środa, 28 listopada 2012

20. I realize, it was only just a dream...

 Dopiero na drugi dzień uświadomiłam sobie, co tak naprawdę myślę o tej całej sytuacji. Wczoraj szczerze powiedziawszy, miałam na to lekką olewkę, a teraz całą sytuacja przedstawiała się tak.

Mój chłopak ( nie wiem czy Ross nim jest czy był) i przyjaciółka  =niedoszła (czy aby na pewno? ) zdrada.

Powinnam czuć się fatalnie, a tak nie jest. Czuję się tylko oszukana. Tyle. W żadnym razie, nie jestem w takim złym stanie w jakim byłam jeszcze niedawno. Właściwie, to trudno stwierdzić jak się teraz czuję... 

Lily leżała na łóżku na mokrej poduszce -widocznie nie przekonały jej moje zapewnienia, że nasze relacje są tak samo dobre i musiała się komuś wyżalić, a że była to akurat poduszka, to no cóż. Jakoś przeboleję, że w takiej sytuacji raczej nie chciałaby mi nic powiedzieć, a nasza rozmowa składała się głównie z tych bolesnych przeprosin. Ta... w końcu zrozumie. 

Nagle usłyszałam znajomy dźwięk. Moja komórka dawała mi znak, że ktoś się próbuje dodzwonić. No kto to mógł być? Wiadomo Ross. Nie zastanawiając się długo odebrałam.

<Hej. No już tak. Tak. No. Dobra. O której? Zgoda. To do zobaczenia>

Ross się chciał spotkać. Nietrudno było zgadnąć, że jeszcze blondynek mi się przy okazji napatoczy. Trochę mi go było żal, ale z drugiej strony...

                                                                    *  *  *
Za 10 minut czwarta. Siedziałam w pizzerii -tej samej, do której poszłyśmy z Lily pierwszego dnia naszego pobytu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co mnie tu spotka i to w tak krótkim czasie. Nie wiedziałam, że poznam Rossa, bo takie rzeczy to tylko w filmach się zdarzają. A tu proszę. Na wspomnienie tego wszystkiego na mojej twarzy zagościł ponury uśmiech.

Nerwowo stukałam palcami o blat stołu i pusto patrzyłam w dal. Moją nostalgię przerwał Ross który usiadł centralnie naprzeciwko mnie. Przeniosłam swój wzrok na niego i niemrawo się uśmiechnęłam. Ten odwzjemnił uśmiech ale się nie odzywał. Mi się też nie spieszyło. Nie dlatego, że byłam obrażona, bynajmniej, byłam z lekka zajęta własnymi myślami, po za tym czekałam aż Ross coś powie. W końcu, to on chciał się spotkać.I faktycznie; już po chwili zaczęła się nasza konwersacja.


-Harper... na pewno nie jesteś zła? -niepewność rosła z każdym wypowiedzianym przez niego słowem

-Nie nie jestem, tego możesz być pewien.
Liczyłam, że chłopak się ucieszy lub chociaż poczuje minimalną ulgę, a tu nic. Czyżby spodziewał się co mogę powiedzieć? Nie sądzę...

** z perspektywy Rossa ** 

Czułem specyficzne napięcie. Z jednej strony myślałem, że Harper nie będzie chciała mnie widzieć, a tu zaskoczenie. Teraz też; zapewnia, że jest ok, ale szczególnie do zainicjowania rozmowy to się nie kwapi. Trudno wyczuć co się dzieje w jej głowie. Czyżby taka była postawa dziewczyn? Nie zrozumiem tego...

** punkt widzenia Harper **

-No... więc...?
-No więc... -zawtórował -Harper kurde no ile można!? Możemy ustalić w końcu na jakich jesteśmy warunkach czy co?!
-Warunkach!? O czym ty mówisz? -spytałam autentycznie zdziwiona
-No bo ja już nie wiem nooo. Najpierw się cieszymy, potem jesteśmy parą o ile w ogóle potem ciągle się kłócimy potem jest dobrze a teraz jest tak głupio. No Harper powiedz mi co ja robię źle?

Miałam ochotę się roześmiać. Co robi? Co robi?! No tak, bo jeśli doprowadza się dziewczynę do stanu bardzo złego, tak że się tnie i nie ma ochoty na nic, i jeszcze zdradza (no cholera nadal nie wiem czy do niej doszło czy nie?!) z najlepszą przyjaciółką. No nie wiem, ale to chyba wystarczy. Nie powiedziałam mu jednak tego.

-No a jak myślisz Ross? Nie rób ze mnie wariatki, wiem, że święta nie jestem, ale tutaj to właściwie przez ciebie ja tak bardzo sobie zrujnowałam psychikę... nie oszukujmy się.
-No to co mam zrobić, żeby było dobrze?
-Teraz, to ty nic już nie możesz zrobić. Możesz jedyni liczyć, że dasz mi wystarczające wyjaśnienia i podstawy do tego, że będę ci mogła znowu zaufać. Serio Ross, w tym wypadku to ja pozdrawiam. -odrzekłam.

