czwartek, 30 stycznia 2014

44. I wanna thrill you like Michael, i wanna kiss you like Prince

-Cześć -odpowiedział Ellington, gładząc się ręką po brzuchu -zjadłbym coś. Długo już nie śpicie?

-Nie...-odrzekłam
-Tak -rzucił Ross

Popatrzyliśmy po sobie.

-Tak -odpowiedziałam
-Nie -zreflektował się Ross

-Dooobra -powiedział zdezorientowany chłopak. W pewnym momencie się zachwiał. Blondynka ubrana w białą koszulkę i bordowe szorty wskoczyła mu na plecy.

-Rydel, myślisz, że to tak fajnie jak wytrąca się mnie z równowagi? -spytał z udawaną pretensją -dosłownie?

Wybuchnęliśmy śmiechem. Rydel skrzyżowała ręce i między kolejnymi łykami soku jabłkowego z lodem zwróciła się do mnie:

-Ubieraj się. Jedziemy na małe zakupy. Muszę się przekonać, jakie macie tutaj możliwości.
-No... no dobra -zgodziłam się. Właściwie choć miałam urodziny nie miałam na dzisiaj planów, a perspektywa spędzenia kilku godzin z Rydel, włócząc się po sklepach wydawała się być naprawdę dobrym pomysłem.-za 15 minut jestem. -zapewniłam i poszłam na górę, żeby się przebrać.

Kiedy wróciłam, Rydel już czekała przy drzwiach. Pożegnałyśmy się z chłopcami i wreszcie pojechałyśmy do centrum. Najpierw zamówiłyśmy kawę na wynos i przeszłyśmy wzdłuż kilku galeryjnych alejek.

                                                                         * * *
Tymczasem w domu, przygotowania do przyjęcia zaczęły się już na dobre. Ross odnalazł parę gitar, Rocky przyniósł kilka bębnów. Kiedy skończyli, zjawił się  akurat Ratliff, który przyniósł wielką paczkę chipsów, żelków i ciasteczek. Pod pachą trzymał kilka dwulitrowych butelek z napojami.
 Ross i Rocky spojrzeli najpierw na siebie a potem na Ellingtona i wzięli od niego jedzenie.

-No chłopcy, jak Wam idzie?  -spytała mama, która akurat weszła do pokoju -Ratliff, jak dobrze, że w końcu jesteś.

Chłopak z dumą się uśmiechnął.

-No, i widzę, że macie instrumenty. Świetnie. Pracujcie tak dalej, to może uda nam się wyrobić przed czasem. Wiecie o której Rydel i Harper wracają?

-Prosiłem ją, żeby przetrzymała ją do piątej -odezwał się Ross.
-Idealnie! -mama nie kryła zachwytu dla subordynacji młodych. -Ross, właśnie. Chodź ze mną do kuchni, zaczynam piec ciasteczka.

Rocky i Ellington słysząc o słodyczach natychmiast wepchnęli się przed młodszego.
-My też możemy pomóc przy tych cias... przy jedzeniu! -zawołał Rocky
-Nie! Ja pomogę! Ja jestem lepszy!
-Nieprawda! -zaoponował Lynch

Podczas szybkiej wymiany zdań chłopcy nawet nie zorientowali się, kiedy Ross i mama Harper zniknęli w kuchni.  

-Przepraszam za nich, oni... tak już mają -zaczął tłumaczyć się Ross -jak mogę pomóc?
-Pozdejmuj mąkę, cukier i migdały.Zaraz dam Ci nóż. Mąkę, cukier, miód i jajka wsadź do miski a migdały posiekaj na miazgę. Zgoda?
-Zgoda. -oznajmił chłopak, po czym po chwili namysłu dodał -myśli Pani, że Harper się ucieszy?
-Jestem przekonana. -odpowiedziała Rebecca -a teraz raz, raz, do roboty. Zostały nam dwie godziny, a przecież chcieliśmy mieć rezerwę.

Na piętnaście minut przed siedemnastą instrumenty stały już posłusznie w kącie pokoju, odpowiednie oświetlenie utworzyło coś na rodzaj prowizorycznej sceny, Ratliff kończył wiązać cienkie sznurki, z pozawieszanymi na nich piórkami.  Na stole pachniały już makaroniki i bezy, obok stał stosik z prezentami, a w tle grała cicha muzyka.

Rozgardiasz i zamieszanie ustąpiły subtelnemu nastrojowi.  Wszystko było idealne.Chłopcy ze zdenerwowania zaczęli nerwowo chichotać i przestępować z nogi na nogę. Każdy czekał w ciszy na dźwięk otwieranych drzwi.

                                                               * * *

Wracałyśmy do domu. Rydel kupiła czarną spódniczkę, a ja białą bawełnianą koszulkę i oliwkowy sweterek. Obie byłyśmy bardzo zadowolone z zakupów i spędziłyśmy razem naprawdę świetny czas.

