czwartek, 31 stycznia 2013

29. 'Cause nobody knows me as much as you do...

Wyszłam z łazienki. Kiedy zaczęłam wchodzić po schodach, natknęłam się na schodzącego właśnie Rossa.

-Hej, Har, coś się stało? -spytał troskliwie, siadając na schodach. Ja usiadłam koło niego.
-Nie... nic... nieważne- chciałam powiedzieć chłopakowi, ale hmm to chyba nie była najodpowiedniejsza chwila.
-Przecież widzę, że płakałaś. Nie kłam. Przecież możesz mi powiedzieć...

wiedziałam, wiedziałam że mogę.

-Ross, jak będę chciała to powiem, dziękuję, że się troszczysz. To urocze, ale jeśli mogę, gdzie idziesz? -spytałam

-Wiesz... Riker się zrobił dziwny. W ogóle jest teraz jakiś rozdrażniony i taki...
-Ta wiem, dobrze -powiedziałam do siebie jednak troche za głośno.
-Co?
-Nie, nie nic....

Ross spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem, i skapitulował:

-Whatever. 

Uśmiechnęłam się i spojrzałam w dół schodów. Było mi strasznie głupio, bo wiedziałam, że to z mojego powodu zachowanie Rikera znacznie się zmieniło. No ale to przecież to nie moja wina!
Chociaż... Kurde.

-Nie myślisz chyba, że to ze względu na kogoś z nas? -spytał
-Noo nie... -skłamałam. Znowu. To się tak szybko nie skończy... Jak okłamywać to wszystkich. Swoją drogą przypomniał mi się pewien cytat, ale mało istotne. 

Ross znów spojrzał na mnie tym swoim podejrzliwym wzrokiem, a ja mimowolnie wzruszyłam ramionami. Czułam się obrzydliwie okłamując go, ale nie mogłam teraz mu powiedzieć. W końcu... się dowie.

-Dobra, nie chcesz, nie mów. Słuchaj Harper... Wiesz... pójdziesz jutro gdzieś ze mną? -spytał blondyn  niepewnie, rumieniąc się.

No pięknie.  Oczywiście, że bym chciała iść, ale czy wypadało!?

-A-a-ale na randkę? -odpowiedziałam pytaniem.
-Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem, ale skoro tak to ujmujesz...

Uśmiechnęłam się lekko ale mimo to powiedziałam: 

-No... nie wiem, czy to dobry pomysł...

-Ojjj prooszę. Wiem, że między nami było różnie, ale daj mi to odkręcić...
-Ross... -powiedziałam ale czułam, że się nie oprę. Jejuuu
-Harper? -odrzekł z promiennym uśmiechem
-Rany no niech już ci będzie -powiedziałam zrezygnowana, ale gdzieś w środku byłam bardzo zadowolona.

Ross był co najmniej uradowany, a cieszył się jak dziecko. Jejku, i jak tu się takiemu kochanemu człowiekowi nie oprzeć?

Całej sytuacji od pewnego czasu przyglądał się Riker.

*z perspektywy najstarszego*

Kurde, znowu są razem czy co? Harper mogłaby się zdecydować... Ale, może ona już wybrała? Tylko dlaczego to akurat musi być mój brat!? Co ON ma takiego, czego ja nie mam? Ech...

*wracając do myśli Harper*

Wstałam ze schodów i skierowałam się na wyższe schody. Kiedy się obróciłam, aż się zachwiałam -zauważyłam Rikera, który prawdopodobnie już od dłuższej chwili tam stał.
Podeszłam do niego i spytałam z wyrzutem:

-Riker! Co widziałeś?
-Wystarczająco dużo. -skwitował i odszedł, dając mi do zroumienia, że ta rozmowa nie ma dalszego sensu.

Podniosłam zdziwiona brwi i wróciłam do pokoju, w którym siedziało już ubrane rodzeństwo. Rossa ani Rikera nie było. 

-Hej, młoda, co jest Rikerowi? Chciał ci coś powiedzieć i wrócił... INNY? -zagaił Rocky

Westchnęłam głośno i próbowałam zgrabnie wymigać się od odpowiedzi na to pytanie. Na szczęście Rydel mnie wyręczyła.

