ją zrozumieć. -powiedział. Chyba chciał wprowadzić do rozmowy jakiś żartobliwy element, ale zrozumiał, że to nie na miejscu wiec tylko krzywo się uśmiechnął.

-mówiła też-tu trochę się chyba ozywił -że mogłaby z toba porozmawiac...

Znów na niego spojrzałam. Tym razem zamiast w sufit patrzył mi prosto w oczy, co nie ułatwiało mi podjęcia jakichkolwiek prób zaprzeczania. Ten wzrok mówił mniej więcej tyle co 'porozmawiaj z nią, bo inaczej sie nie odczepi'. Mimo wszystko pokreciłam glowa z dezaprobatą. By zręcznie uniknąć dalszych 'wzrokowych' manipulacji, skierowałam tok rozmowy na inny, równie przytłaczający temat:

-co z Rikerem? 

Na twarzy Rossa zagościł ponury uśmiech. Chyba nie takiego obrotu sytuacji się spodziewał.

-Lepiej. Za dwa dni ma wrócic do domu.   
-O, to dobrze -powiedziałam zadowolona. Potem jednak znów posmutniałam, zdając sobie sprawe, że to głównie przeze mnie doszło do tego feralnego wypadku. Sytuacja ciągnie za soba nastepne. Zlowieszcze domino. Przypomniało mi się, że nie powiedziałam jeszcze Rossowi o mojej kłótni ze starszym. zadałam więc ryzykowne pytanie:

-myślisz, że ja też  powinnam z nim porozmawiac?
-tak. I to samo myślę w przypadku Lily.

Cholera. 

-dobrze. Porozmawiam z nią, ale tylko jeśli ty będziesz przy tej rozmowie. Nie chcę , żeby kłamała, biorąc pod uwagę fakt, że i Tobie i mnie mowiła w różnym czasie rózne rzeczy. 

Zastanawiał się. Dobrze to wiedziałam.

-Ok. Niech będzie -powiedział ostatecznie i podniósł się z pozycji leżącej.

***


Dochodziła 17. Na dziś zaplanowaliśmy spotkanie z Lily. Ross cały czas starał się mnie podtrzywywac na duchu, ale im blizej było umówionej godziny tym bardziej czułam narastający w gardle ścisk.
 W którymś momencie podeszła do nas Lil. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie i ... multuminnychniecotrudnychdozakwalifikowania uczuć. Jedyne co zrobiła to usiadła obok Rossa i położyła dłoń, na jego dłoni. Warto napomknąć, że ten odruchowo ją cofnął, po czym posłał jej karcace spojrzenie.

-no co gołąbki? Moze wam przeszkadzam? -spytała, a mnie się zaczęło zbierać na wymioty.  JUz na starcie musiała być tak nieznośna? -powiedzcie, a sobie pójdę.


Ross widząc moje zdenerwowanie powiedział:


-Mamy zamiar normalnie porozmawiac -spauzował, po czym kontynuował -a nie znosić dizewcynę, która swoim zachowaniem nie odbiega zbytnio od małej dziewczynki z przedszkola. Zresztą to juz nie pierwszy raz.

Czułam, ze jak sie natychmiast nie wtrace, Ross może powiedziec o pare słów za dużo.

-Chodzi o to... -dodałam -że chyba nie do końca wiemy po co wróciłaś. -powiedziałam starając się zachować spokój i powagę.

A Lily... milczała.

-Powiesz nam coś? -spytał juz poirytowany blondyn
-Wydaje mi sie, że sami sobie wszystko wyjaśniliście. 
-Nie i dlaatego chcemy wiedziec. Boże Lily nie utrudniaj wszystkiego -powiedziałam. Przyjaźniłyśmy się a ty odstawiasz jakieś sceny które niczego ci nie dadzą. Poważnie, porozmawiaj z nami normalnie a nie z jakimś przekąsem, ironią sarkazmem. Kurde no...

-Przypominam Ci,  że to nie z mojej winy jesteśmy skłócone

Zacisnęłam pięść.

-Dobra. -nie chcesz rozmawiać normalnie to nie -skwitował Ross, który tez już chyba miał tej rozmowy po uszy. -tylko potem nie wydzwaniaj ani do mnie ani do Har.

Lily uniosła brwi na znak obojetności i odeszła. 
 Kiedy była juz wystarczająco daleko odezwałam się do chłopaka:

-Nie spodziewałam się, że to będzie taka dziwna rozmowa. Nadal nie wiemy na czym stoimy. 

Ross tylko spojrzał na mnie i chwycił mnie za rękę. Nie było to niezręczne ani świadczące o jakimś uczuciu. Ale nie był to tez czysto przyjacielski gest. Coś... coś pomiędzy. Nawet nie pamiętam dokładnie co wtedy czułam.



piątek, 30 sierpnia 2013

Wyniki ankiety

Przypominam, że rolą ankiety miała być decyzja co dalej będzie z tym blogiem.

Większość z Was zagłosowała y blog dalej powstawał, co mnie cieszy :)

Kolejny rozdział pojawi się dziś lub jutro wieczorem :)

-dusss

wtorek, 2 kwietnia 2013

Nominacja :3

Kilka z Was powiedziało mi o nominacji do  The Versatile Blog... 

Po pierwsze: Jezuu no mega Wam dziękuję! To dla mnie ważne, e są osoby które doceniają mój blog c:
Po drugie: niedługo wstawię nowy rozdział
Po trzecie: 

                                     7 faktów o mnie


1. jestem leworęczna
2. z R5 najbardziej lubię Rossa (to się zdziwiliście na pewno)
3. gram na pianinie i gitarze, tańczę i śpiewam (na razie tylko pod prysznicem i jak jestem sama w domu ale   od czegoś trzeba zacząć)
4. mam 177 cm wzrostu
5. to jest akurat zabawny fakt, ale kiedy pierwszy raz zobaczyłam reklamę 'Austina i Ally' zanim zaczęłam oglądać serial,  to tak sobie mówiłam 'nie no ten blondyn mi się chyba nigdy nie spodoba', ale już 15 minut potem siedziałam w internecie i chciałam wszystko o Nim wiedzieć <3 <3<3
6. Jestem wesołą osobą i  rzadko się obrażam, lubię jeść i spać :3
7. Nigdzie się nie ruszam bez telefonu i słuchawek.

                        10 blogów, które nominuję :3

1. http://takethatchance.blogspot.com/
2. http://r5-story.blogspot.com/
3.http://watchmeopowiadanie.blogspot.com/
4.http://rossandlaurahistoria.blogspot.com/
5.http://opowiadanie-o-r5-i-nie-tylko.blogspot.com/
6.http://better--together.blogspot.com/
7.http://r5-laura-story.blogspot.com/
8.http://austinially-love.blogspot.com/
9. http://moja-historia-o-r5.blogspot.com
10.http://r5-love-story.blogspot.com/


Dzięki wszystkim za nominację mojego bloga i gratuluję nominowanym. Nie wiem jak Wy, ale ja wstawiając te linki tak sobie pomyślałam, że jeszcze niedawno żadnego bloga o Rossie nie było, i nazbierało się tego, po za tym jest chyba jednak między nami taka więź, nawet jeśli się nie znamy :) Tak, łezka się w oku kręci.