Chyba go zatkało, ale między wierszami usłyszał, że ma jeszcze jakieś mizerne szanse. Jestem ciekawa co zrobi, i czy wybrnie z tego świństwa. No, ewidentnie został postawiony w kropce. 

-A jeszcze zobaczysz, że dam radę -odpowiedział -przekonasz się!
-No no... -powiedziałam z minimalną nutą politowania w głosie -żebyś ty się tylko nie przeliczył...

_____________________

No i co myślicie? 

niedziela, 25 listopada 2012

19. Should I give up?

** Harper **

Ross znów stał się inny. Był taki sam jak wtedy przy Kimberly... Tylko, czy to oznaczało, że i tym razem rozpęta się piekło? Miałam nadzieję, że nie. Po za tym ta zdrada o której wspomniała Lily... Czyżby faktycznie to zrobił? I z kim, z Kimberly? Nie raczej nie...
W tym momencie do mnie dotarło, że może z Li... Nie! To niemożliwe! Ahrrr... 
 Musiałam to jak najszybciej wyjaśnić, bo w takiej sytuacji, to niestety była jedyna opcja, która mogła zmienić mój punkt widzenia. Nie chciałam być oszukiwana. Tym bardziej przez Rossa, który już i tak zbyt wiele namieszał. Ale, co jeśli to wszystko moja wina? Mogłam się nie pojawiać w jego życiu, bo od tego czasu ma same problemy. Jak sama Laura powiedziała, Ross nigdy taki nie był jak teraz... Czyżbym miała na niego jakiś wpływ? Nie wiem. Teraz tylko chciałam z nim porozmawiać i tym razem bez maślanych oczu. Nie mogłam tak łatwo ulegać, bo w końcu owinie mnie sobie wokół palca jak jakąś bezwartościową lalę. A tego, to już bym w ogóle nie zniosła. Znowu się wszystko skomplikowało. A może to tylko mój wymysł? Zawsze byłam aż zanadto podejrzliwą osobą. Trudno. 
Siedziałam właśnie na plaży i patrzyłam tępo w nad wyraz spokojną taflę wody. Nagle poczułam jak ktoś nade mną stoi. Podniosłam głowę i zobaczyłam Rossa.

-Cześć Harper -powiedział bez wyrazu, jednak z pewnym przejęciem w głosie.
-Hej, co tam? -próbowałam choć na moment ukryć moje zażenowanie ów sytuacją

Chłopak natychmiast, niczym oparzony usiadł obok mnie .

-Musimy pogadać.

                                                                            * * *
** parę minut później **

Nic do mnie nie docierało. Po mimo tego, co właśnie usłyszałam, próbowałam zachować zimną krew. Nie wiem co skłoniło Rossa, do opowiedzenia mi o tej nieszczęsnej, na szczęście nie doszłej (chyba) zdradzie.

Przejechałam sobie dłonią po twarzy a potem po włosach. 


-Słuchaj Ross, skoro tak ma wyglądać nasza znajomość to ja nie wiem co robić. Ostatnio ciągle się kłócimy... -skwitowałam
-Wiem. I wiem że to jest moja wina, ale...
-Ross! To nie jest twoja wina, bo ja sama też nie jestem najlepsza. Tylko wolę żebyś mi to powiedział wprost, a nie całował się z moją przyjaciółką! 
-Nie bądź zła, proszę.

Nie byłam. Poważnie. Fakt, było mi przykro, ale nie czułam złości. Może to dziwne, ale chciałam utrzymać tą znajomość, chociaż na jako-takim poziomie.

-Nie jestem. Po prostu od pewnego czasu nasze rozmowy przypominają raczej tanią telenowelę w której w końcu nie wiadomo kto jest z kim, z kim nie jest i po co. To się naprawdę pokomplikowało, po za tym już sam fakt, że zaczęliśmy chodzić po raptem paru dniach przebywania ze sobą. 
-Rozumiem, że chcesz żebyśmy od siebie odpoczęli?
-Nie, nie chcę, ale nie mogę być twoją dziewczyną, o ile nadal nią jestem, jeśli nasze relacje będą się opierać tylko na kłótniach i wzajemnych przeprosinach.

Widziałam, że Ross mnie rozumie. Lubiłam go, bardzo, ale nie chciałam czuć się odpowiedzialna i zamieszana w to wszystko, bo za dużo nie to kosztowało. 

-Widzisz, bałem ci się powiedzieć O TYM ale Calum...
-A więc Calum cię przekonał? -uśmiechnęłam się pusto -sam byś mi nie powiedział?
-Tak teoretycznie... Nie chciałem ci mówić, bo nie chciałem żebyś znowu przeze mnie chodziła smutna po za tym nie wiem jak się teraz czujesz w stosunku do Lily.
-Normalnie. Ross nie mogę ci nic powiedzieć, bo nie wiem jak serio było tego feralnego dnia. Jeśli Lily ci się podoba, to nie ma problemu, tylko nie oszukuj mnie, bo to i tak nie ma sensu.