Kiedy weszłyśmy do mieszkania w pokoju było ciemno i słychać było jakieś ciche szmery. Zapaliłyśmy światło.

-NAJLEPSZEGO! -wrzasnęli równocześnie chłopcy. Omalże nie podskoczyłam -z radości i z niemałego zaskoczenia. Najpierw uściskała mnie Rydel i wręczyła mi pakuneczek zawinięty w złoto-srebrny papier i przewiązany wstążeczką
-Sto lat, kochanie -powiedziała z uśmiechem
-Oj córeczko! -mama nie kryła wzruszenia. Wyściskała mnie i wycałowała, po czym wróciła do kuchni.
 Następnie Rocky
-Spełnienia marzeń stara -roześmiał się, czochrając mi grzywkę. -mam nadzieję, że Ci się spodoba. Tylko uważaj! -dodał podając mi średniej wielkości granatowe pudełko z dziurkami. Kiedy je otworzyłam, zobaczyłam śpiącego, czarnego kotka z białymi łapkami.
-Jejku Rocky, dzięki -uścisnęłam go mocno i delikatnie odłożyłam pudełko na stolik.

Teraz przyszła kolej na Ratliffa.
-Harper, słodkości, nie mam dla ciebie zwierzaka -mówiąc to spojrzał wymownie na Rocky'ego, po czym obaj wybuchnęli śmiechem -ale mój prezent też nie jest gorszy. Odwróć się.

Zdziwiona obróciłam się tyłem do chłopca. W tym czasie założył mi on długi naszyjnik z małą miedzianą klatką dla ptaków. Był przecudny. Długo o takim marzyłam.

Ostatni był Ross. Przez chwilę staliśmy w milczeniu tylko na siebie patrząc. Powoli oboje zaczęliśmy się uśmiechać, aż w końcu rzuciłam się mu na szyję i oplotłam mu nogi w pasie. Kiedy zeszłam chłopak szepnął:

-Kocham Cię mała -wyszeptał i mocno mnie pocałował. -prezent mam na górze, ale pokażę Ci go jak będziemy sami.


AH! Powiedział to. Powiedział, że mnie kocha. Ross Lynch powiedział, że mnie kocha. Nie musiał mi dawać już innego prezentu. To w zupełności wystarczyło.

-Ja ciebie też -odpowiedziałam i znów go pocałowałam.


______________________
Napisałam! W następnym rozdziale opiszę dalszy przebieg przyjęcia. Bądźcie gotowi, Kochani!
I co myślicie? Może jakiś komentarz, co?
 _____________________
Tytuł rozdziału to kolejny fragment z piosenki 'Classic' zespołu MKTO. Oceńcie sami, czy podoba Wam się piosenka i opinię zostawcie w komentarzu. Jestem bardzo ciekawa!  Ps.: wysyłam dwa linki. Jeden z oryginałem i tekstem piosenki, drugi -jako wielka zwolenniczka wstawiam wersję acoustic (polecam!)


______________________
Przygotujcie się! Za niecały tydzień R5 przyjeżdżają do Warszawy! Hurray! Jedziecie? :)


- Całuję, Dusss






piątek, 24 stycznia 2014

43. Livin' in a dream, do not want to wake up...

-Słuchajcie dzieciaki. -zaczęła Rebecca korzystając, że córka wciąż pochłonięta była oglądaniem filmu -Harper ma jutro urodziny  Pomyślałam, żeby zrobić jej przyjęcie-niespodziankę.

Salon wypełniły okrzyki radości i aprobaty dla zaprezentowanego pomysłu.

-ALE -kobieta próbowała dokończyć - musicie wszystko zachować w tajemnicy. -spojrzała wymownie na Rossa -znając waszą zażyłość i czas jaki razem spędzacie, przyjęcie może nie być w stu procentach niespodziewane.

Wszyscy z wyjątkiem Rossa, który zorientował się, że jest podejrzany o wygadanie sekretu, wybuchli śmiechem.


-Hej, nie jestem takim gadułą! -obruszył się, po czym wskazał na brata, który chyba najbardziej się śmiał -Stary, przestań się ze mnie śmiać!

-Przepraszam, ale przyznaj, w ferworze całusów i rozmów, to dosyć prawdopodobne, że może coś się wymsknąć... przypadkiem-odpowiedział

Ross przejechał sobie dłonią po twarzy, a jego policzki oblała fala rumieńców. Rebecca się roześmiała i poklepała chłopaka po ramieniu;



-Nie martw się kochany, wiem, że nic nie powiesz. - i kontynuowała -skoro sprawę dyskrecji mamy już za sobą (kolejne parsknięcie Rocky'ego) , przejdźmy do organizacji. Ktoś musi zająć Harper na czas przygotowań. Proponuję Rydel, bo wyjątkowo przydadzą mi się chłopcy.