-Rocky, nie męcz jej, nie widzisz, że płakała? -spytała dobitnie

'Rany, czy ja serio aż tak źle wyglądam, że wszyscy to widzą?!' pomyślałam i padłam na łóżko chowając twarz w poduszkę. Zasnęłam.
                                                                          * * *

Kiedy się obudziłam, nade mną  pochylał się uśmiechnięty Ross. Ja się również uśmiechnęłam, i lekko mu rozczochrałam włosy ręką. Spojrzałam na telefon, który wskazywał 17.24. Natychmiast się podniosłam i podeszłam do okna. Przespałam chyba z 4 godziny, a nadal nie miałam pomysłu na opowiedzenie mamie o TYM WSZYSTKIM. Szaleństwo. Nigdy sobie nie nagrabiłam, tak jak w ciągu ostatnich dni. Ufff..

AAA!! Jutro wraca mama, a ja miałam się umówić z Rossem. Kurde. Los mi nie może sprzyjać. NIEE BO PO CO?! Cholera by to wzięła... 


_____________________

Taa, króciutki, ale chciałam wstawić szybko, bo nie wiem czy się w tym tygodniu jeszczę wyrobię. 

Aha, zastanawiam się, czy napisać zupełnie rozdział 'od czapy' o relacjach Rossa i Lily w LA, wgl nie ingerując w opowiadanie, 

                                                  ALBO

Napiszę kolejny rozdział (30, o ile się nie mylę) i w nim będzie wytłumaczenie, jako rozmowa Rossa z Harper na tej ich randce. ODPOWIEDZI PROSZĘ W KOMENTARZU, OK? 
                                                     


środa, 30 stycznia 2013

28. You hurt the most, when you ignore me...

Po przekroczeniu progu pokoju, zastałyśmy  z Rydel zaścielone leżanki i podłogę oprzątniętą ze wszystkich śmieci. Na ten widok, blondynka zagwizdała i odezwała się do reszty rodzeństwa:

-No, chłopaki, nie wiem co się wam stało, ale nareszcie zrobiliście coś pożytecznego.

Cicho się zaśmiałam, ale przestałam, gdy zobaczyłam, że Ross, który widocznie już się obudził (albo go obudzono?) patrzył na mnie nie wiem, zawstydzony? Trochę dziwnie się czułam, ale nic z tym nie zrobiłam. Podeszłam do własnego łóżka, i usiadłam na przeciwko chłopaka.

-Przepraszam. -powiedziałam skruszona. To było jedyne słowo, które teraz przyszłoby mi teraz bez wylewu łez. Teraz byłam przygotowana na martwą ciszę, między naszą dwójką. Mimo wszystko to co się stało co najmniej mnie zdziwiło.
Ross się do mnie przysunął i pocałował w czoło. Siedząc tyłem do reszty rodzeństwa, usłyszałam tylko ciche 'Awwww'. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na blondyna, którego rozpalone policzki były uroczo czerwone. Ten odwzajemnił uśmiech i spojrzał na rodzeństwo które nie ukrywało zadowolenia. Ja, kiedy się odwróciłam zobaczyłam tylko jak wszyscy pośpiesznie rezygnują ze skoków chichotów i oklasków 'jak gdyby nigdy nic'. Znowu spojrzałam na Rossa i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Mieliśmy dosyć dobry teraz kontakt, jednak mimo wszystko czułam jakieś specyficzne napięcie...