                                                                                * * *

Pogubiłam się. Nie wiedziałam już co mówię, nie wiedziałam co czuję. Nic nie wiedziałam. Czułam się tak... nijak. Siedziałam skulona na łóżku i przeglądałam kolejne strony w telefonie. Nagle do pokoju weszła Lily i usiadła na łóżku. Płakała.

-Ejj kochana co jest? -spytałam
-Nienawidzisz mnie. To mi wystarczy...
-Co? Ja cię nienawidzę? -czyli Ross się wygadał...
-Słuchaj, nie bądź zła... To to to nie tak...
-Lily czy ja coś powiedziałam? Nic do ciebie nie mam.
-Ale...
-Ja wiem. Nie płacz, bo jest mi smutno ale nie jestem zła.

 Sama nie wiem dlaczego. Gdybym była normalna, to chyba powinnam teraz wrzeszczeć walić, krzyczeć może nawet zażywać jakieś świństwa. A mi na ten obrót sytuacji po raz kolejny jest bardzo wszystko jedno. No, nie jestem normalna. Albo, tak naprawdę nigdy nie kochałam Rossa... 
Uświadomiłam sobie właśnie, że dobrze się czuję w stanie w jakim teraz jestem, i nie powinno się to zmienić. Póki jednak jestem w LA, czułam, że jeszcze nie raz będę miała tego chłopaka na głowie. Może nawet i dobrze?

_________________
No, napisałam. Jak Wam się podoba? Mi się wydaje, że nawet oks. 
Sorka  że wczoraj nie napisałam, ale miałam gości i nie specjalnie było okazji. Jeszcze dzisiaj się spodziewajcie na drugim blogu, ale nwm dokładnie o której wstawię. :) 

 xoxo
              ~Dusss 
 


 

wtorek, 20 listopada 2012

18.If love is a life, what should i do, if i have to die?

 ** Harper **

Byłyśmy akurat w jednej z galerii handlowych, kiedy odezwał się mój telefon. Połączenie przychodzące: ROSS LYNCH, a nad napisem, widniało zdjęcie wszczerzonego blondyna w czarnych Ray-Banach . Odebrałam. No bo co w końcu?

-Hej Ross co tam? Tak. Tak. No... To znaczy jestem z Lily w...(w tym momencie usilnie zaczęłam szukać nzwy galerii w której się znajdowałyśmy) Arcade City. Tak. Tak, dokładnie. No zgoda. (tym razem przykryłam telefon dłonią i spytałam się Lily:
-może Ross do nas dołączyć?
-No właściwie... zgoda -odpowiedziała). No, zgodziła się. Dobra. Yyy my? w Starbucksie. Tak. Tak. Dokładnie. No, na razie. Do zobaczenia.

Po czym włożyłam telefon z powrotem do torby i zwróciłam się do towarzyszki.

-Lil, Ross przyjedzie do nas. Mówił, że chce ze mną o czymś koniecznie porozmawiać... Wiesz może o czym? -spytałam

** Lily **

 
-Lil, Ross przyjedzie do nas. Mówił, że chce ze mną o czymś koniecznie porozmawiać... Wiesz może o czym? -spytała Harper


W tym momencie w głowie skłębiło mi się mnóstwo myśli. Spodziewałam się, o czym Ross chciał porozmawiać  z Har. Miałam tylko nadzieję, że się myliłam. Obiecał mi w końcu...

** Harper **

Widziałam, że przyjaciółka ewidentnie posmutniała i popadłą w nie lada zadumę. Po prostu na moment odpłynęła od rzeczywistości.
Pomachałąm jej kilka razy ręką przed oczami, a gdy to nie pomogło dość głośno pstryknęłam przed jej twarzą. Ta podskoczyła jak by ktoś ją oblał lodowatą wodą.

-Tak. Co? Co? Mówiłaś coś? -spytała Lily, gdy wróciła do żywych
-Nie nic... nic już...

Przyjaciółka tylko wzruszyła ramionami i wzięła kolejny łyk kawy mrożonej, którą niedawno dostała. 

Pokiwałam głową z dezaprobatą i spojrzałam na korytarz, którym szedł właśnie Lynch. Przywitaliśmy się buziakiem po czym chłopak usiadł obok mnie na kanapie ustawionej przy stoliku.

                                                                    *  *  *

Zbliżała się 21. Siedzieliśmy w trójkę zażerając się popcornem i oglądając Amusement (Horror -Śmierć się śmieje; swoją drogą rewelacyjny film, polecam :D ~Dusss), fim wypożyczony wcześniej przez Rossa. Oglądanie zakończyliśmy około 23.  Lil już spała, jak zresztą zawsze, a my z Rossem nadal siedzieliśmy na kanapce przed już wyłączonym telewizorem. Ross patrzył na mnie i bawił się moimi włosami. Nagle mnie zelektryzowało. Ross koniecznie chciał ze mną porozmawiać... Chyba i jemu i mnie to wyleciało z głowy.
-No, właśnie Ross -zaczęłam podnosząc się z jego kolan. -o czym chciałeś pogadać?
-No właściwie... To już o niczym... 