Pozdrawiam; ********

~dusss

czwartek, 28 marca 2013

33. Need a breakthrough.

-Czekasz na kogoś? -usłyszałam głos za moimi plecami.

Dochodziła 19 a Ross nadal nie wracał ze spotkania z Lily. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam obok siebie wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka o ciemnych blond włosach i śmiejących oczach. Wyszczerzył się do mnie a ja odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam w ziemię.

-Nie... to znaczy, tak, ale... -zaczęłam się jąkać. Nie wiedziałam co powiedzieć
-No dobrze...  jestem Toby -powiedział wyciągając rękę.
-Harper. -odpowiedziałam. Nie oszukując nikogo, chłopak zrobił na mnie wrażenie.
-Przejdziesz się ze mną? -spytał otwarcie. Jestem pierwszy raz w Warszawie i nie wszystko jeszcze ogarniam...

A! Świetny pomysł. Mimo godziny na dworze było jeszcze jasno. W sumie to mogła być dobra alternatywa dla pechowej strony życia. Wysłałam Rossowi smsa i poszłam z nowym znajomym do centrum. 

                                                                   *  *  *

Ross tymczasem siedział z Lily w kawiarence. 

-Dlaczego wróciłaś? -spytał w końcu Ross
-Dla Ciebie... i  w sumie pogadałabym z Harper, ale nie wiem czy to dobry pomysł...

Chłopaka zelektryzowało. Czyżby Lily ciągle coś do niego czuła? Owszem chyba dał jej powody, no ale żeby aż tak? Pocałowali się, ale nie było mowy o chodzeniu. 

-Odpuść sobie. Przynajmniej mnie. Jak z Har chcesz pogadać, to ja ci na przeszkodzie nie stoję, ale do mnie się nie mieszaj. Powiedziałem ci, że nie będę z toba chodzić i nie zmieniłem zdania, wybacz.

-No ale....
-Nie ma ale. Tak swoja droga juz dawno powinien był się zbierac mam jeszcze kupe spraw na głowie.
-Lizanie z Harper? -spytała uszczypliwie
- A możesz nie być wulgarna? Przyjaźniłyście się. Ja tam dziewczyn nie rozumiem, ale chyba niemozliwe, żebyście az tak się na siebie obraziły.

 Chłopak wstał i  ostentacyjnie wyszedł. Chwycił sie za kieszeń i wygrzebał z niej telefon, który wyświetlał nadal nieprzeczytaną wiadomość od Harper. Zdawałoby się, że teraz to jego własnie szczęście niespecjalnie się trzymało. 

                                                                 *  *  *


___________

Och no przepraszam, że krótki, ale był pisany 'na kolanie'. Jutro wyjeżdżam i pakowanie, przygotowania i te sprawy. Życzę Wam Wesołych Świąt!!!!

(tak btw, jesli w hotelu bedzie jako taki internet,  mój sprzęt nie zeświruje to postaram Wam sie dodać nawet krótki rozdział!) 

I o mało zapomniałam.. Jak Wam się podoba nowa postać -Toby?

No i skromnie w prezencie nasz Ross kochany <3


środa, 27 marca 2013

32. Don't get too close, it's dark inside...

 Było mi głupio. Nie, to złe słowo. Byłam... zdezorientowana. Tak. Ross nadal mi się podobał, i TEORETYCZNIE nadal mi zależało.Nie myślałam już nawet o tym całym zajściu z Lily, bo wypominanie mu tego nic nie zmieni. No dobrze. Trzeba się spiąć i ogarnąć jakieś przeprosiny. Zeszłam na dół i spojrzałam ponownie na ferajnę na kanapie. Ratliff, Rydel, Rocky, mama... no ale Rossa ani śladu. Weszłam do kuchni.Tak jak myślałam, szperał po lodówce, która po natarciu reszty rodzeństwa świeciła pustkami. Zażenowany oparł się o blat lady, a kiedy mnie zobaczył, poderwał się i wyszedł. Chwyciłam go za ramię i powiedziałam: 

-możemy pogadać? Na spokojnie?

Widziałam że się zawahał, ale przystanął i obrócił się w moją stronę.

-Nie będziesz mnie krytykować? -spytał
-Nie.
-Przerywać?
-Nie.
-Oceniać?
-Nie. 
-Dmuchać, chuchać i robić te wszystkie dziewczyńskie miny?
-Palant. -skwitowałam z uśmiechem i poczochrałam mu włosy, które odruchowo poprawił. 

 Usiedliśmy na schodach (romantycznie doprawdy). 

-Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić -powiedział -to była słabość, nic więcej po za tym. 
-Ok, Ross nie ma tematu. Wierzę ci, więc możesz się cieszyć. Ja też przepraszam, ale do teraz nie rozumiem co się tam takiego stało. Najpierw Kim, potem Lily teraz jeszcze Riker. Ze wszystkim mam coś wspólnego i to daje do myślenia, ale ja też nie chcę nikogo krzywdzić, proszę uwierz, że nie robię tego z premedytacją.

Czułam, że zaraz się rozpłaczę. A obiecałam sobie że nie będę płakać. No trudno. Wszystkie moje postanowienia i tak szlag trafia.

-Nie płacz. -wyprzedził mnie Ross i nieśmiało przytulił.

Kochany był, i naprawdę nie lubiłam się z nim kłócić. No ale jak mus to mus, kiedyś trzeba. Tak już mogło zostać, żebyśmy mieli dobry kontakt. Tego zazdrościłam Laurze. Oni się nigdy nie sprzeczali. Zawsze za sobą murem, dobrze się dogadywali prywatnie i na planie serialu.

Nagle podszedł do nas Rocky. z telefonem. Był zaskakująco blady. 

Ros -s -s, dzwonili ze szpitala. Riker miał wypadek.

Mój pech się chyba nigdy nie skończy. 


                                                                             *  *  *


Ross zdenerwowany zaczął rozmawiać z lekarzem. Ja siedziałam tępo na plastikowym krzesełku patrząc w sufit. No kurde czy serio wszystko co zrobię musi mieć fatalne skutki? Wątpię żeby wypadek Rikera był przypadkiem. 
 Słyszałam tylko stłumiony głos Rossa w pokoju.

-Czy ciebie na serio nie można na sekundę z oka spuścić? Stary OGARNIĘCIE.  Dobrze, że w ogóle żyjesz.  -usłyszałam po czym chłopak wyszedł wkurzony z sali. Kiedy do mnie podszedł i usiadł na krzesełku obok mnie. przejechał sobie palcami po oczach i głośno wypuścił powietrze.W końcu twardo się oparł o ścianę i patrzył pusto przed siebie.

-Co z nim? -spytałam
- Lekarz mówi że jego stan jest ciężki ale stabilny. Wyjdzie najwcześniej za kilka miesięcy. Trzeba odwołać trasy, koncerty... Wszystko teraz stoi pod znakiem zapytania, a to przez jego cholerną głupotę.

Nie chciałam martwić Rossa powodem załamania brata. Dlatego milczałam.