-Nie ma sprawy. -odpowiedziała blondynka, patrząc na zawiedzionego Rossa -braciszek spędził dzisiaj z nią cały dzień, jak się na kilka godzin rozdzielą, to nic się nie stanie -po czym posłała blondynowi buziaka.


-W takim razie świetnie. Teraz chłopcy: Jesteście zespołem jak sądzę, więc liczę, że macie jakieś swoje instrumenty. Jeśli nie, w piwnicy zostało chyba trochę sprzętu po nierozwiniętych pasjach  mojego byłego męża. Mam nadzieję, że się coś się wam nada.

-Załatwione -krzyknęli niemalże równocześnie

-Ale, ale! To nie wszystko! Jedzenia mamy mnóstwo, ale liczę, że dokupicie jakieś przekąski. Proponuję też wypożyczenie filmu. Z tym nie powinno być większego problemu.Jak macie jeszcze jakieś inwencje czy pomysły, to proszę bardzo. Wydaje mi się, że jak wyrobicie się do siedemnastej to będzie idealnie. A Ross. Ty mi jeszcze dodatkowo pomożesz w kuchni. Z tego co widzę to jesteś sporo ode mnie wyższy, a niektóre rzeczy, których potrzebuję są na półkach, do których zwyczajnie nie sięgam. To chyba wszystko. Teraz wracajcie do Harper.

Poszli wszyscy oprócz Rossa.

-Tak coś czułam, że zostaniesz. -powiedziała z uśmiechem mama -mogę Ci w czymś pomóc?

-Bo widzi pani, chyba naprawdę zakochałem się w Harper. -wyznał blondyn -ale zrobiłem jej dużo świństwa i ciągle mnie to dręczy. Wiem, że wyglądam na takiego, co się niczym nie przejmuje, ale mam mnóstwo przemyśleń i wie pani...

-Hej kolego, widzę, że się przejmujesz. Widzę dużo rzeczy. Widzę też, że naprawdę żałujesz, cokolwiek to było, to Harper, której, jestem pewna -zależy na Tobie, chyba Ci to wybaczyła. Mówię chyba, bo na pewno o tym wszystkim pamięta i na pewno zawsze będzie ją to bolało. Nie chcę Cię teraz pogrążać, ani prawić Ci kazań bo to nie o to tu chodzi. Ale zastanów się, kiedy już tak siedzisz w nocy przy oknie, co również nie umknęło mojej uwadze, jak silna więź musi was łączyć, że chociaż ją skrzywdziłeś, nie przekłada tej urazy nad inne uczucie jakim Cię obdarza. A swoją drogą,żebyś się aż tak bardzo tym nie przejmował, mogę Cię zapewnić, że jest teraz naprawdę szczęśliwa, mając Cię blisko siebie.

-Tak pani myśli?

-Jestem jej mamą. Wiem to -posłała chłopakowi uśmiech i ścisnęła jego dłoń.-no, a teraz wracaj do nich, bo zaczną coś podejrzewać.

Ross wstał i zanim opuścił kuchnię powiedział:

 -Dziękuję.



                                                                     * * * (z punktu widzenia Harper)

-Długo Cię nie było! -zawołał Ratliff, kiedy Ross usiadł obok mnie na kanapie i chwycił mnie za rękę. Trochę się zdziwiłam, bo ten gest był przepełniony niewypowiedzianą szczerością i ufnością, tak jakby zrobił to pierwszy raz. Chyba mi się to podobało. Do późna oglądaliśmy jakąś komedię, której tytułu nie mogłam zapamiętać. Mama też przez chwilę oglądała, ale wcześniej poszła spać.
Około północy i my zasnęliśmy.

                                                                     * * *

Spojrzałam na zegarek. Dochodziło wpół do 4 nad ranem. Nie wiem, dlaczego się obudziłam, bo wcześniej nie zdarzało mi się to za często. Ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłam, zę Ross też nie śpi. Oparty o parapet patrzył przez okno -chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, że się mu przyglądam. Nie próbując nawet zachować dyskrecji spytałam szeptem:

-Ross, dlaczego nie śpisz?

Chłopak podskoczył, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie miał pojęcia, że się obudziłam.
-Nie chce mi się... -skłamał
 -Akurat, jest prawie 4 a Tobie nie chce się spać? No ale skoro już oboje nie śpimy, to może zrobię nam herbaty? -zaproponowałam. Już po chwili siedzieliśmy w kuchni. Zdążyłam się w tym czasie rozbudzić i w miarę możliwości trzeźwo patrzeć na to, co mnie otacza.