** Ross **

Nie mogłem jej powiedzieć. Chciałem ale nie mogłem. Chociaż czy chciałem? To trudne do stwierdzenia. Niestety wiedziałem, że w końcu nie wytrzymam. Było mi źle, z tym co zrobiłem, jednak opcja najrozsądniejsza i najbardziej odpowiedzialna z mojej strony, to było właśnie wyjaśnienie problemu przed całą burzą, jednak z fatalnym i co najgorsze, szło w parze z fatalnym rezultatem. Ja straciłbym Harper nieodwracalnie, natomiast ona nie mogła by już zaufać ani mnie, ani drugiej najbliższej sobie osobie, śpiącej na łóżku w kącie apartamentu...

___________
I jak Wam się podoba? 

Nic szczególnego się nie dzieje, ale chodziło mi o to, żeby sytuację przedstawić z punktu widzenia różnych osób. Jak myślicie, co Ross chciał ( a może nie?) powiedzieć Harper?

~Dusss
 

sobota, 17 listopada 2012

17. If I tell you the truth would you still love me? (CZĘŚĆ DRUGA)

Trochę mi smutno, bo zdecydowanie osłabły wyniku w postaci odwiedzin bloga i komentarze. Jak napisałam we wstępie, proszę Was o komenty, bo to mnie motywuje do pisania. Tego bloga bez Was nie ma!                                       
 _________


                                                                 ** Ross **

Szedłem właśnie ulicą rozmyślając o wydarzeniach z poprzedniego dnia. Cieszyłem się z  obrotu sytuacji, i tego jak się zachowałem. Byłem, no cóż, dumny z siebie. Szkoda, że  za parę dni znów będę musiał wracać do Miami...

Dotarłem w końcu na plażę na której czekał już Calum. Jak zwykle się przywitaliśmy i zaczęliśmy rozmawiać.

-No i jak tam stary -spytał
-Co? Z Harper, daję radę. Myślę że wyszliśmy na prostą
-No... żebyś się nie przeliczył -powiedział zciszonym głosem

Spojrzałem na niego zdziwiony. Ten, gdy to zauważył kontynuował:
-Wiesz, wszystko sięmoże zmienić. Niedawno też mówiłeś że wszystko spoko gra gitara, a o mało nie zdradziłeś Harp. No, wiesz jak jest.
-Kurde, ile razy będziesz mi to wypominać?! Nie zdradziłem Harper i nie zrobiłbym tego. To to była chwila słabości... -powiedziałem. Wiedziałem, że takich zachowań nie można było usprawiedliwiać gorszym dniem. Byłem dupkiem bez względu na wszystko.
-No, żebyś ty tylko do większej ilości takich 'chwil słabości' nie dopuścił -odrzekł kolega patrząc na morze.

Spojrzałem na niego zstępując z jednej nogi na drugą, po czym usiadłem na piasku. Modliłem się tylko, żeby Harper się o niczym nie wiedziała.  Gdyby tak, to bym już nigdy się z tego nie wygrzebał...

-Słuchaj, musisz jej powiedzieć.  -rzekł Calum, który od pewnego czasu doradzał mi przeciwnie niż myślałem żeby postąpić. -co jeśli ta Lily jej powiedziała? Albo powie? Przecież...
-Wiem wiem... -powiedziałem tym razem kładąc się na plecach i patrząc na niebo.
 -'wiem wiem'. Ostatnio ciągle to od ciebie słyszę. Tak nie możesz robić. To jest bro bardzo nie fair

Wiedziałem że ma racje. Byłem generalnie człowiekiem uciekającym od problemów i zwykle mi to dość dobrze wychodziło, a jednak tym razem zmierzenie się z przeszłością nie było tak łatwo jak by się wydawało. Tym bardziej, że między mną a Harper, było na razie w miarę dobrze. Szlag by trafił, tamten dzień w którym musiałem spotkać Kimberly. Siała ferment, tego nie da się przypisać jednej osobie. Tyle, że to nie między mną a nią miało rzekomo dojść do ów słabości...  

-To co zrobisz? -dociekał rudzielec
-No nie wiem! Jest dobrze, to po co mam to na nowo psuć?!
-Zrób co chcesz. Ja ci dupy ratować nie będę, jak Harper się dowie. 
-O ile się dowie. Ode mnie na pewno nie.

Calum skapitulował. Widziałem, że ma dosyć tej sytuacji tak samo jak ja. Zawsze borykał się z moimi problemami, ale czułęm że tym razem miał to już po dziurki w nosie. Nigdy nie musiał tak dużo myśleć a zwłaszcza się przejmować optymalnymi rozwiązaniami dla moich głupich zachowań. Nie powinienem go był tak wykorzystywać, nawet jeśli był moim najlepszym kumplem. Musiałem coś zrobić, tlyko nie wiedziałem co...

_________
Och Kochani.  Dajcie znać czy czytacie, bo serio nie wiem czy mam pisać dalej ;(. 

xoxo Dusss

środa, 14 listopada 2012

17. If I tell you the truth would you still love me? (CZĘŚĆ PIERWSZA)

Kiedy się obudziłam się, blondyn smacznie spał 'rozwalony' na całej kanapie. Uśmiechnęłam się i powoli analizowałam cały wczorajszy dzień. Miłe zaskoczenie, piękna róża i te najgorsze wątpliwości czy aby na pewno mogę ufać Rossowi. Jestem rozbita.