Moja mama akurat wyjechała do pracy, a, że pracowała w korporacji, nie bywała często w domu. Miałam więc troche czasu, na przygotowanie ją na niezbyt ciekawą informację o niespodziewanych (również przeze mnie) gościach, którzy gdyby chcieli, zmienili by ten dom nie do poznania. Odetchnęłam i zeszłam z łóżka kierując się w stronę wyjścia, a potem schodów na parter, gdzie zaczęłam robić śniadanie. Tak jak myślałam, mama gotowa na mój powrót, kupiła świeże owoce i jogurt naturalny. Szybko pocięłam owoce w kawałki i zalałam jogurtem. Tak, tego mi było trzeba. Nalałam sobie też soku pomarańczowego i wołając Lynch'ów zasiadłam przed telewizorem. Nic ciekawego, jak zwykle. Jednak coś przyciągnęło moją uwagę. Zdecydowną różnicą między Polską a LA, był język, to też aż się zdziwiłam, kiedy usłyszałam ojczysty język. No tak, jednak ten pobyt w Los Angeles się odbił na moim odczuwaniu Polskości. Uśmiechnęłam się i przełączyłam kanał. W tym czasie właśnie zeszło rodzeństwo z Rossem na czele. Rozsiedli się wokół mnie na kanapie i zaczęli wyjadać mi owoce z miski. Nagle usłyszałam dzwoniący telefon i z niechęcią i perspektywą zastania pustej miski odstawiłam śniadanie na stół i podeszłam do aparatu, po czym podniosłam słuchawkę.

-Hej Kochanie! -usłyszałam zmodyfikowany przez łącze głos mamy -już wróciłaś?
-Cześć Mamo, tak, no wróciłam. Siedzę właśnie z... na kanapie i oglądam jakieś bzdety w telewizji -tak, jeszcze nie czas wyjawiać mamie wszystkiego.
-No, to dobrze, wiesz, ja wcześniej wrócę z delegacji więc...
-Zaraz MOMENT MAMO. KIEDY? -spytałam przerażona.
-Jutro. Przed południem powinnam być już w domu. 
 -Aha, ok... -powiedziałam naprawdę wystraszona informacją -dodododobrze, tototo to ja już kokokokończę, no wiesz, żeby nie nie nie nabijać tych no... rachunków...
-Harper? Chcesz mi coś powiedzieć? -spytała podejrzliwie mama.
-No ten... nie nic KOCHAM CIĘ PA,-wypaliłam i nie pozwalając mami odpowiedzieć rozłączyłam się i oparłam o blat kuchennej lady głośno wydmuchując powietrze z ust. Wiedziałam, że ten dzień w końcu nadejdzie, ale nie wiedziałam, że tak szybko. Miałam mało czasu, a naprawdę dużo pracy. Szlag -zaklnęłam w duchu i na miękkich kolanach wróciłam do reszty. 

Riker, który pierwszy zauważył moją przeraźliwie bladą twarz, krzyknął:

-JEEJUUU DZIEWCZYNO CO SIĘ STAŁO?!

na ten wrzask wybuchnęłam śmiechem, bo chłopak zareagował jak bym była nie wiadomo jak trędowata. 
usiadłam na podłokietniku kanapy i zaczęłam:

-Mnie nic nie jest -tu zwróciłam się do Rikera, który nadal jeszcze nie doszedł do siebie, ale po ych słowach chyba delikatnie się uspokoił, -ale mamy problem. Moja mama wraca jutro rano, co oznacza nie najlepsze warunki dla was i dłuuugą, naprawdę długą rozmowę. W najgorszym wypadku będziecie musieli hmm no się ukrywać...

-HA HA HA -skwitował Rocky -no bez jaj, nie może być tak źle.

Posłałam mu jedynie spojrzenie wyrażające: 'Może.'


Odstawiłam -tak jak myślałam -pustą miskę do zlewu i skierowałam się za rodzeństwem ponownie do mojej sypialni. Trudno było właściwie znaleźć dobre wyjście z tej sytuacji. Mogę powiedzieć (powinnam) mamie,  ale z drugiej strony, jeśli wyrzuci rodzeństwo to nie będą się mieli dosłownie gdzie podziać. Oba wyjścia były złe. Mam nadzieję, że chociaż argument, że przylecieli tu ze mną choć po części załatwi sprawę. Tak, na tę chwilę, to było jedyne rozwiązanie.  Niespodziewanie podszedł do mnie Riker i spytał:

-Możemy pogadać? -po czym wskazał na drzwi.

Zdziwiona wyszłam z Rikerem z pokoju. 

-Hmm, co się stało? -spytałam zaskoczona
-Chcę pogadać. O Tobie, o Rossie, o Was, o...
-Yy? Nie rozumiem... -powiedziałam całkiem szczerze.