-Przepraszam, jeśli Cię obudziłem -powiedział zmieszany chłopak, ogrzewając przy kubku napoju dłonie.
-Nie obudziłeś -uśmiechnęłam się -często tak wstajesz w nocy?
-Właściwie... to... to tak. Prawie codziennie. Lubię tak czasem pomyśleć, a Warszawa nocą jest piękna  -wyznał -to jeszcze nie Kalifornia, ale nadal mi się podoba.
-To prawda. -znów się uśmiechnęłam. Wstałam i włożyłam nasze kubki do zlewu. Chłopak nadal siedział przy stole.
-Hej, Ross, wszystko ok? -spytałam, podchodząc do niego i całując w czubek głowy.
-Tak, wszystko. -odpowiedział

Przegadaliśmy jeszcze pół nocy, aż zaczęło świtać.
-Musielibyśmy jeszcze kiedyś powtórzyć takie nocne rozmowy. -wyszeptał Ross i przywitał się ze schodzącym Ratliffem.


______________________-
Czterdzieści Trzy! I jak wrażenia? Jak zawsze, czekam na opinie :) 

-Dusss



czwartek, 23 stycznia 2014

42. Baby I swear... I'm not going anywhere...

Dochodziła dziewiąta rano. Kiedy się obudziłam, wciąż byłam przytulona do chłopaka, który jeszcze spał. Reszty nie było. Kiedy się podniosłam, zobaczyłam że na łóżku leży zgięta karteczka -jak się okazało, od Rydel.

Miłego dnia :) wrócimy po południu -Całuję, Rydel

Uśmiechnęłam się. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Ross już nie śpi. Najpierw zdziwiony, że nikogo nie ma, potem, kiedy już przeczytał liścik od siostry wszystko stało się dla niego jasne. Wstał, chwilę się poprzeciągał, po czym zwrócił się do mnie zadowolony:

-To znaczy, że mamy cały dzień dla siebie!

Ubraliśmy się i zeszliśmy na śniadanie. Kiedy już się najedliśmy, Ross chwycił mnie za rękę i poszliśmy do parku. Długo rozmawialiśmy, czas szybko nam mijał.

-Ross, jesteście u nas już tak długo, nie tęsknisz za LA?  -spytałam w pewnym momencie
-A co, chcesz się nas pozbyć? -odpowiedział i przytulił mnie do siebie, obracając parę razy w powietrzu.
-Nie no, ależ skąd -zapewniłam go -po prostu pytam.
-Trochę tak. Ale właściwie częste wyjazdy i koncerty w różnych częściach świata i Ameryki oswajają z taką tęsknotą. Przyzwyczajają, że jesteśmy daleko od domu, rozumiesz?
-Tak, chyba tak. Właśnie... co do koncertów i wyjazdów... przecież stąd też będziecie musieli wyjechać.
-I kiedyś wyjedziemy. Ale trasa zaczyna się w styczniu, a mamy połowę sierpnia. Jeszcze zdążymy się sobą nacieszyć i przyjdzie jeszcze czas na pożegnanie. Ale ważne jest to, co jest teraz, po za tym nigdy nie wiemy, co się może wydarzyć przez tyle czasu. -zapewnił mnie
-Może i masz rację... -odpowiedziałam bez przekonania.

Choć chłopak zaczął mówić o styczniu, wiedziałam, że okres tych raptem kilku miesięcy przeminie w mgnieniu oka. A ja w żadnym wypadku nie byłam gotowa na rozłąkę. Ani z nim, ani z resztą zespołu. Ale może faktycznie powinnam się tym na razie nie przejmować? Zawsze wszystko wyolbrzymiałam.

Spacerowaliśmy ulicami Warszawy do godzin po południowych, Ross w tym czasie popodpisywał  autografy i porobił zdjęcia z fanami. Kiedy wreszcie został sam, podszedł do mnie i powiedział:

-Wiesz, nie spodziewałem się, że w Warszawie mam tyle fanów!

Roześmiałam się:
-Hmm fanów jak fanów, ale fanek masz tutaj mnóstwo.


                                                                             * * *

Tymczasem Rydel z resztą chłopców wychodzili z kina.

-Wiecie co -zaczął Rocky - Ross jest ogromnym szczęściarzem. Harper to mega fajna dziewczyna!
-No no braciszku, wiemy o tym -odrzekła Rydel -ale nie startuj do niej bo się znowu zrobi bagno.
-Nawet nie o to chodzi -zaoponował Rocky -to nie tak, że mam ją zamiar Rossowi odbijać, wyrażam tylko swoje spostrzeżenie. Wychilluj Ry.
-No, ja myślę.
-Swoją drogą, ciekawe, gdzie teraz poszli -zastanowił się Ratliff -i czy za nami nie tęsknią.
-Wydaje mi się, że świetnie dają sobie radę -zapewniła go przyjaciółka, po czym skierowali się w stronę pobliskiej cukierni. Tam zamówili po kulce lodów i zaczęli się zbierać do domu.
Nagle Rocky się wzdrygnął.