Wzrokiem szukałam Lily. Ta również jeszcze spała jak zabita. Cicho wstałam i poszłam do łazienki.
Kiedy z niej wróciłam, zobaczyłam, że Ross leżąc na łóżku z założonymi za głową rękami, bacznie mi się przygląda.

-Dzień dobry -powiedziałam z uśmiechem
-Hej śliczna, co tam? -odpowiedział chłopak
-Nic -usiadłam na fotelu -dopiero wstałam

Blondyn się uśmiechnął i spojrzał w kierunku Lil. 

-Haha a ta jeszcze śpi!
 -No, musisz się przyzwyczaić. Lily do zwleczenia się z łóżka to jest zawsze ostatnia.
-Heh rozumiem. Masz na dzisiaj jakieś plany? -spytał chyba lekko zawtydzony
-Nie, a czemu pytasz? 
-No bo chciałbym ci jakoś zrekompensować te wszystkie przykrości, które przez mnie miały miejsce...
-Właściwie czemu nie. 
-Dobra. Spotkajmy się o 18. Pasuje ci? Wybacz wcześniej nie mogę bo mam sesję do nowego sezonu Austina&Ally a producenci mnie zabiją jak się na niej nie zjawię.
-Spoko. Rozumiem. Jak będziesz mógł to zadzwoń. 

 Chłopak ise wyszykował i pożegnaliśmy się całusem.
Kiedy wyszedł zamknełam za nim drzwi i usiadłam na łóżku. Po chwili jednak wstałam ubrałam się i uczesałam włosy w niedbałego koka. Wszystko to poszło mi na tyle sprawnie, że już po paru minutach byłam w pełni gotowa do podjęcia jakiegokolwiek działania. Chwyciłam telefon i włączyłam kalendarz. Do powrotu do domu zostało nam raptem dwa tygodnie, czyli połowa pobytu już z głowy. 14 dni, a tyle się wydarzyło... Zamyśliłam się. Tak naprawdę po mimo tylu przykrych momentów, to wyjazd był niczego sobie. Poznałam kilku, no nie oszukujmy się sympatycznych ludzi, poznałam też KImberly... 

Nie ma co, nie było źle. Na mojej twarzy zagościł ponury uśmiech. Jak mówią, co się w Las Vegas stało, w Las Vegas musi zostać...


_____________________________
NO 17. Jak Wam się podoba? Wiem, że krótki...

xoxo Dusss

wtorek, 13 listopada 2012

JUTRO ROZDZIAŁY NA OBU BLOOOGACH

sobota, 10 listopada 2012

16. So is that the end of our relationship?

Zastanawiałam się. Myślałam. Dociekałam. Czy Ross faktycznie byłby w stanie mnie zdradzić? Nie przypuszczałabym. Poznałam go raczej od tej lepszej strony, po za tym Laura tak go broniła... Tylko no właśnie, czy ja go w ogóle kiedykolwiek poznałam? To dopiero jest pytanie. W tej oto chwili pojawiała się taka zależność. Z jednej niejasności rodziła się druga, potem trzecia i jeszcze kolejna. Pogubiłam się w tym, ale byłam zwolenniczką teorii, że w każdym szaleństwie jest metoda, jednak w tym nie widziałam żadnego racjonalnego rozwiązania. I tak źle, i tak niedobrze. Czyżbym faktycznie musiała...

                                                          * * *

Zbliżało się popołudnie.  Nie miałam nic do roboty, a Lil poszła do miasta. Zadzwoniłam więc do Rossa który zgodził się przyjść.  Musiałam to wyjaśnić. Musiałam. 

Już po chwili rozległ się dzwonek do drzwi apartamentu a do pokoju wszedł Ross z rękami schowanymi za plecami. Chłopak był inny niż zwykle. Kiedy na mnie spojrzał, wyjął zza pleców czerwoną różę i mocno przytulił. Kiedy skończył, zobaczyłam że oblał się rumieńcem. Wyglądał prze słodko. Coś czuję, że i tym razem nie uda mi się być stanowczą wobec niego.

Nie wiedziałam co się dzieje. Byłam z jednej strony ogłupiona z drugiej przyjemnie zaskoczona. 

-Yyy cz-cz-cześć Ross -wydukałam. Stałam jak wryta z różą w ręku i patrzyłam na lekko zawstydzonego chłopaka
-Hej Harper, możemy porozmawiać? -spytał niepewnie 

Usiedliśmy na łóżku, które jeszcze od rana nie było posłane. 
-Bo widzisz -zaczął -ja się dlatego z tobą tak tak przywitałem... bo bo to w razie, gdybyś już po tej rozmowie nie chciała mnie widzieć.

