piątek, 7 lutego 2014

47. Wishin'...wishin' she was seventeen...

-Ponieważ, chcąc nie chcąc, -zaczął Ratliff głosem starszego dowódcy w armii- zostaliśmy sami, bez Rydel i Rikera, którzy zazwyczaj wszystko składają w kupę, proponuję, żebyś to Ty, Harper, przejęła rolę rozdzielacza obowiązków.

-Stary, jesteś pewien, że istnieje takie coś, jak rozdzielacz obowiązków? -spytał wciąż zaspany Ross

Ell puścił uwagę mimo uszu i kontynuował:
-zgoda?


Zgodziłam się.

-jest też pozytywna strona: nie ma Rocky'ego, który zawsze robi bałagan.

Spojrzeliśmy z Rossem po sobie i uśmiechnęliśmy się. Ratliff uwielbiał przekomarzać się z Rocky'm, i obaj żartowali na swój temat. Prawdę mówiąc, faktycznie zachowywali się jak bracia bliźniacy -jak to określiła Ryd.

-No dobra... -skończył Ellington patrząc na nas podejrzliwie, nie rozumiejąc dlaczego się uśmiechamy. -nie wiem, co jest grane, ale chyba rzeczywiście was nie rozumiem.-po czym sam się uśmiechnął.

-Okej, chłopaki -podniosłam się z łóżka - mamy mało czasu. Ross przynieś z piwnicy materac -widząc jego zdziwienie, wyjaśniłam -to tam, skąd prawdopodobnie braliście instrumenty na mój urodzinowy koncert. Właśnie, dziękuję wam! To było cudowne z waszej strony.

Bracia przybili sobie piątkę.

-Wracając -mówiłam dalej - Ratliff przesuń wasze legowiska i zrób proszę miejsce na jeszcze jedno; to, które przyniesie Ross.

-Się robi -potwierdził i natychmiast zaczął przesuwać pościele na podłodze. Już po chwili, zrobiło się całkiem dużo przestrzeni.

- A tak swoją drogą, chcecie dla Rikera też zrobić imprezę, czy...
-Myślisz, że zasłużył? -spytał Ross, którego ton wyjątkowo w tej sytuacji chyba nic nie sugerował.
-Ross, bez względu na to co się stało, chyba wypada chociaż przywitać go z otwartymi ramionami. Poza tym, zdawało mi się, że już się pogodziliście?
-Bo się pogodziliśmy... przepraszam, jasne, że powinniśmy coś dla niego zrobić. -tym razem wyczułam w jego głosie żal i skruchę.

Właściwie, to nie dziwiłam się, że Ross nadal -choć nie okazywał tego za bardzo -był sceptycznie nastawiony do brata. Był bardzo wrażliwy i łatwo było go zranić, a tym bardziej w tego typu sprawach. Ale wiedziałam, że mu wybaczył, co w pewnym sensie i mnie podniosło na duchu.

Uśmiechnęłam się do niego, a on mi odpowiedział tym samym.

-Dobra, pójdę poinformować mamę. Mam nadzieję, że jeszcze będzie w domu...

                                                                           *  *  *

-Ej, -zaczął Ratliff, siadając obok blondyna -wy już tak na poważnie?
-Czekaj... -zdziwił się Ross -co masz na myśli?
-No wiesz... że ze sobą chodzicie. Ty i Harper
-Chyba ostatecznie tak...
-Chyba? Czemu 'chyba'? Myślałem, że jesteście szczęśliwi.
-I to jak! -ożywił się chłopak, po czym jednak dodał osowiałym tonem -boję się tylko, że znowu ją zranię...
-Hej, zwolnij kolego! Nie ma trzeciej osoby, nikt się między was nie wciska. Więc o co chodzi?
-Ell, Zaczynamy trasę. Ona zaczyna szkołę. Musimy wrócić do Los Angeles, a ona musi tu zostać. Tak, wiem, że to za kilka miesięcy, ale wrzesień tuż-tuż. I co ja mam robić? -wypalił, a wypowiadając ostanie zdanie, jego głos zaczął się załamywać. -Najpierw sam jej mówiłem, żeby się tym nie przejmowała, ale teraz sam nie mogę przestać się nad tym zastanawiać...