-Hej Stary, co ci jest? -spytał rozbawiony Ell.
-Coś mi kapnęło na nos -powiedział szatyn patrząc w górę i wycierając czubek nosa -aż tak Cię to bawi?
Ratliff nie odpowiedział, tylko dalej dławił się śmiechem.  Rocky lekko go popchnął ale chłopak dostał takiej głupawki, że nawet Rydel zaczęła się śmiać. Nawet nie zauważyli, kiedy zaczęło porządnie padać.  Tworząc prowizoryczne daszki z kurtek i bluz, pobiegli do domu.


                                                                           * * *
 -Ross, zaczyna padać -powiedziałam z niepokojem patrząc na niebo. Lubiłam deszcz, bardzo ale perspektywa przemoczonych butów nie była zbyt przyjemna.
-No i? -spytał roześmiany -nic nie szkodzi. Zobaczysz, jak świetnie można się bawić.

Chłopak chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie pytając z udawanym akcentem gentelmana:
 -Da się pani zaprosić do tańca?
 -Wariat. -szepnęłam -Z przyjemnością!

 Jedną ręką objął mnie w talii, a drugą wyprostował.  Ja lewą dłoń oparłam na ramieniu chłopaka, tak że tworzyliśmy taneczną ramę. Blondyn zaczął rytmicznie podskakiwać i mnie obracać. Ludzie, którzy też nic sobie nie robili z rzęsistego deszczu, patrzyli na nas, klaskali i śmiali się.
Kiedy już się zatrzymaliśmy, chłopak nadal trzymając mnie za ręce, mocno mnie pocałował. Chwilę tak staliśmy, a ludzie w parku jeszcze mocniej zaczęli bić brawo i gwizdać.

-Zawsze chciałem to zrobić -zwierzył się Ross i jeszcze raz delikatnie musnął moje wargi. Potem ukłonił się przed zebranym tłumem i chwytając mnie za rękę, pobiegliśmy do domu.

W domu już czekało na nas rodzeństwo.

Kiedy się przebraliśmy, dołączyliśmy do grupki i wspólnie zaczęliśmy oglądać film.

Kolejny udany dzień, kolejne chwile warte zapamiętania. Czy mogło być lepiej?

_______________
Napisane :) 

Trochę krótki, ale miałam dzisiaj dużo na głowie i już nie dałam rady :(








środa, 22 stycznia 2014

41, Are you there? Do you hear me?

Przez całą imprezę Ross nie odstępował mnie na krok. Byłam mu za to wdzięczna, bo choć przyjęcie trwało już przez bitą godzinę, nadal nie mogłam się pozbierać po niezapowiedzianej wizycie Lily. Nawet kiedy siedzieliśmy przy stole i nikt z zaproszonych nie zwracał na mnie zbytnio uwagi, chłopak trzymał mnie pod stołem z rękę. Jedyne co mnie nieco rozweseliło to uśmiech małej Cindy, który zdawał się być coraz szerszy z każdą minutą.

Po posiłku Ross wziął mnie do kuchni, w której chwilowo nikogo nie było.

-Harper, na pewno nie chcesz odpocząć? -spytał po raz któryś z rzędu.
-Nie... Lily kompletnie wytrąciła mnie z równowagi, ale to naprawdę nic takiego. -aby go o tym zapewnić, mocno pocałowałam, a chłopak mnie do siebie przyciągnął i znów przytulił.

-HEEJ! -zawołała mała jubilatka, która od jakiegoś czasu stała w kuchni i się nam przyglądała.

Ross i ja niechętnie odkleiliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na dziewczynkę.

-TO TY JESTEŚ AUSTIN MOON?
-noo... no tak. -odpowiedział chłopak z uśmiechem
-TO DLACZEGO WSZYSCY MÓWIĄ NA CIEBIE ROSS?
-tak mam na imię - oboje z trudem powstrzymywaliśmy śmiech
-ALE POWIEDZIAŁEŚ, ŻE JESTEŚ AUSTIN! -odrzekła oburzona i zwróciła się do mnie -DLACZEGO SIĘ CAŁUJESZ Z MOIM CHŁOPAKIEM?

-Przepraszam Księżniczko, -odpowiedziałam z udawanym wyrzutem i dodałam- Ross, może poprosisz swoją dziewczynę do tańca?

Ross skrzywił się, ale ostatecznie Wziął dziewczynkę na ręce i parę razy się z nią poobracał, nucąc jakąś melodię. Potem Cindy dała mu soczystego buziaka a on ją puścił i postawił na ziemi.

-Dobra. Fajnie było, ale nie tańczysz jak Austin Moon. -odrzekła z dezaprobatą i wróciła do salonu.