W tej chwili nastąpiło coś zupełnie nieoczekiwanego. Riker zbliżył się do mnie i... pocałował. Nie broniłam się, ale też nie chciałam. Spojrzeliśmy po tym na siebie.

-Kocham Cię, Harper -powiedział.

Ja w odpowiedzi tylko pokiwałam przecząco głową i uciekłam ze łzami w oczach. Słyszałam tylko, jak chłopak walnął pięścią w ścianę.

                                                                         *  *  *

Skuliłam się w łazience. Moje kolana były już mokre od płaczu. To...to..to było szokujące. Nie wiedziałam co robić. Byłam totalnie zagubiona. Riker mnie pocałował -to zdanie krążyło mi natrętnie po głowie. Lubiłam go, bardzo, ale nie inaczej. Teraz wszystko zdawało się być jeszcze bardziej pokręcone i skomplikowane. Bałam się teraz mu spojrzeć w oczy, Rossowi też. Żadnego nie chciałam skrzywdzić ale nie widziałam niestety rozwiązania zadowalającego i mnie i braci. To przecież są bracia! Tak się nie da, a długo już nie pociągnę. Riker ma serio świetnie wyczucie czasu. Dopiero co zaczęło mi się układać z Rossem, a tu jak grom z jasnego nieba taka nowość. Ranyy po co mi było się w to mieszać. Przed wyjazdem miałam wszystko, ale niee bo zachciało mi się Ameryki. I znowu za namową Lily. Kolejny problem -co z nią? Jak się czuje? Pewnie okropinie. Znałyśmy się tyle lat... 

Na ten moment, czułam się, jakby całe zło na świecie było we mnie. Tyle problemów i żadnego racjonalnego rozwiązania.

Po prostu...

Jezuuu brak mi słów. Tyle miłych komentarzy, nawet że powinnam napisać książkę, że mam piękny styl i lekko sie czyta moje opowiadania. Filmik http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=1BBHW5n-LDM -boski <3 Still waiting for Auslly.

No po prostu balsam dla moich oczu i serca. Tak się cieszę, że jesteście ze mną i doceniacie to wszystko. Nie wiem co bym bez Was zrobiła :*** Dziękuje z całego serca <3


NO I ODWIEDZINY NASZEGO BLOGA PRZEKROCZYŁY 3000! 

aż nie wierzę! Tak się wzruszyłam jak nigdy ;________; <3

xoxoxoxoxoxooxxooxoxoxox Dusss. 

ACHHH I DZISIAJ DODAJĘ ROZDZIAŁ! BĘDZIE MYŚLĘ WAM SIĘ PODOBAŁ <3

Boooże, ale się cieszę rany ;_________;

czwartek, 24 stycznia 2013

27. I used to be love drunk, but now I'm hangover

  Ross zasnął. W sumie nie wiem jak przyjął to całe zachowanie z mojej strony.  Nie zdziwiłabym się, gdybyśmy teraz mieli jakieś ciche dni, czy coś w tym stylu. Natomiast Rydel i reszta chłopców właśnie regenerowali mięśnie po niekoniecznie wygodnym spaniu (och biedni, przepraszam :* ). No tak, do domu przyjechaliśmy w nocy, właścwie nie było się czemu dziwić, że tak długo spali. Przywitałam ich uśmiechami a do Rydel dość znacząco kiwnęłam głową, na znak, że musimy porozmawiać. 
Gest ten opracowałyśmy jeszcze w LA, na wszelki wypadek, który -jak widać- natrafił się przy pierwszej lepszej okazji. Przyjaciółka w lot pojęła moją intencję i rzuciła do braci

-brygado R, ogarnijcie te barłogi trochę, ja idę z Har do toalety, bo Polskie powietrze najwyraźniej mi nie służy -po czym z niesmakiem oglądając pasmo swoich włosów, wstała i uśmiechnęła się do mnie. Ja również się podniosłam z łóżka i poszłam za blondynką.