Czyli jednak miał mi coś do powiedzenie.
-Ale Ross co się stało? -nie wiedzieć czemu chciało mi się płakać.
-Ja... no...
-Kurde zdradziłeś mnie czy nie?! -spytałam. Jak bym teraz się nie zapytała to już nigdy
-Co?! Co ty gadasz?! Harper! -oburzył się. Wiedziałam, ze to nie o to chodzi. -bo... ja no wiesz...ja rozmawiałem z Kimberly i i...
-I co? -spytałam -coś się stało? -już sama nie wiedziałam co chciałam usłyszeć...
-No bo ja już nie będę utrzymywał z nią kontaktu. Wiem że bardzo cię zraniła...
-I to dlatego myślisz, że nie będę cię chciała już widzieć? 
-Bo to jak się czułaś to też moja wina... i i nie wiem czy patrzyłaś na to od tej strony, ale ja sobie uświadomiłem że naprawdę się źle zachowałem. Przepraszam cię, ale jestem człowiekiem, który dość często popełnia błędy więc...
-Dobra, rozumiem -powiedziałam z uśmiechem -widzę że nie jest ci łatwo o tym mówić. NIe ma sprawy, ale serio proszę błagam nie rób mi tego więcej...
-Obiecuję! -odrzekł całkiem poważnie.

Uśmiechnęłam się i dałam mu szklankę wody, którą wypił jednym chaustem. Po czym znów usiadłam na łóżko. Przez dłuższą chwilę patrzyłam na Rossa. Był znowu przy mnie a do tego w taki sposób mnie przeprosił....
                                                              
                                                                   * * *

Dochodziła 22. Wtuleni w siebie oglądaliśmy jakąś komedię w telewizorze. W pewnym momencie ktoś zapukał do pokoju. Otworzyłam i zobaczyłam w drzwiach uśmiechniętą Lily. 
-Słuchaj przemyślałam sobie to wszystko i no... -zaczęła -przepraszam za to co mówiłam o Rossie... jeśli mu to wybaczyłać to ja też powinnam...
 -Nie mów tego mi, tylko powiedz jemu -po czym wskazałam na siedzącego przed telewizorem chłopaka. KIedy Lily to zobaczyła szepnęła
-Serio? serio kary być nie mogło! haha co ja mu powiem -zaśmiała się i podeszła do blondyna.
                                                                   * * *
Kiedy już Lily zmęczyła się tłumaczeniem przed Rossem zaczęliśmy rozmowę. Film dawno się skończył a było dosyć późno, więc wyłączyliśmy telewizor. Długo jeszcze rozmawialiśmy, aż w końcu zasnęłam w objęciach blondyna.

____________________
Wybaczcie że tak późno wstawiam rozdział ale bardzo się nad nim starałam. jak myślicie jest dobry? 
Mam pisać dalej?

xoxo Dusss 
 

wtorek, 6 listopada 2012

15. I thought I can trust you...

 Wróciłam cała w skowronkach do hotelu. Byłam szczęśliwa, z obrotu sytuacji ale z drugiej strony... wszystko się zbyt dobrze układało.  Ross ewidentnie chciał mnie odzyskać, ale...  ale to aktor. Jakim problemem byłoby mnie tak autentycznie oszukać... Nie pierwszy raz miałam wątpliwości co do mojego stosunku do tego chłopaka. Mieszane uczucia od pewnego czasu nie odstępowały mnie na krok i w takich właśnie momentach traciłam cały zapał... Niestety, przez obecność wrodzonego, cóż niezawodzącego mnie instynktu, czułam, że nie mogę mu w pełni ufać. Normalnie to bym korzystała, ale jednak to za dużo jak na raz. Muszę się wreszcie zainteresować Lil, bo w końcu dzięki niej tu jestem... Dziewczyna akurat wyszła z łazienki

-I co tam? -spytała wycierajac włosy ręcznikiem - z Rossem ok?
-No, właściwie chyba tak... -zaczęłam nie pewnie
-Chyba? Kochana! Myślałam, że wszystko co złe się skończyło
-No, bo może racja, ale nie jestem do końca przekonana... -odpowiedziałam z wyraźną wątpliwością.
-Zrób jak chcesz. Albo jeszcze lepiej. Zostaw go. Mówię ci. -przyjaciółka stanowczo dała mi do zrozumienia, co myśli. Wiedziałam, że od pewnego czasiu, niekoniecznie przepada za osobą Rossa i najchętniej to by go chyba...

-Weź, spróbuj się do niego aż tak nie uprzedzać... -próbowałam złagodzić sytuacje koleżanka jednak jawnie nie chciała ustąpić

-ja? Ja nie mam zamiaru zmieniać swojego zdania o tym chłoptasiu. Świnia i tyle ci powiem.

Popatrzyłam na nią z wymownym spojrzeniem i wzięłam do ręki telefon. Żadnego powiadomienia, smsa, maila, nic. Znowu powtarza się historia sprzed paru dni. Czyżbym mu się naprawdę znudziła? Ahrr...

*tymczasem u Rossa*

Wszystko sie skomplikowało...