-Ta mała daje popalić -wydusił Ross, upewniając się, że dziewczynka już go nie słyszy.
Spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Wracamy do gości? -spytałam
-Jeśli chcesz... ale Cindy chyba się na mnie obraziła...
-Jestem pewna, że nie będzie się długo gniewać -zapewniłam go i pocałowałam w policzek. -to Ty idź a ja zaraz do Ciebie dołączę

Zaczęliśmy chyba tworzyć całkiem niezłą parę. Jak na razie wszystko nam się układało a ja byłam z tego zadowolona.
 Weszłam do swojego pokoju i sięgnęłam po leżący na komódce pamiętnik. Znów otworzyłam na stronie na której ciągle malowało się to samo zdjęcie Rossa, które przykleiłam tam 4 lata wcześniej.
Teraz, choć dojrzałam i po wakacjach zaczynałam naukę w liceum, ta strona wciąż budziła we mnie jakiś sentyment. Zamknęłam zeszyt i wróciłam do salonu. Goście już odeszli od stołu  i zaczęli rozmawiać w nieco luźniejszej atmosferze. Odszukałam Rossa i usiadłam obok niego. Spojrzałam na niego. Lubiłam na niego patrzeć. Tylko patrzeć. To mnie uspokajało.

Około 22 w mieszkaniu nie było już żadnych gości. Pomogliśmy mamie posprzątać po imprezie, a kiedy rodzeństwo poszło już na górę, ja zostałam jeszcze z mamą. Dawno nie miałyśmy okazji spokojnie porozmawiać w cztery oczy.

-Lubisz tego chłopca, co? -spytała uśmiechnięta, wycierając ostatnie talerze i odkładając je do szafki.
Odpowiedziałam jej uśmiechem. To wystarczyło, żeby zrozumiała..
-Chyba dobrze, że zostali. Jesteś jakaś stabilniejsza odkąd tu są.
-Zdaje mi się mamo, że Los Angeles też mnie zmieniło. Sama nie wiem. Chyba nie jestem już tą samą dziewczyną, co przed wyjazdem.
-Chyba nie. -mama ucałowała mnie w policzek i klepiąc po ramieniu dodała -no, a teraz idź już spać, to był męczący dzień. Dobranoc córeczko, kocham Cię.
-Ja Ciebie też -odpowiedziałam i poszłam na górę.
 Rydel i chłopcy już spali. Przebrałam się w koszulkę i szorty i usiadłam na łóżku. Przede mną na podłodze leżał Ross. Uklęknęłam przed nim, podniosłam jego łokieć i wtulona w jego ciepły tors zasnęłam.

** Punkt widzenia Rossa **

Kiedy się obudziłem, dochodziła trzecia nad ranem. Często tak wstawałem; w środku nocy. Obok mnie leżała Harper, uśmiechnięta. Była taka piękna! Pocałowałem ją  delikatnie, byle tylko jej nie zbudzić i znów osunąłem się na poduszkę.

_________________________





40. There's so many wars we fought...

       Kiedy się obudziłam, słońce nieśmiało przebijało się przez zasłonięte żaluzje. Leżałam na plecach i patrzyłam jak tańczące promyki migoczą na mojej pościeli. Ach, jaki był piękny dzień. Lubiłam takie poranki. Spokojne, bez pośpiechu, spędzone we własnym, wygodnym łóżku.

Usiadłam.

-Dzień dobry -powiedział Ross i pocałował mnie w policzek.
-Dzień dobry -odpowiedziałam mu z uśmiechem czując przyjemny dreszcz rozchodzący się po moim policzku w miejscu, gdzie przed chwilą musnęły go miękkie wargi chłopaka.

Reszta rodzinki też już nie spała.

 -Tooo -zaczął Ratliff przeciągając się i mrużąc oczy, bo jeden z niesfornych promieni celował prosto w jego piwne oczy -co dzisiaj robimy?

-Muszę pomóc mamie posprzątać dom. Przyjeżdża dzisiaj do nas rodzina, duuuża rodzina i trzeba wszystko ogarnąć.

-POMOŻEMY CI! -wrzasnęli chórem chłopcy, a Rydel dodała:
-Jasne, że tak. Powiedz nam co mamy robić, a z chęcią się za to zabierzemy. Musimy się jakoś odwdzięczyć Twojej mamie za dach nad głową.

Popatrzyłam po wszystkich i się uśmiechnęłam. Kochani byli. Po kolei podeszłam  do wszystkich i mocno uściskałam. Już po chwili cała ekipa była gotowa do pracy.

Rydel i ja miałyśmy zająć się zastawą w kuchni i pomóc mamie przygotować jedzenie, Ratliff zdeklarował się do poszukania dobrych płyt i filmów oraz rozwieszenia balonów, Ross -zechciał odkurzyć dom i zająć się oświetleniem, a Rocky postanowił, że pojedzie po prezenty i tort dla ośmioletniej Cindy, która była gościem honorowym nadchodzącej imprezy.