                                                                       *  *  *

W domu mama wszystkich uściskała i zaczęliśmy jeść kolację. Na dobrą sprawę słychać było tylko brzęk sztućców, bo nikt nie miał odwagi zacząć rozmowy i przerwać ciszy, która panowała przy stole. W końcu spojrzenia moje i Rossa się spotkały, a ten wskazał ruchem głowy że musimy pogadać. Już nie wiedziałam czego się mam spodziewać, ale wstałam od stołu i odniosłam talerze do kuchni, a Ross poszedł za mną. 

-Co jest? -spytałam
-Lily dzwoniła. Jest w Polsce i chce się spotkać.
-Łohoho, z kim i gdzie? -czułam się jakby ktoś mnie oblał lodowatą wodą. Czy ten dzień mógłby się już skończyć?

-Ze mną. Powinienem iść? -spytał
-Chyba... chyba tak.

Znając moją relację z pechem, obawiałam się, że spotkanie nie przyniesie niczego dobrego.



______________
Ludzie jestem! Wreszcie. Jeju tak mi brakowało tego bloga i nareszcie *.*

Przed świętami jeszcze na 100 % wstawię rozdział. 
Tak bardzo tęskniłam <3

Piosenka z tytułu :Imagine Dragons -Demons (no kocham tą piosenkę. kocham!)  

xoxo :*******



AAAAAAAAAAAA :3

No, Kochani, UDAŁO MI SIĘ!  naprawiłam konto i teraz mogę znowu być z Wami!!!!!! Już piszę rozdział!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

~dusss

poniedziałek, 11 lutego 2013

31. I'll never be good enough for you...

Nasze spotkanie dobiegało końca. Miałam nieodparte wrażenie, że to wszystko to był głupi żart (wiedziałam, że nie był). Szliśmy z Rossem w ciszy, nie odzywając się do siebie. Cisza była mało przyjazna, a każde z nas najprawdopodobniej czuło się (no dobrze, nie wiem jak Ross ale ja na pewno) niezręcznie w tej sytuacji. Tak więc na mojej twarzy zagościł nerwowy uśmiech, i byłam co najmniej zażenowana. Ross spojrzał na mnie i się zatrzymał.

-Jak bardzo jesteś na mnie zła? -spytał
-Trochę. -skwitowałam i szłam dalej. Nie to, że nie chciałam z nim teraz rozmawiać i nie wiadomo jak się obrażać, z tym, że jednak ...nie chciało mi się. Nie miałam ochotę na rozmowę. Byłam zwyczajnie zmęczona, bo to co przed chwilą usłyszałam, bynajmniej nie było lekką pogawędką.
Pierwsza weszłam do domu, za mną Ross. Reszta rodzeństwa siedziała (wraz z moją mamą) na kanapie i w najlepsze oglądali film, który co chwila ktoś komentował.
Nie zdejmując trampek poszłam do pokoju, gdzie głośno westchnęłam i nawet nie zauważając, odruchowo zamknęłam drzwi -pech chciał, że Rossowi dosłownie przed nosem. Oczywiście nie zauważyłam tego, ale blondyn (już z lekka podenerwowany) i zapytał:

-Kurna Harper, jak chcesz, żebym wyjechał tak jak Riker, to proszę bardzo, ale nie zatrzaskuj mi chociaż drzwi centralnie przed twarzą. OK!?

Ross chyba nie przewidział, że jego naskok był dla mnie dwuznaczny. Po pierwsze: ewidentnie obwiniał mnie o to, że Riker wyjechał i że znowu przeze mnie, tym razem on może iść w ślady brata. Po drugie: chłopak chyba sam chciał wyjechać.

Swoją drogą, zadziwiały mnie podobieństwa zachodzące pomiędzy Rikerem a Rossem. Westchnelam (jenyy po raz ktory to juz?!) i powiedzialam:

-Nie, nie chce Cie unikac, wyrzucac i nie jestem zla ani obrazona. Po prostu sam powinienes byl przemyslec, nim zrobiles to, co zrobiles. Nie chce Ci nic zarzucac -stalo sie, no trudno, ale nie potrafie Ci tego w pelni wybaczyc. A teraz mnie zostaw i nie mow rodzenstwu o tym zajsciu. A zreszta, rob jak chcesz.
-skwitowalam, po czym (tym razem celowo) zamknelam zszokowanemu chlopakowi drzwi, i pozostawilam przed pokojem z rozdziawiona buzia.

Heeej !

Hej, słuchajcie, dzisiaj będzie rozdział, (na 99,99%) ale dosyć późno, więc nie niecierpliwcie się.

Ps.Tak jak już w którymś komentarzu napisałam, nie odpisuje na wszystkie komentarze, bo po a, nie zawsze mam czas, a po b, zwyczajnie nie wiem co odpisać, a w pytaniach o rozdziały, po prostu nie chcąc Was zawodzić, nie odpowiadam bo nie chcę kręcić i niepotrzebnie obiecywać, kiedy wstawię rozdział. 

Wybaczcie, ale mam szkołę, zajęcia dodatkowe, nie chcę ich zaniedbywać, a przy laptopie/komputerze nie siedzę codziennie, co jest jednoznaczne z brakiem możliwości wstawiania rozdziałów. 

Jeszcze raz wstawiam tu swojego blogowego maila, na którego możecie do mnie pisać, i też nie złośćcie się, jeśli na jakąś wiadomość nie odpowiem od razu.

                                                                dusss111@interia.pl

Pamiętajcie, że staram się nie zaniedbywać bloga i jeszcze raz dziękuję za wyrozumiałość :*** Jesteście Kochani.

xoxo

~Dusss~

niedziela, 3 lutego 2013

30. If you love me, let me go...

                                                                    *Na drugi dzień*

Bardzo wcześnie się obudziłam. Wstałam, ubrałam się i umyłam, włosy uczesałam w luźnego koka. Nie budząc rodzeństwa, zbiegłam po schodach na dół i ogarnęłam pozostałości z kolacji, którą wczoraj odbyliśmy w wyjątkowo mało ciekawej atmosferze. Zebrałam talerze i  zostawiłam wszystko w zmywarce.

Dobijała 7 rano. Mama miała być o 10, więc zostały mi trzy godziny. Nadal nie wymyśliłam w miarę dobrego planu, ale improwizacja może coś załatwi. Nie chcąc sobie nic układać wyszłam przed dom. Mimo wszystko, słonce już wstało, a poranek był rześki i przyjemny. Uwielbiałam warszawskie lato. Jeszcze niedawno codziennie chodziłam z Lil do parków, na place, do galerii. W sumie nie wiem, czy to się kiedykolwiek powtórzy. Odwróciłam się na pięcie i... z impetem wpadłam na Rikera.

-Sorry -powiedziałam zręcznie starając się go ominąć
-Kurde Har -stęknął -masz zamiar mnie ciągle unikać?

Nie miałam, ale musiałam odreagować.

-Nie, i nie unikam cię -powiedziałam krzyżując ręce. - co chcesz? Soki są w lodówce, a re...
-Harper, powiedz mi tylko czy mam u ciebie jakiekolwiek szanse. Jeśli tak to super, a jeśli nie, to wrócę do Ameryki i nie będę musiał ci się w życie wtryniać. Wiedz, że jeszcze nigdy nikt mi się tak nie podobał i nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Przemyśl to i mi powiedz, tylko w miarę szybko.