*na korytarzu*

-No co jest Kochana? -spytała Rydel uśmiechając się ciepło

Wzięłam głęboki oddech i wszystko z siebie wyrzuciłam

-No bo niby nic się nie stało, ale chyba niestety znowu coś czuję do Rossa, tylko, że wiem że to i tak się nie uda, po za tym nie wiem czy on też mnie nadal lubi, a to wszystko się skomplikowało się, bo nie chcę mu nic narzucać, do tego jeszcze zostawiłam Lily w LA, i mimo wszystko się o nią boję, nie wiem co powiedzieć rodzic... -wypaliłam szybko zatrzymując się po wtrąceniu rozmówczyni

-HEEEJ. Stop, zaraz, moment. ło ło ło wróć. Mój brat nadal ci się podoba tak?
-no... tak... NIE WIEM RYDEL NIE WIEM CO SIĘ DZIEJE
-Rozumiem. No cóż, pięknem to on nie rozwala, ale skoro ci się podoba, to ja nic do tego nie mam. Powiedziałaś mu to?
-próbowałam -tłumaczyłam -ale zamiast tego wyszła niefortunna sytuacja z której wyniknęło tyle co nic, i mokra od moich łez koszulka. -no, zbliżała się kolejna fala łez.
Dziewczyna szczerze się zaśmiała i pogłaskała po ramieniu. 

-Ok, czyli Ross pewnie się domyśla, ale sam jest rozdarty. Wbrew pozorom, to dosyć wrażliwy chłopak -powiedziała patrząc przez szparę w drzwiach na śpiącego blondyna.

-Niewątpliwie -były momenty, że faktycznie mogłam się przekonać o drugiej stronie 'wyluzowanego' chłopaka.

-Tak, no, nie powiem, Ross wiele razy pokazał podczas tych ostatnich tygodni, że potrafi wszystko spaprać dosłownie, a;e muszę ci przyznać, że również podczas tych ostatnich tygodni, dawno go takiego przymulonego nie widziałam. Z początku nie wiedziałam, o co chodzi, ale później, chcąc nie chcąc, wszystko mi opowiedział. Zupełnie inna sprawa była kiedy te ostatnie dni Twojego pobytu w Los Angeles spędziłaś z nami, kiedy to Ross zdawał się być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.  Jak widzisz, on też to wszystko przeżywał i nie mówię tego tylko dlatego, żeby go usprawiedliwić jako brata -rzekła całkiem poważnie.

-Ja jego, ani jego zachowania nie oceniam, chociaż trochę fermentu było. Ale mimo wszystko; na dobrą sprawę, to fascynujące, że was wszystkich poznałam. Nie wiem czy to było zwykłe szczęście, czy nie, ale nie wiem czym sobie zasłużyłam.
-hahah Kochana! Przestań proszę! Mówisz o nas jak o jakiś bogach, a my nadal jesteśmy zwykłymi, na dodatek nie zawsze rozważnymi ludźmi.

W pewnym momencie drzwi do pokoju się otworzyły i stanął  nich rozczochrany Riker

-Nie no wiecie, nie żeby coś, jestem chłopakiem, ale te twoje włosy Rydel, niczym się nie różnią od tych które miałaś wcześniej -skwitował ze śmiechem

Rydel dała mu kuksańca po czym się odgryzła:

-hmm, braciszku, twoje ramię chyba jednak -w przeciwieństwie do moich włosów -zmieni wygląd.

Riker pokazał tylko język i wrócił do pokoju.

Byłam co najmniej rozśmieszona tą sytuacją. Na moment udało mi się zapomnieć o Rossie, nie na długo, no ale bywa.

My również, kończąc zdawkowo rozmowę, postanowiłyśmy wrócić do rodzeństwa. 

________
Proszę, udało mi się wstawić jeszcze dzisiaj rozdział, a że krótki to już chyba przebolejecie :*

xoxo Dusss 



 

AAAAAA :3

No, Kochani, MAM DLA WAS DOBRĄ WIADOMOŚĆ.  