Razem z Rydel zaczęłyśmy piec czekoladowe babeczki z kremem różanym.
 Skończyłyśmy po 2 godzinach wraz z zamknięciem wieka piekarnika. Teraz zostało tylko ozdobienie wypieków różową masą. Otrzepałyśmy z resztek mąki ręce i zdjęłyśmy fartuchy. Oparłam się o blat.

-Wybacz, muszę spytać. Jak to jest między tobą a Ratliffem? WIEM, że pewnie masz dosyć tego typu pytań, ale...
Rydel przerwała mi wybuchem śmiechu.  Chyba chciała tym ukryć falę rumieńców, która natychmiast wylała na jej błyszczącą twarzyczkę. Kiedy przestała się śmiać spojrzała na zmordowanego Ellingtona siedzącego na podłodze w salonie, który zawzięcie dmuchał setny już chyba balonik i wyglądał tak, jakby miał zaraz pęknąć.
Znowu zaczęła się śmiać, ale tym razem uzyskałam odpowiedź na pytanie:

-Gramy razem już tak długo, że stał się dla mnie piątym bratem. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby nas łączyć wiesz... jakieś zakochanie czy zauroczenie. Jesteśmy ze sobą bardzo silnie związani, może nawet bardziej niż chłopak i dziewczyna, ale to na pewno nie jest tego typu uczucie. A co do fanów, którzy starają się czegoś tam między nami doszukiwać, to często z tego żartujemy i przez to jesteśmy jeszcze bardziej zżyci.
 -Coś w tym musi być -odpowiedziałam zadowolona.

Wyjęłyśmy babeczki z piekarnika. Cała kuchnia zdążyła się już wypełnić lekkim zapachem czekolady. Pozostawiłyśmy formy do wystygnięcia i poszłyśmy pomóc Ratliffowi, dmuchać balony. Kiedy podeszłyśmy do niego, chłopak leżał jak długi na podłodze i nawet na nas nie patrząc wysapał:

-Nhii...gdhyy.. Wffię..cccej.

Po jakimś czasie i Ross do nas dołączył. Usiadł na kanapie po czym zwrócił się do mnie:

-Dziewczyno. Nie miałem czego odkurzać. U Was w domu zawsze jest tak czysto? -spytał -obróciłem lampę i kwiatka w kącie pokoju, bo nie miałem co robić!

-No no kochany -odezwała się z kuchni mama  - nareszcie ktoś to docenia. Ale kwiatka mogłeś nie ruszać.

Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. jakieś 15 minut później do domu wszedł Rocky z wielkim pluszowym misiem, który przesłonił go od pasa w górę, a chłopak niezręcznie manewrował nogami starając się w nic nie wejść, gdyż pluszak dosłownie zakrył mu całe pole widzenia. Posadził miśka na krześle a sam usiadł obok Rossa.

-No, mam nadzieję, że jej się spodoba.
-O ile go udźwignie -powiedział Ross czochrając brata
 Rocky tylko pokazał mu język i rzucił zrywając się z kanapy:
-Zapomniałbym! Przyniosłem pizzę! -i faktycznie, już po chwili na stole położone zostało ogromne pudełko z parującą zawartością.

-Czhhło...whieeku ty w jahh...imś ghigha...lhandzie bhyłeś? -spytał nadal leżący na podłodze Ell kończąc wypowiedź serio odchrząknięć i kaszlnięć -thaa phii...phiizza jest wiee.hlka!
 

Kiedy skończyliśmy a Ratliff doszedł do siebie, dochodziła godzina 17. Goście byli zaproszeni na osiemnastą, więc każdy miał trochę czasu by się przygotować do przyjęcia. Przebraliśmy się i zeszliśmy na dół. Mama też już była gotowa. Uśmiechnęła się do wszystkich.

Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi.
Otworzyłam i zamarłam.

Zapłakana, choć bez wielu emocji wypisanych na twarzy spytała czy może wejść.
A ja, po chwilowym zawahaniu wpuściłam ją do środka i szybko zaprowadziłam do pokoju, zamykając za sobą dokładnie drzwi.