No tak, wiedziałam, że mój poranny spokój nie będzie mógł długo trwać. Zostałam postawiona przed cholernie trudnym pytaniem, i choć odpowiedź wydawała się oczywista, to taka nie była. Chwilę po tym jak Riker wrócił na górę, usłyszałam, że ktoś przekręca klucze w zamku.

Mama! -przemknęło mi przez głowę. Byłam zaskoczona, jej wcześniejszym przyjazdem. Mało pozytywnie zaskoczona.

Kiedy otworzyła drzwi, przywitałam się z nią i analizowałam kady sój ruch, żeby mimo wszystko skończyć z dobrą pozycją. 

-Heeej Mamoo -super że jesteś -dodałam sztucznie i uściskałam rodzicielkę
-Hej Harper? Coś się dzieje? -spytała podejrzliwie mam
-A niiic, bo wiesz yy faajnie że wróciłaś zdrowa i wgl. -sama byłam zaskoczona, że aż tak słodziłam
-Ta.. Fajnie. A teraz mów co się dzieje.

Westchnęłam i powiedziałam całą historię. Włącznie z Lily  i z całą gehenną która miała niedawno miejsce. Mama zdziwiona, bo zdziwiona słuchała, ale nie przerwała w ani jednym momencie. Kiedy skończyłam, ta głośno wypuściła powietrze z płuc i powiedziała:

-Czyli u ciebie w pokoju, siedzi teraz cały zespół muzyczny, a twoja przyjaciółka została w Ameryce. I ani trochę nie czujesz się winna? Nie myślisz, że powinnaś zadzwonić do jej rodziców, a przede wszystkim wziąć na siebie całą odpowiedzialność?

-Mamo... To nie tak, żałuje naprawdę,
-Dziewczyno, czy ty  rozumiesz co zrobiłaś? Na tą gromadkę, to się jeszcze zgodzę, nie mamy takiego araz małego mieszkania, ale żeby zostawić Lily TAM!? To jest szczyt głupoty!
-MAMO ONA MNIE NAZWAŁA CO NAJMNIEJ SUKĄ. MIAŁAM JEJ ZA TO PODZIĘKOWAĆ I JESZCZE KWIATY KUPIĆ?!- spytałam wściekła -ty nigdy niczego nie rozumiesz!
-Harper! -wracaj tutaj -wiem, że nie chciałaś nikogo skrzywdzić, ale, coś powinnaś zrobić.  
-Kurde, no wiem, ale nie pójdę do jej rodziców bo mnie zabiją. A co do Rossa i reszty...
-Co do Rossa i reszty, to jeszcze pogadamy...Na ile chcą tu zostać?
-No, w sumie nie wiem, nie pytałam ich...

Mama wywróciła oczami i wskazała żebym poszła na górę. No to poszłam, bardzo zadowolona.

-AAA SŁUCHAJCIE! MOŻECIE ZOstać... -zawołałam nieco schodząc z tonu, gdy zobaczyłam co się dzieję. Riker był spakowany do wyjazdu, a Ross -zdenerwowany?  Czyżby Riker mu o wszystkim opowiedział?

Usiadłam na zszokowana na łóżku i patrzyłam na braci. Rydel, Ratliff i Rocky siedzieli naprzeciw mnie i patrzyli niby z żalem ale jednak z drugiej strony widziałam, że nie byli zadowoleni z decyzji Rikera, który spojrzał na mnie podszedł, pocałował w policzek i zwyczajnie wyszedł z pokoju wraz z walizką i resztą bambetli. Stałam jak słup. Nie wiedziałam co się działo, żadnego wytłumaczenia z jakiejkolwiek strony. Ogłupienie totalne. Odchyliłam się do tyłu i twardo spadłam na łóżko. Doprawdy trudno mi się było połapać, tak więc pełna zrezygnowania zapytałam:

-Ktoś mi wyjaśni co się dzieje? 
-Riker cię kocha! To się dzieje! -odparł zażenowany Ross.  -a teraz jak totalny baran wraca do Ameryki. Co mu strzeliło do tej pustej głowy!

Właściwie nie dziwiłam się, że Ross wpadł w taki szał. Sama byłam zła, bo Riker zachował się jak dziecko. 


                                                                       *  *  *

Dochodziła godzina spotkania. Byłam już w sumie gotowa, ubrałam się, i zeszłam na dół, gdzie czekał już Ross. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy do parku Saskiego, który o tej porze szczególnie ładnie wyglądał. 

Szliśmy już dosyć długo, kiedy Ross się odezwał:


-Wiesz, Har, chyba powinienem ci wyjaśnić parę spraw 

Ja, w sumie troszkę zbita z tropu przytaknęłam tylko głową i usiadłam na pobliskiej ławeczce. 

Ross odetchnął i zbierając się w sobie powoli zaczął toczyć swoją historię:

-Widzisz, wtedy , w LA, ja... możemy porozmawiać o Lily? -spytał
-Jasne -odparłam. Coś czuję, że to będzie długa rozmowa.
-Chcesz, żebym ci wyjaśnił, co było między mną a nią? 
-No, wiesz, chciałabym nawet ale jeśli potem mam się załamać, to może lepiej nie?

Pewnie, że się chciałam dowiedzieć, ale perspektywa kolejnych nieprzespanych nocy, do tego z takim delikwentem w jednym pokoju nie  była najciekawsza. Mimo wszystko, po krótkiej wymianie zdań zgodziłam się na poznanie zarysu tej całej niezręcznej sytuacji.

-Zaczęło się od tego, że rozmawiałem z Kimberly, która była podobno kuzynką Harper. Mówiła ci coś o tym?

Zdziwiłam się, bo nie mówiła. Nigdy nawet nie wspominała o żadnej Kim. Pokiwałam przecząco głową.

-No więc poszedłem do Lily i ona niby się do tego nie przyznawała, ale z drugiej strony miałem wrażenie, że nie była zadowolona, że wiem. No i zaczęliśmy tak gadać, i od słowa do słowa, ona stawała mi się co raz bliższa,i i i i ja chyba jej też... No i w końcu się stało. niby każde spotkanie kończyło się tylko banalnym całusem w policzek ...

Banalnym całusem w policzek, ale mnie od pewnego czasu nawet takiego nie dał.

...ale po pewnym czasie doszły jeszcze te w usta, aż w końcu całkiem inne pocałunki...  Takie, można powiedzieć, dość zobowiązujące i szczere. Nie chcę cię okłamywać, ale lubiłem Lily,  ale nie chciałem cię ranić. Teraz nie wiem jak między tobą i mną będzie, bo rozumiem, że zrobiłem ci świństwo, ale mimo wszystko jednak przepraszam z całego serca.

Głupio mi się zrobiło. Nie chciałam wyjść na zołzę, ani na łatwą dziewczynę. Ross bardzo mnie skrzywdził, grał na dwa fronty i to z moją najlepszą przyjaciółką liczyłam, że sprawa Kim, to już zamknięty rozdział, ale jednak ktoś ciągle to drążył. Najgorsze jest to, że nie wiedziałam komu teraz wierzyć. 