27 STYCZNIA RUSZA NOWY ODCINEK AUSTIN & ALLY 
                                                                 (Girlfriends & Girl friends) 



No nie mogę się doczekać :3 A Wy?

xoxo Dusss
 


piątek, 18 stycznia 2013

26. Let's do something ridiculous

chwyciłam deskę pod pachę i wymaszerowałam cicho z pokoju starannie stawiając kroki żeby nikogo nie nadepnąć. Postanowiłam, że to będzie pierwsze zadanie, które dzisiaj wykonam -deska była duża i zagracała niepotrzebnie mój pokój. Chwyciłam więc pudełko specjalnej parafiny i podwijając rękawy starej, przydługiej koszuli, zabrałam się za woskowanie. Trochę czasu mi to zajęło, a zmęczona byłam jak nie wiem. Podniosłam się z klęczek i po nieprzyjemnym strzyknięciu kręgosłupa ponownie wzięłam deskę pod ramię i powlokłam się do schowka-alergia gwarantowana. Pełno pyłu, kurzu. Fatalnie się czułam więc zatkałam nos, odstawiłam sprzęt i czym prędzej zamknęłam drzwi. Odetchnęłam i wróciłam do pokoju, gdzie wszyscy oprócz Rossa spali -nadal! Uśmiechnęłam się na ten widok i usiadłam na łóżku. Położyłam na nim walizkę, która prezentowała połowę mojej komody i kawałek szafy. Wydałam z siebie pełen zażenowania świst powietrza i po kolei zaczęłam wykładać rzeczy na łóżko. Tak mnie to zaabsorbowało, że nawet nie zauważyłam, kiedy Ross usiadł za mną, po czym delikatnie zaczął masować barki. Wzdrygnęłam się i momentalnie poczułam ciarki na ciele. Nie odzywaliśmy się. Ani ja, ani on. Nie wiedziałam co zrobić, a że sytuacja nie była zbyt komfortowa odwróciłam głowę i zwyczajnie się uśmiechnęłam. Czyżby mu zaczęło zależeć?

Wstałam i powkładałam ubrania do szuflad i na półki, po czym udałam się do łazienki w której zostawiłam kosmetyki i kilka ręczników -dla rodzeństwa.

Kiedy znowu usiadłam na łóżko Ross na mnie spojrzał ale nic nie powiedział. Tym razem usiadłam po turecku, przodem do niego i również patrzyłam. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, miał w sobie coś tak strasznie hipnotyzującego... Ocknęłam się w końcu. Nie był moim chłopakiem, nie jest, i nie... Nie wiedziałam. Nie pomyślałam nawet o tym, czy kiedykolwiek jeszcze będę w stanie być z Rossem. Zrobiło mi się momentalnie smutno. Westchnęłam i w sumie nie wiedziałam co dalej. Nie miałam pojęcia. Zależało mi. Tak cholernie mi na nim zależało. Chłopak chyba umiał czytać w myślach, bo przysunął się do mnie i mocno przytulił. Najpierw zdziwiona, potem jednak również objęłam chłopaka i łzy mi napłynęły do oczu mocząc blondynowi koszulkę. Ross gdy to poczuł odkleił się ode mnie i obejmując moje czerwone policzki dłońmi troskliwie spytał:

-Hej, co się stało?

Miałam powiedzieć czy nie? Wyrzucić z siebie te wszystkie rozterki i wątpliwości? Zachować je dla siebie?

-Ross, ja ja nie mogę, nie potrafię... -wydukałam znów wtulając się w chłopaka. Czułam się wtedy bezpiecznie, ale nic nie umiałam zrobić. Ross chyba nie był zdziwiony. Nie wiem. Nie chciałam go puszczać, może bałam się że go stracę. Brakowało mi go, tego ciepła, zapachu, Jego. Póki mogłam, chciałam żeby to trwało. W końcu jednak usiadłam prosto i parzyłam tępo w podłogę. Ross otarł tylko moje policzki całe już mokre od łez i ledwo się uśmiechnął. Nie był to uśmiech wymuszony, sztuczny czy złośliwy. Sprawiał wrażenie zrozumienia i współczucia. Nie odzywaliśmy się do siebie wcale. Żadne z nas prawdopodobnie nie wiedziało co powiedzieć. Ruina.

__________
Wybaczcie, że krótki, ale chciałam jak najszybciej coś dodać, sorry :*

xoxo Dusss 

niedziela, 13 stycznia 2013

25. Someday, we will be together...

Nawet nie pamiętam kiedy wróciłam do pokoju. Leżałam ciężko na łóżku i nie podnosząc głowy rozejrzałam się w miarę możliwości po pokoju. Rodzeństwo jeszcze spało.Czułam w pewnym sensie pustkę, czyżby to ta nagła zmiana godzin? A może nie...