Leżałem właśnie na łóżku gapiąc się w sufit. Nic mi się nie chciało -wyjść, coś ze sobą zrobić... niby mógłbym zadzwonić do Harper, ale pewnie ma inne zajęcia... Czułem, ze po naszej rozmowie wcale a wcale nie jest lepiej. Tylko, pytanie, czy oboje na tym ucierpieliśmy? Jeszcze wczoraj byłem pewnie, że to ta jedyna... Ale...
Przykryłem sobie twarz poduszką. Jak ja mogę tak myśleć?! Wahać się. Przecież kocham Harper... Tak na pewno! Tylko czy po tym co jej zrobiłem jest w stanie mi do końca wybaczyć? Pewnie nie. 

Przewróciłem się na bok. Wziąłem do ręki telefon i wybrałem numer. Głos mojego rozmówcy usłyszałem po dłuższym czasie.

*u Harper*

-Harper! Ross dzwoni -zawołała Lil,kiedy to stałam w łazience. 
-Mmm, to odbierz mmm -powiedziałam z trudem, myjąc zęby
-mmmmmmmm -parodiowała mnie -nie będę z nim rozmawiać.
-cholera nie możesz ten raz?! -spytałam z wyrzutem
-A co za problem? To podobno twój CHŁOPAK więc...

poczułam, że takim tonem, Lily chce mnie do czegoś sprowokować...

-Coś sugerujesz? -spytałam z lekka urażona
-No, czy on nadal jest twoim chłopakiem? -spytała bezpośrednio i gwałtownie, zeby nie powiedzieć szorstko -czy on w ogóle kiedyś nim był?
-Kurde Lil! Co cię wzięło? -odłożyłam szczoteczkę na umywalkę. -masz jakis problem czy co?
-Ja nie mam, natomiast o tobie bym tego nie powiedziała. Według mnie, to jest chore, że rozmawiasz z nim, na drugi dzień on jest twoim chłopakiem, potem cię zdra...- i tu zamilkła. 
-No dokończ! Dlaczego z nim rozmawiałaś bez mojej zgody?! -wrzasnęłam
-Hej! ja mam prawo z nim rozmawiać, kiedy chcę i o czym chcę, więc weź odpuść, bo nie chcę się z tobą kłócic, tylko ci pomóc, bo chłopak grający na dwa fronty nie jest ciebie wart.

Usiadłam ciężko na łóżku. Ross mnie zdradził? Nie... niemozliwe, ale może jednak... tylko, czemu by dzwonił... Co za schiza! Znowu to nieprzyjemne uczucie... Zazdrość? Nie... Wściekłość? może... jednak tym najbardziej odpowiednim słowem, które opisuje moje uczucie, to jest zwykła, aczkolwiek, fatalna BEZRADNOŚĆ...

_______________

No proszę! I co, jak myślicie? 

xoxo Dusss 

sobota, 3 listopada 2012

14. I just can't stop lovin' you...

Nastąpił w końcu ten najgorszy moment. Przymusowa konfrontacja z osobą, która tak bardzo, bardzo mnie skrzywdziła. Że też ja muszę to wszystko znosić... 

Siedziałam właśnie w kawiarni i nerwowo stukałam palcami o blat stołu. Ross powinien przyjść tu 10 minut temu. 
'Zależy mu' -ta jasne. Jeszcze czego! Kiedy tak wewnątrz kotłowałam się ze złości, do stolika przybiegł zdyszany Lynch.  Spojrzałam na niego z pogardą i wróciłam do gapienia się pusto przed siebie.

-Hej, rozumiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, więc proszę chociaż posłuchaj co mam ci do powiedzenia...

Po mimo, że się nie odzywałam, chłopak zaczął mówić. 

-Słuchaj, po pierwsze chodź, nie chcę tu siedzieć. Za dużo ludzi -powiedział

Nadal się nie odzywając wstałam i skierowałam się w kierunku wyjścia z kawiarni. Kiedy oboje z niej wyszliśmy przywitało nas ciepłe powietrze. Nim Ross cokolwiek zdążył powiedzieć, poczułam, że więcej nie wytrzymam. Nie potrafiłam. Po prostu, Za bardzo ten chłopak zawrócił mi w głowie. Udawanie całkowitej obojętności wobec niego, wyrządzało mi tyle bólu, bo w ten sposób walczyłam z całą sobą.Dopiero teraz uświadomiłam sobie, ze cierpiałam ze względu na brak jego osoby w moim życiu. 

Teraz już tylko czekałam aż to wszystko się wyjaśni, czekałam żeby znów się wtulić w jego ciepły tors i żeby WRESZCIE wszystko się ułożyło. Szkoda, że wcześniej nie przewidziałam takiego obrotu sytuacji...

Usiedliśmy na pomoście, nad jeziorem. 