Co się zdarzyło w LA, zostaje w LA? Chyba jednak niekoniecznie...

czwartek, 31 stycznia 2013

29. 'Cause nobody knows me as much as you do...

Wyszłam z łazienki. Kiedy zaczęłam wchodzić po schodach, natknęłam się na schodzącego właśnie Rossa.

-Hej, Har, coś się stało? -spytał troskliwie, siadając na schodach. Ja usiadłam koło niego.
-Nie... nic... nieważne- chciałam powiedzieć chłopakowi, ale hmm to chyba nie była najodpowiedniejsza chwila.
-Przecież widzę, że płakałaś. Nie kłam. Przecież możesz mi powiedzieć...

wiedziałam, wiedziałam że mogę.

-Ross, jak będę chciała to powiem, dziękuję, że się troszczysz. To urocze, ale jeśli mogę, gdzie idziesz? -spytałam

-Wiesz... Riker się zrobił dziwny. W ogóle jest teraz jakiś rozdrażniony i taki...
-Ta wiem, dobrze -powiedziałam do siebie jednak troche za głośno.
-Co?
-Nie, nie nic....

Ross spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem, i skapitulował:

-Whatever. 

Uśmiechnęłam się i spojrzałam w dół schodów. Było mi strasznie głupio, bo wiedziałam, że to z mojego powodu zachowanie Rikera znacznie się zmieniło. No ale to przecież to nie moja wina!
Chociaż... Kurde.

-Nie myślisz chyba, że to ze względu na kogoś z nas? -spytał
-Noo nie... -skłamałam. Znowu. To się tak szybko nie skończy... Jak okłamywać to wszystkich. Swoją drogą przypomniał mi się pewien cytat, ale mało istotne. 

Ross znów spojrzał na mnie tym swoim podejrzliwym wzrokiem, a ja mimowolnie wzruszyłam ramionami. Czułam się obrzydliwie okłamując go, ale nie mogłam teraz mu powiedzieć. W końcu... się dowie.

-Dobra, nie chcesz, nie mów. Słuchaj Harper... Wiesz... pójdziesz jutro gdzieś ze mną? -spytał blondyn  niepewnie, rumieniąc się.

No pięknie.  Oczywiście, że bym chciała iść, ale czy wypadało!?

-A-a-ale na randkę? -odpowiedziałam pytaniem.
-Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem, ale skoro tak to ujmujesz...

Uśmiechnęłam się lekko ale mimo to powiedziałam: 

-No... nie wiem, czy to dobry pomysł...

-Ojjj prooszę. Wiem, że między nami było różnie, ale daj mi to odkręcić...
-Ross... -powiedziałam ale czułam, że się nie oprę. Jejuuu
-Harper? -odrzekł z promiennym uśmiechem
-Rany no niech już ci będzie -powiedziałam zrezygnowana, ale gdzieś w środku byłam bardzo zadowolona.

Ross był co najmniej uradowany, a cieszył się jak dziecko. Jejku, i jak tu się takiemu kochanemu człowiekowi nie oprzeć?

Całej sytuacji od pewnego czasu przyglądał się Riker.

*z perspektywy najstarszego*

Kurde, znowu są razem czy co? Harper mogłaby się zdecydować... Ale, może ona już wybrała? Tylko dlaczego to akurat musi być mój brat!? Co ON ma takiego, czego ja nie mam? Ech...

*wracając do myśli Harper*

Wstałam ze schodów i skierowałam się na wyższe schody. Kiedy się obróciłam, aż się zachwiałam -zauważyłam Rikera, który prawdopodobnie już od dłuższej chwili tam stał.
Podeszłam do niego i spytałam z wyrzutem:

-Riker! Co widziałeś?
-Wystarczająco dużo. -skwitował i odszedł, dając mi do zroumienia, że ta rozmowa nie ma dalszego sensu.

Podniosłam zdziwiona brwi i wróciłam do pokoju, w którym siedziało już ubrane rodzeństwo. Rossa ani Rikera nie było. 

-Hej, młoda, co jest Rikerowi? Chciał ci coś powiedzieć i wrócił... INNY? -zagaił Rocky

Westchnęłam głośno i próbowałam zgrabnie wymigać się od odpowiedzi na to pytanie. Na szczęście Rydel mnie wyręczyła.

-Rocky, nie męcz jej, nie widzisz, że płakała? -spytała dobitnie

'Rany, czy ja serio aż tak źle wyglądam, że wszyscy to widzą?!' pomyślałam i padłam na łóżko chowając twarz w poduszkę. Zasnęłam.
                                                                          * * *

Kiedy się obudziłam, nade mną  pochylał się uśmiechnięty Ross. Ja się również uśmiechnęłam, i lekko mu rozczochrałam włosy ręką. Spojrzałam na telefon, który wskazywał 17.24. Natychmiast się podniosłam i podeszłam do okna. Przespałam chyba z 4 godziny, a nadal nie miałam pomysłu na opowiedzenie mamie o TYM WSZYSTKIM. Szaleństwo. Nigdy sobie nie nagrabiłam, tak jak w ciągu ostatnich dni. Ufff..

AAA!! Jutro wraca mama, a ja miałam się umówić z Rossem. Kurde. Los mi nie może sprzyjać. NIEE BO PO CO?! Cholera by to wzięła... 


_____________________

Taa, króciutki, ale chciałam wstawić szybko, bo nie wiem czy się w tym tygodniu jeszczę wyrobię. 

Aha, zastanawiam się, czy napisać zupełnie rozdział 'od czapy' o relacjach Rossa i Lily w LA, wgl nie ingerując w opowiadanie, 

                                                  ALBO

Napiszę kolejny rozdział (30, o ile się nie mylę) i w nim będzie wytłumaczenie, jako rozmowa Rossa z Harper na tej ich randce. ODPOWIEDZI PROSZĘ W KOMENTARZU, OK? 
                                                     


środa, 30 stycznia 2013

28. You hurt the most, when you ignore me...

Po przekroczeniu progu pokoju, zastałyśmy  z Rydel zaścielone leżanki i podłogę oprzątniętą ze wszystkich śmieci. Na ten widok, blondynka zagwizdała i odezwała się do reszty rodzeństwa:

-No, chłopaki, nie wiem co się wam stało, ale nareszcie zrobiliście coś pożytecznego.

Cicho się zaśmiałam, ale przestałam, gdy zobaczyłam, że Ross, który widocznie już się obudził (albo go obudzono?) patrzył na mnie nie wiem, zawstydzony? Trochę dziwnie się czułam, ale nic z tym nie zrobiłam. Podeszłam do własnego łóżka, i usiadłam na przeciwko chłopaka.

-Przepraszam. -powiedziałam skruszona. To było jedyne słowo, które teraz przyszłoby mi teraz bez wylewu łez. Teraz byłam przygotowana na martwą ciszę, między naszą dwójką. Mimo wszystko to co się stało co najmniej mnie zdziwiło.
Ross się do mnie przysunął i pocałował w czoło. Siedząc tyłem do reszty rodzeństwa, usłyszałam tylko ciche 'Awwww'. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na blondyna, którego rozpalone policzki były uroczo czerwone. Ten odwzajemnił uśmiech i spojrzał na rodzeństwo które nie ukrywało zadowolenia. Ja, kiedy się odwróciłam zobaczyłam tylko jak wszyscy pośpiesznie rezygnują ze skoków chichotów i oklasków 'jak gdyby nigdy nic'. Znowu spojrzałam na Rossa i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Mieliśmy dosyć dobry teraz kontakt, jednak mimo wszystko czułam jakieś specyficzne napięcie...