-Stary, obaj wiemy, że nie ma z tej sytuacji dobrego wyjścia. Dobrze wiesz, jak było, kiedy wylatywaliśmy z Kalifornii. Naprawdę, nie wiem jak ci pomóc. Słuchaj, wróci Rydel, z nią pogadasz. Ja nie potrafię ci nic doradzić, mimo moich najszczerszych chęci. Staraj się o tym na razie nie myśleć, zobaczysz, że wszystko się jeszcze ułoży.

-Dzięki Rat, ale w tej sytuacji, raczej nic się nie ułoży. Taka kolej rzeczy.
-Niekonieczne... -dodał Ellington, ale powiedział to już do siebie, tak, że Ross nie miał szansy niczego usłyszeć.

                                                                        *  *  *

Złapałam w ostatniej chwili mamę i powiedziałam jej o wszystkim.

-Harper, kochanie. Zgadzam się, ale bierz pod uwagę, że niedługo idziesz do szkoły, a ja często wyjeżdżam. Podejrzewam, że oni też mają dużo pracy, swoje koncerty, występy i kto tam jeszcze wie, co innego. Mówię ci nie po to, żeby Cię dołować, ale żebyś miała świadomość. Pamiętaj też, że nie tylko ty na tym ucierpisz, ale cały zespół, z Rossem na czele.

-Mamo, wiem. Naprawdę...

Mama mnie ucałowała i wyszła do pracy. Zostałam teraz sama z moimi myślami.

                                                                       *  *  *

Około 15 usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Do środka weszła dziewczyna, Rocky i Riker, który poruszał się o kulach i z nogą w gipsie.

Po kolei go uściskaliśmy, uważając, by nie sprawić mu przy tym zbyt dużego bólu.

Przyjęcia choć nie było, Rydel zrobiła sałatkę owocową i siedząc wszyscy w moim pokoju dyskutowaliśmy i opowiadaliśmy sobie najróżniejse historie.

Riker przez cały czas utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy. Ross, który to zauważył, milczał, ale widziałam, że było między nimi jakieś napięcie. Naprawdę nie chciałam być powodem ich kłótni i przez większość popołudnia i wieczoru się nad tym zastanawiałam.
 Co więcej, cały czas wisiał nade mną przygnębiający fakt, że takie wspólne wieczory nie będą trwały wiecznie. Niedługo wszystko wróci do pozornej normy, a ja będę samotna w swoim pokoju pełnym wspomnień.

Oparłam głowę na ramieniu siedzącego obok Rossa i ścisnęłam jego rękę. Chłopak pocałował mnie w skroń i wyszeptał.
-Potem o tym porozmawiamy. -zapewnił mnie.

Zrozumiałam, że i jego w końcu zaczęła dotykać wizja rozstania. Może i trochę za wcześnie. ale fakt faktem, oboje coraz częściej o tym myśleliśmy 
Byłam wdzięczna, że sam wywnioskował o co mi chodzi, a ja nie musiałam tłumaczyć wszystkiego, bo chyba nie przeszło by mi to przez gardło.

Zapowiadała się długa rozmowa. Długa i nieprzyjemna rozmowa.

________________________

Trochę napięcia, trochę smutku. Chyba sama się wzruszyłam pisząc ten rozdział. Jak myślicie? Czy Rossowi i Harper uda się jakoś wybrnąć z tej mało sprzyjającej sytuacji?

Piszcie w komentarzach!

~Dusss



4 komentarze:

  1. Jeju, wzruszyłam się. Pięknie piszesz. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! :DD

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany, ja też miałam nieszczęśliwą minę, czytając to. Mam nadzieję, że wspólnie znajdą wyjście z tej sytuacji. Rozdział cudowny i wzruszający, chyba tylko ty potrafisz mnie tak zadziwić.
    Pozdrawiam.
    Luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, za takie kochane słowa i za komentarze :) Pozdrawiam!

      Usuń