-Harper ja cię bardzo przepraszam. Normalnie nigdy się tak nie zachowywałem ale nie myśl, że próbuje się w jakikolwiek sposób usprawiedliwić, bo wiem, ze prawdopodobnie nie mam u ciebie już żadnych szans. Nie zdziwię się, bo na pewno teraz zasługujesz na kogoś lepszego ode mnie.
-Ross, nie mów tak. Zależy mi na tobie i nie potrafię być na ciebie zła po mimo tak wielu przykrości, które miały miejsce. Jednak, myślę -powiedziałam już ostatnimi siłami powstrzymując płacz -że powinniśmy na razie sobie dać spokój i ochłonąć...
-Ale...
-Ross, zrozum, że jedna rozmowa niczego nie zmieni. Ja muszę odpocząć,  bo nie jestem w najlepszym stanie. Zrozum to, a jeśli nie, to lepiej żebyśmy już... -nie dokończyłam
-Nie kończ! Proszę. Rozumiem; wiem ile cię kosztowała ta cała sytuacja, więc dobrze szanuję twoją decyzję i będę czekał Jak będziesz miała chwilę zadzwoń, jak będziesz chciała to się spotkamy. Nic ci nie narzucam. -odrzekł wyraźnie zasmucony. 

Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Z moich oczu potoczyły się słone łzy. A tak sobie obiecywałam, że nie będę... 
Nie byłam z siebie dumna. Wszystko robiłam wbrew sobie.  Z natury byłam osobą łatwo wybaczającą, jednak teraz coś mnie powstrzymywało. 

Po mimo tego jaka rozterka panowała  teraz w mojej głowie, chciałam, żeby ta chwila trwała jak najdłużej. Przecież Rossa nie widziałam tak długo... 

Spojrzałam na niego, i zauważyłam, że on chyba też jest bliski płaczu. Widziałam, że żałuje, że chce to naprawić... 
Teraz już w żadnym stopniu moje uczucia nie przypominały 'mnie' z początku tego spotkania. Chciałam, żeby Ross się odezwał, pocieszył, ale wiedziałam, że to co usłyszał było dla niego takim ciosem, że nie byłby w stanie się do mnie słowem odezwać. 

                                              Czy kiedykolwiek jeszcze będzie jak kiedyś?


                                                           *z perspektywy Rossa*

Płakała. Przeze mnie. Znowu. Ewidentnie prowadziła teraz zaciekłą walkę ze swoimi myślami. Mam wrażenie, że w zupełności nie była przekonana do wypowiadanych przez siebie słów. Ale może będzie jej łatwiej beze mnie? Może wszystko sobie inaczej ułoży, znajdzie odpowiedniego chłopaka, a nie takiego tchórza jak ja... Tak bym chciał zobaczyć ją uśmiechniętą... 
Teraz pozostawało mi tylko czekać... Na jej decyzję, na kolejne zdania wypowiedziane przez łzy, na jakiś gest... Cokolwiek...
                                 
                                                Czy kiedykolwiek jeszcze będzie jak kiedyś? 


                                               *wracając do perspektywy Harper*

Czekałam jeszcze 20 minut, aż w końcu podniosłam się z ziemii zaczęłam zbierać swoje rzeczy z drewnianego pomostu.  Podeszłam do Rossa dałam mu ostatniego całusa w policzek i odeszłam. Na zawsze. 

Kiedy wychodziłam z parku, czując na sobie zdziwione spojrzenia ludzi, poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie. Ross. Również płacząć, mocno mnie przytulił, tak jakbym miała się rozpłunąć w powietrzu, a on jak najdłużej chciał mnie zatrzymać. 

-Harper ja nie potrafię. Nie mogę cię zostawić... -powiedział zdeterminowany

Ja nic nie powiedziałam. Patrzyłam w dal wtulona w blondyna. Też nie chciałam go zostawiać. Trafił mi się jedyny skarb, a ja byłam gotowa myśleć, że uda mi się bez niego żyć. To dziwne, ale to co czułam do Rossa, przez te wszystkie tragiczne dni, to była autentyczna miłość, której nie dało się podważyć.

                                                                      
                                                                        *punkt widzenia Rossa*

Nie mogłem pozwolić jej odejść. Kochałem ją tak bardzo i choć myslałem, że potrafię być silny, takie uczucie, cóż rozłożyło mnie na łopatki. 

Nadal siedziałem na pomoście.  Poczułem jej zmizerniałe od płaczu usta na moim policzku. Odeszła. Nie wiem. Coś mną rzuciło, bo poderwałem się i zacząłem biec  w kierunku ulicy. Harper już tam stała. W ostatniej chwili ja złapałem i przytuliłem. Nie potrafiłbym sobie bez niej poradzić... Nie potrafiłbym. 

                                                                       *punkt widzenia Harper*

Kiedy wyzwoliłam się w końcu z objęć Rossa powiedziałam

-Musiałeś mi to zrobić?! Musiałeś mnie zostawić? -tym razem wymusiłam sztuczny uśmiech. Blondyn też się niemrawo uśmiechnął i odpowiedział
-Cieszę się, że jesteś. Nie złość się już na mnie...

Na tą chwilę, wszystko było dobrze.  I tak by mogło zostać...

______________
Taka notka od autorki. Ross i Harper cieszyli się, że wszystko względnie wróciło do normy. Względnie, bo jak powiadają cisza przed burzą, a prawdziwa burza, dopiero nadejdzie!

____________
 No Kochani, co myślicie? Jak Wam się podoba rozdział?

Standardowo piszcie w komentarzach. 

No to do wtorku

xoxo Dusss