Moja mama akurat wyjechała do pracy, a, że pracowała w korporacji, nie bywała często w domu. Miałam więc troche czasu, na przygotowanie ją na niezbyt ciekawą informację o niespodziewanych (również przeze mnie) gościach, którzy gdyby chcieli, zmienili by ten dom nie do poznania. Odetchnęłam i zeszłam z łóżka kierując się w stronę wyjścia, a potem schodów na parter, gdzie zaczęłam robić śniadanie. Tak jak myślałam, mama gotowa na mój powrót, kupiła świeże owoce i jogurt naturalny. Szybko pocięłam owoce w kawałki i zalałam jogurtem. Tak, tego mi było trzeba. Nalałam sobie też soku pomarańczowego i wołając Lynch'ów zasiadłam przed telewizorem. Nic ciekawego, jak zwykle. Jednak coś przyciągnęło moją uwagę. Zdecydowną różnicą między Polską a LA, był język, to też aż się zdziwiłam, kiedy usłyszałam ojczysty język. No tak, jednak ten pobyt w Los Angeles się odbił na moim odczuwaniu Polskości. Uśmiechnęłam się i przełączyłam kanał. W tym czasie właśnie zeszło rodzeństwo z Rossem na czele. Rozsiedli się wokół mnie na kanapie i zaczęli wyjadać mi owoce z miski. Nagle usłyszałam dzwoniący telefon i z niechęcią i perspektywą zastania pustej miski odstawiłam śniadanie na stół i podeszłam do aparatu, po czym podniosłam słuchawkę.

-Hej Kochanie! -usłyszałam zmodyfikowany przez łącze głos mamy -już wróciłaś?
-Cześć Mamo, tak, no wróciłam. Siedzę właśnie z... na kanapie i oglądam jakieś bzdety w telewizji -tak, jeszcze nie czas wyjawiać mamie wszystkiego.
-No, to dobrze, wiesz, ja wcześniej wrócę z delegacji więc...
-Zaraz MOMENT MAMO. KIEDY? -spytałam przerażona.
-Jutro. Przed południem powinnam być już w domu. 
 -Aha, ok... -powiedziałam naprawdę wystraszona informacją -dodododobrze, tototo to ja już kokokokończę, no wiesz, żeby nie nie nie nabijać tych no... rachunków...
-Harper? Chcesz mi coś powiedzieć? -spytała podejrzliwie mama.
-No ten... nie nic KOCHAM CIĘ PA,-wypaliłam i nie pozwalając mami odpowiedzieć rozłączyłam się i oparłam o blat kuchennej lady głośno wydmuchując powietrze z ust. Wiedziałam, że ten dzień w końcu nadejdzie, ale nie wiedziałam, że tak szybko. Miałam mało czasu, a naprawdę dużo pracy. Szlag -zaklnęłam w duchu i na miękkich kolanach wróciłam do reszty. 

Riker, który pierwszy zauważył moją przeraźliwie bladą twarz, krzyknął:

-JEEJUUU DZIEWCZYNO CO SIĘ STAŁO?!

na ten wrzask wybuchnęłam śmiechem, bo chłopak zareagował jak bym była nie wiadomo jak trędowata. 
usiadłam na podłokietniku kanapy i zaczęłam:

-Mnie nic nie jest -tu zwróciłam się do Rikera, który nadal jeszcze nie doszedł do siebie, ale po ych słowach chyba delikatnie się uspokoił, -ale mamy problem. Moja mama wraca jutro rano, co oznacza nie najlepsze warunki dla was i dłuuugą, naprawdę długą rozmowę. W najgorszym wypadku będziecie musieli hmm no się ukrywać...

-HA HA HA -skwitował Rocky -no bez jaj, nie może być tak źle.

Posłałam mu jedynie spojrzenie wyrażające: 'Może.'


Odstawiłam -tak jak myślałam -pustą miskę do zlewu i skierowałam się za rodzeństwem ponownie do mojej sypialni. Trudno było właściwie znaleźć dobre wyjście z tej sytuacji. Mogę powiedzieć (powinnam) mamie,  ale z drugiej strony, jeśli wyrzuci rodzeństwo to nie będą się mieli dosłownie gdzie podziać. Oba wyjścia były złe. Mam nadzieję, że chociaż argument, że przylecieli tu ze mną choć po części załatwi sprawę. Tak, na tę chwilę, to było jedyne rozwiązanie.  Niespodziewanie podszedł do mnie Riker i spytał:

-Możemy pogadać? -po czym wskazał na drzwi.

Zdziwiona wyszłam z Rikerem z pokoju. 

-Hmm, co się stało? -spytałam zaskoczona
-Chcę pogadać. O Tobie, o Rossie, o Was, o...
-Yy? Nie rozumiem... -powiedziałam całkiem szczerze.

W tej chwili nastąpiło coś zupełnie nieoczekiwanego. Riker zbliżył się do mnie i... pocałował. Nie broniłam się, ale też nie chciałam. Spojrzeliśmy po tym na siebie.

-Kocham Cię, Harper -powiedział.

Ja w odpowiedzi tylko pokiwałam przecząco głową i uciekłam ze łzami w oczach. Słyszałam tylko, jak chłopak walnął pięścią w ścianę.

                                                                         *  *  *

Skuliłam się w łazience. Moje kolana były już mokre od płaczu. To...to..to było szokujące. Nie wiedziałam co robić. Byłam totalnie zagubiona. Riker mnie pocałował -to zdanie krążyło mi natrętnie po głowie. Lubiłam go, bardzo, ale nie inaczej. Teraz wszystko zdawało się być jeszcze bardziej pokręcone i skomplikowane. Bałam się teraz mu spojrzeć w oczy, Rossowi też. Żadnego nie chciałam skrzywdzić ale nie widziałam niestety rozwiązania zadowalającego i mnie i braci. To przecież są bracia! Tak się nie da, a długo już nie pociągnę. Riker ma serio świetnie wyczucie czasu. Dopiero co zaczęło mi się układać z Rossem, a tu jak grom z jasnego nieba taka nowość. Ranyy po co mi było się w to mieszać. Przed wyjazdem miałam wszystko, ale niee bo zachciało mi się Ameryki. I znowu za namową Lily. Kolejny problem -co z nią? Jak się czuje? Pewnie okropinie. Znałyśmy się tyle lat... 

Na ten moment, czułam się, jakby całe zło na świecie było we mnie. Tyle problemów i żadnego racjonalnego rozwiązania.

Po prostu...

Jezuuu brak mi słów. Tyle miłych komentarzy, nawet że powinnam napisać książkę, że mam piękny styl i lekko sie czyta moje opowiadania. Filmik http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=1BBHW5n-LDM -boski <3 Still waiting for Auslly.