Nagle usłyszałam cichy szmer -ktoś się wiercił na podłodze. Nie trudno było zgadnąć -Ross.  Gdy zauważył jak bacznie mu się przyglądam, uśmiechnął się ciepło i zsunął z siebie kołdrę. Po czym podszedł do mnie. I znowu to robił -ubrany jedynie w koszulkę bez rękawów i szorty sięgające kolan,  kolega jawnie eksponował swoje umięśnione ręce i nogi, o torsie nie wspominając. Momentalnie przeszły mnie dreszcze, ale szybko wybudziłam się z tego niezbyt właściwego do naszych relacji stanu.

-I jak tam? -spytał blondyn

Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Nic jednak nie powiedziałam. Obserwując to wszystko Ross, skwapliwie począł kontynuować rozmowę (monolog?).

-Mnie się dobrze spało. Trochę inaczej ale mimo wszystko dobrze -powiedział.
-Rozumiem, ale w sumie dlaczego zdecydowaliście się polecieć ze mną? Przecież to tak daleko,
-Zgodnie wszyscy stwierdziliśmy, że będziemy bardzo za tobą tęsknić, dlatego się na to zdecydowaliśmy. To nie było takie łatwe, żeby utrzymać tajemnice i sprawić byś dowiedział się już na samym końcu. Zwłaszcza, że Ratliff to straszny paplarz i gaduła.

Na te słowa oboje wybuchnęliśmy szczerym śmiechem. Po tym napadzie odezwałam się:

-Ta... Dziękuję Wam, jesteście kochani. Jedyne co mi ciągle nie daje spokoju to fakt, że zostawiłam tam Lily i mam mega wyrzuty sumienia.
-Hej, -powiedział krzepiąco Ross -nie miałaś wyjścia. Wiem, że gdyby TO od ciebie to wszystko zależało, byłoby inaczej. Ale akurat nie mogłaś nic zrobić więc... spróbuj na chwilę zapomnieć...
-Ross! To była moja przyjaciółka a ja ją zostawiłam bez pieniędzy, bez dachu nad głową tysiące kilometrów stąd. I ty mi mówisz, że mam się nie denerwować!? Wyobraź sobie, że ja nie zgubiłam tam laptopa, tylko żywego człowieka!
-No dobrze, to co chcesz ode mnie usłyszeć? -spytał zrezygnowany chłopak. Wiedziałam, że chce dobrze, ale niestety już nie pierwszy raz się przekonałam, że jego dobre chęci nie zawsze załatwiały sprawę. Żeby nie powiedzieć nigdy.
-Najlepiej nic nie mów. Twoje pocieszenia niestety nie odwrócą czasu. -odpowiedziałam mało entuzjastycznie.

Chłopak bezradnie wzruszył ramionami i ciężko wypuścił powietrze z ust śmiesznie wydymając policzki. Przykro mi było że tak na niego naskoczyłam. To nie była jego wina... A przecież tak się starał i teraz był tutaj, ze mną , zupełnie z własnej woli, dla mnie.

Popatrzyłam na jeszcze nierozpakowaną walizkę i poczułam momentalny ból głowy. Musiałam to wszystko poukładać w szafach. Musiałam naładować laptopa, telefon, umyć deskorolkę i nawoskować deskę, którą po schowaniu do pokrowca zanieść do piwnicy. Tak dużo do zrobienia, tak mało czasu... Padłam ciężko na łóżko, bo jak się okazało, powrót z dalekiej rzeczywistości, równał się powrotem do obrzydliwie napakowanego zadaniami i problemami domu z piątką rodzeństwa na czele. Nadal musiałam to powiedzieć mamie. Wizja tego wszystkiego cholernie mnie przerażała, ale musiałam przeżyć. Już siebie widziałam o pierwszej nad ranem kładącą się spać. No, jak się wyrobię do pierwszej to będzie dobrze -pomyślałam, i zwlokłam się z łóżka, tym samym rozpoczynając swój dzisiejszy maraton.

______________