No po prostu balsam dla moich oczu i serca. Tak się cieszę, że jesteście ze mną i doceniacie to wszystko. Nie wiem co bym bez Was zrobiła :*** Dziękuje z całego serca <3


NO I ODWIEDZINY NASZEGO BLOGA PRZEKROCZYŁY 3000! 

aż nie wierzę! Tak się wzruszyłam jak nigdy ;________; <3

xoxoxoxoxoxooxxooxoxoxox Dusss. 

ACHHH I DZISIAJ DODAJĘ ROZDZIAŁ! BĘDZIE MYŚLĘ WAM SIĘ PODOBAŁ <3

Boooże, ale się cieszę rany ;_________;

czwartek, 24 stycznia 2013

27. I used to be love drunk, but now I'm hangover

  Ross zasnął. W sumie nie wiem jak przyjął to całe zachowanie z mojej strony.  Nie zdziwiłabym się, gdybyśmy teraz mieli jakieś ciche dni, czy coś w tym stylu. Natomiast Rydel i reszta chłopców właśnie regenerowali mięśnie po niekoniecznie wygodnym spaniu (och biedni, przepraszam :* ). No tak, do domu przyjechaliśmy w nocy, właścwie nie było się czemu dziwić, że tak długo spali. Przywitałam ich uśmiechami a do Rydel dość znacząco kiwnęłam głową, na znak, że musimy porozmawiać. 
Gest ten opracowałyśmy jeszcze w LA, na wszelki wypadek, który -jak widać- natrafił się przy pierwszej lepszej okazji. Przyjaciółka w lot pojęła moją intencję i rzuciła do braci

-brygado R, ogarnijcie te barłogi trochę, ja idę z Har do toalety, bo Polskie powietrze najwyraźniej mi nie służy -po czym z niesmakiem oglądając pasmo swoich włosów, wstała i uśmiechnęła się do mnie. Ja również się podniosłam z łóżka i poszłam za blondynką.


*na korytarzu*

-No co jest Kochana? -spytała Rydel uśmiechając się ciepło

Wzięłam głęboki oddech i wszystko z siebie wyrzuciłam

-No bo niby nic się nie stało, ale chyba niestety znowu coś czuję do Rossa, tylko, że wiem że to i tak się nie uda, po za tym nie wiem czy on też mnie nadal lubi, a to wszystko się skomplikowało się, bo nie chcę mu nic narzucać, do tego jeszcze zostawiłam Lily w LA, i mimo wszystko się o nią boję, nie wiem co powiedzieć rodzic... -wypaliłam szybko zatrzymując się po wtrąceniu rozmówczyni

-HEEEJ. Stop, zaraz, moment. ło ło ło wróć. Mój brat nadal ci się podoba tak?
-no... tak... NIE WIEM RYDEL NIE WIEM CO SIĘ DZIEJE
-Rozumiem. No cóż, pięknem to on nie rozwala, ale skoro ci się podoba, to ja nic do tego nie mam. Powiedziałaś mu to?
-próbowałam -tłumaczyłam -ale zamiast tego wyszła niefortunna sytuacja z której wyniknęło tyle co nic, i mokra od moich łez koszulka. -no, zbliżała się kolejna fala łez.
Dziewczyna szczerze się zaśmiała i pogłaskała po ramieniu. 

-Ok, czyli Ross pewnie się domyśla, ale sam jest rozdarty. Wbrew pozorom, to dosyć wrażliwy chłopak -powiedziała patrząc przez szparę w drzwiach na śpiącego blondyna.

-Niewątpliwie -były momenty, że faktycznie mogłam się przekonać o drugiej stronie 'wyluzowanego' chłopaka.

-Tak, no, nie powiem, Ross wiele razy pokazał podczas tych ostatnich tygodni, że potrafi wszystko spaprać dosłownie, a;e muszę ci przyznać, że również podczas tych ostatnich tygodni, dawno go takiego przymulonego nie widziałam. Z początku nie wiedziałam, o co chodzi, ale później, chcąc nie chcąc, wszystko mi opowiedział. Zupełnie inna sprawa była kiedy te ostatnie dni Twojego pobytu w Los Angeles spędziłaś z nami, kiedy to Ross zdawał się być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.  Jak widzisz, on też to wszystko przeżywał i nie mówię tego tylko dlatego, żeby go usprawiedliwić jako brata -rzekła całkiem poważnie.

-Ja jego, ani jego zachowania nie oceniam, chociaż trochę fermentu było. Ale mimo wszystko; na dobrą sprawę, to fascynujące, że was wszystkich poznałam. Nie wiem czy to było zwykłe szczęście, czy nie, ale nie wiem czym sobie zasłużyłam.
-hahah Kochana! Przestań proszę! Mówisz o nas jak o jakiś bogach, a my nadal jesteśmy zwykłymi, na dodatek nie zawsze rozważnymi ludźmi.

W pewnym momencie drzwi do pokoju się otworzyły i stanął  nich rozczochrany Riker

-Nie no wiecie, nie żeby coś, jestem chłopakiem, ale te twoje włosy Rydel, niczym się nie różnią od tych które miałaś wcześniej -skwitował ze śmiechem

Rydel dała mu kuksańca po czym się odgryzła:

-hmm, braciszku, twoje ramię chyba jednak -w przeciwieństwie do moich włosów -zmieni wygląd.

Riker pokazał tylko język i wrócił do pokoju.

Byłam co najmniej rozśmieszona tą sytuacją. Na moment udało mi się zapomnieć o Rossie, nie na długo, no ale bywa.

My również, kończąc zdawkowo rozmowę, postanowiłyśmy wrócić do rodzeństwa. 

________
Proszę, udało mi się wstawić jeszcze dzisiaj rozdział, a że krótki to już chyba przebolejecie :*

xoxo Dusss 



 

AAAAAA :3

No, Kochani, MAM DLA WAS DOBRĄ WIADOMOŚĆ.  

27 STYCZNIA RUSZA NOWY ODCINEK AUSTIN & ALLY 
                                                                 (Girlfriends & Girl friends) 



No nie mogę się doczekać :3 A Wy?

xoxo Dusss
 


piątek, 18 stycznia 2013

26. Let's do something ridiculous

chwyciłam deskę pod pachę i wymaszerowałam cicho z pokoju starannie stawiając kroki żeby nikogo nie nadepnąć. Postanowiłam, że to będzie pierwsze zadanie, które dzisiaj wykonam -deska była duża i zagracała niepotrzebnie mój pokój. Chwyciłam więc pudełko specjalnej parafiny i podwijając rękawy starej, przydługiej koszuli, zabrałam się za woskowanie. Trochę czasu mi to zajęło, a zmęczona byłam jak nie wiem. Podniosłam się z klęczek i po nieprzyjemnym strzyknięciu kręgosłupa ponownie wzięłam deskę pod ramię i powlokłam się do schowka-alergia gwarantowana. Pełno pyłu, kurzu. Fatalnie się czułam więc zatkałam nos, odstawiłam sprzęt i czym prędzej zamknęłam drzwi. Odetchnęłam i wróciłam do pokoju, gdzie wszyscy oprócz Rossa spali -nadal! Uśmiechnęłam się na ten widok i usiadłam na łóżku. Położyłam na nim walizkę, która prezentowała połowę mojej komody i kawałek szafy. Wydałam z siebie pełen zażenowania świst powietrza i po kolei zaczęłam wykładać rzeczy na łóżko. Tak mnie to zaabsorbowało, że nawet nie zauważyłam, kiedy Ross usiadł za mną, po czym delikatnie zaczął masować barki. Wzdrygnęłam się i momentalnie poczułam ciarki na ciele. Nie odzywaliśmy się. Ani ja, ani on. Nie wiedziałam co zrobić, a że sytuacja nie była zbyt komfortowa odwróciłam głowę i zwyczajnie się uśmiechnęłam. Czyżby mu zaczęło zależeć?

Wstałam i powkładałam ubrania do szuflad i na półki, po czym udałam się do łazienki w której zostawiłam kosmetyki i kilka ręczników -dla rodzeństwa.

Kiedy znowu usiadłam na łóżko Ross na mnie spojrzał ale nic nie powiedział. Tym razem usiadłam po turecku, przodem do niego i również patrzyłam. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, miał w sobie coś tak strasznie hipnotyzującego... Ocknęłam się w końcu. Nie był moim chłopakiem, nie jest, i nie... Nie wiedziałam. Nie pomyślałam nawet o tym, czy kiedykolwiek jeszcze będę w stanie być z Rossem. Zrobiło mi się momentalnie smutno. Westchnęłam i w sumie nie wiedziałam co dalej. Nie miałam pojęcia. Zależało mi. Tak cholernie mi na nim zależało. Chłopak chyba umiał czytać w myślach, bo przysunął się do mnie i mocno przytulił. Najpierw zdziwiona, potem jednak również objęłam chłopaka i łzy mi napłynęły do oczu mocząc blondynowi koszulkę. Ross gdy to poczuł odkleił się ode mnie i obejmując moje czerwone policzki dłońmi troskliwie spytał:

-Hej, co się stało?

Miałam powiedzieć czy nie? Wyrzucić z siebie te wszystkie rozterki i wątpliwości? Zachować je dla siebie?

-Ross, ja ja nie mogę, nie potrafię... -wydukałam znów wtulając się w chłopaka. Czułam się wtedy bezpiecznie, ale nic nie umiałam zrobić. Ross chyba nie był zdziwiony. Nie wiem. Nie chciałam go puszczać, może bałam się że go stracę. Brakowało mi go, tego ciepła, zapachu, Jego. Póki mogłam, chciałam żeby to trwało. W końcu jednak usiadłam prosto i parzyłam tępo w podłogę. Ross otarł tylko moje policzki całe już mokre od łez i ledwo się uśmiechnął. Nie był to uśmiech wymuszony, sztuczny czy złośliwy. Sprawiał wrażenie zrozumienia i współczucia. Nie odzywaliśmy się do siebie wcale. Żadne z nas prawdopodobnie nie wiedziało co powiedzieć. Ruina.

__________
Wybaczcie, że krótki, ale chciałam jak najszybciej coś dodać, sorry :*

xoxo Dusss 

niedziela, 13 stycznia 2013

25. Someday, we will be together...

Nawet nie pamiętam kiedy wróciłam do pokoju. Leżałam ciężko na łóżku i nie podnosząc głowy rozejrzałam się w miarę możliwości po pokoju. Rodzeństwo jeszcze spało.Czułam w pewnym sensie pustkę, czyżby to ta nagła zmiana godzin? A może nie...

Nagle usłyszałam cichy szmer -ktoś się wiercił na podłodze. Nie trudno było zgadnąć -Ross.  Gdy zauważył jak bacznie mu się przyglądam, uśmiechnął się ciepło i zsunął z siebie kołdrę. Po czym podszedł do mnie. I znowu to robił -ubrany jedynie w koszulkę bez rękawów i szorty sięgające kolan,  kolega jawnie eksponował swoje umięśnione ręce i nogi, o torsie nie wspominając. Momentalnie przeszły mnie dreszcze, ale szybko wybudziłam się z tego niezbyt właściwego do naszych relacji stanu.

-I jak tam? -spytał blondyn

Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Nic jednak nie powiedziałam. Obserwując to wszystko Ross, skwapliwie począł kontynuować rozmowę (monolog?).

-Mnie się dobrze spało. Trochę inaczej ale mimo wszystko dobrze -powiedział.
-Rozumiem, ale w sumie dlaczego zdecydowaliście się polecieć ze mną? Przecież to tak daleko,
-Zgodnie wszyscy stwierdziliśmy, że będziemy bardzo za tobą tęsknić, dlatego się na to zdecydowaliśmy. To nie było takie łatwe, żeby utrzymać tajemnice i sprawić byś dowiedział się już na samym końcu. Zwłaszcza, że Ratliff to straszny paplarz i gaduła.

Na te słowa oboje wybuchnęliśmy szczerym śmiechem. Po tym napadzie odezwałam się:

-Ta... Dziękuję Wam, jesteście kochani. Jedyne co mi ciągle nie daje spokoju to fakt, że zostawiłam tam Lily i mam mega wyrzuty sumienia.
-Hej, -powiedział krzepiąco Ross -nie miałaś wyjścia. Wiem, że gdyby TO od ciebie to wszystko zależało, byłoby inaczej. Ale akurat nie mogłaś nic zrobić więc... spróbuj na chwilę zapomnieć...
-Ross! To była moja przyjaciółka a ja ją zostawiłam bez pieniędzy, bez dachu nad głową tysiące kilometrów stąd. I ty mi mówisz, że mam się nie denerwować!? Wyobraź sobie, że ja nie zgubiłam tam laptopa, tylko żywego człowieka!
-No dobrze, to co chcesz ode mnie usłyszeć? -spytał zrezygnowany chłopak. Wiedziałam, że chce dobrze, ale niestety już nie pierwszy raz się przekonałam, że jego dobre chęci nie zawsze załatwiały sprawę. Żeby nie powiedzieć nigdy.
-Najlepiej nic nie mów. Twoje pocieszenia niestety nie odwrócą czasu. -odpowiedziałam mało entuzjastycznie.

Chłopak bezradnie wzruszył ramionami i ciężko wypuścił powietrze z ust śmiesznie wydymając policzki. Przykro mi było że tak na niego naskoczyłam. To nie była jego wina... A przecież tak się starał i teraz był tutaj, ze mną , zupełnie z własnej woli, dla mnie.

Popatrzyłam na jeszcze nierozpakowaną walizkę i poczułam momentalny ból głowy. Musiałam to wszystko poukładać w szafach. Musiałam naładować laptopa, telefon, umyć deskorolkę i nawoskować deskę, którą po schowaniu do pokrowca zanieść do piwnicy. Tak dużo do zrobienia, tak mało czasu... Padłam ciężko na łóżko, bo jak się okazało, powrót z dalekiej rzeczywistości, równał się powrotem do obrzydliwie napakowanego zadaniami i problemami domu z piątką rodzeństwa na czele. Nadal musiałam to powiedzieć mamie. Wizja tego wszystkiego cholernie mnie przerażała, ale musiałam przeżyć. Już siebie widziałam o pierwszej nad ranem kładącą się spać. No, jak się wyrobię do pierwszej to będzie dobrze -pomyślałam, i zwlokłam się z łóżka, tym samym rozpoczynając swój dzisiejszy maraton.

______________