                                                                                 * * *
-Mieszkają u Ciebie? -spytała i rozglądając się po pokoju, usiadła na łóżku
-Lily, co ty tu do cholery robisz?  -stałam nad nią, nie wiedząc co myśleć.
-Przepraszam Cię tak mocno! -rzuciła mi się na szyję, a ja szybko uwolniłam się z uścisku.
-Nie mogłaś uprzedzić, że zaczęło Ci się nagle zbierać na przeprosiny!? A nie nachodzić mnie bez słowa zapowiedzi? -nie wiem, kiedy stałam się taka stanowcza.
-Ja wiem, że ja źle postąpiłam, ale pozwól mi się wytłumaczyć...
-Źle postąpiłaś? Źle postąpiłaś?! Postępujesz źle, kiedy okłamiesz rodziców! Nazywanie mnie suką i manipulowanie mną i Rossem to nie jest złe postępowanie tylko niewybaczalne zachowanie! Puknij się w łeb, dziewczyno, wiesz co ja przeżywałam?!
-Błagam wybacz mi... stęskniłam się za Tobą...
-Jak możesz jeszcze prosić o wybaczenie po tym wszystkim -powiedziałam zagryzając wargi by powstrzymać się od płaczu.

W tym czasie Ross zaczął pukać do drzwi mojej sypialni
-Hej Harper, wszystko ok? -spytał
-Tak Ross, wracaj na dół -odkrzyknęłam -zaraz przyjdę.

-Lily, nie wiem co Ci mam powiedzieć. Nie potrafię z Tobą teraz rozmawiać, nie potrafię Ci zaufać.
-Teraz to Rydel jest Twoją najlepszą przyjaciółką tak? -powiedziała ni stąd ni zowąd wskazując na tapczan z rzeczami piosenkarki -szybko się pozbierałaś!
-Nie zachowuj się jak dziecko, Lil. To nie polepsza twojej sytuacji
-A od kiedy Ty jesteś taka dorosła?! -krzyknęła
-Nie wrzeszcz na mnie! Nie mam zamiaru tego znosić, rozumiesz?  Po prostu... po prostu sobie już idź. Nie chcę mieć z Tobą nic do czynienia. Nie po tym, co mi zrobiłaś.

Lily pokiwała głową i z trzaskiem drzwi wyszła z pokoju, a potem z mieszkania. Zauważył ją tylko Ross, który natychmiast przybiegł do sypialni:

-Czy-czy-czy to była Lily? -spytał wskazując kciukiem na schody, z których przed chwilą zbiegła roztrzęsiona nastolatka -czego chciała?
-Wybaczenia. Ross...
Chłopak już się nie odezwał tylko mocno mnie przytulił. Starałam się nie płakać. Byłam tylko rozgoryczona jej postawą. Nie płakałam.
 -Już dobrze -szeptał blondyn, gładząc mnie po włosach i od czasu do czasu całując w czubek głowy. -już ćśśś.  Zaraz przyjdą goście. Idziesz ze mną czy mam tu z tobą zostać?
Chwyciłam go za rękę i zeszliśmy na dół.

Przyjęcie za chwilę miało się zacząć.


________________________
Och jest 40! CZTERDZIESTY ROZDZIAŁ! -może krótki, może nijaki, ale była LILY! -sama prawdę mówiąc zdziwiłam się, że się tutaj pojawiła. Wyszło spontanicznie, nie wiem, czy to dobrze czy nie. 
 Tytuł to fragment piosenki "Marchin' On" OneRepublic -uwielbiam ten zespół <3

Pamiętajcie o komentarzach!

Całuję,
Dusss

wtorek, 21 stycznia 2014

39. ...thinkin' I was born in the wrong time

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!

 miłego czytania :)
__________________
-Harper, poczekaj... -powiedział blondyn tak, jakby był się, że może mnie stracić. Na zawsze. -pozwól mi dokończyć. Nie chcę zapominać. Nie chcę, słyszysz?! -powiedział ujmując w dłonie moje policzki i trzymał tak, bym patrzyła tylko na niego. Zrezygnowana patrzyłam na jego usta. Mój oddech zdążył się już uspokoić, kiedy chłopak znów się przybliżył i złożył na moich ustach chyba najbardziej szczery ze swoich wszystkich pocałunków.

-Okay? -spytał nadal trzymając moją delikatną twarzyczkę i uśmiechając się ciepło

Pokiwałam głową. Teraz było okay. I tak by mogło już zostać. W tym czasie coś mi się przypomniało.

-Hej Ross, dlaczego Riker leżał w szpitalu  w Warszawie?
-A gdzie miał leżeć? -spytał roześmiany
-Nie zdążył przelecieć do LA? Przecież wypadek miał kilka dni po opuszczeniu mojego domu, prawda?

-No... t-tak. -Ross się zelektryzował. -musiał gdzieś przekimać, tylko...
-DLACZEGO? -powiedzieliśmy niemal jednocześnie.

Zadzwoniłam do Rydel, która razem z Rocky'm i Ratliffem zwiedzali miasto

-Cześć Kochanie -przywitała się
-Cześć Rydel -odpowiedziałam -posłuchaj, rozmawiałaś z Rikerem, mówił Ci o okolicznościach swojego wypadku?
-Niespecjalnie. Prawdę mówiąc w ogóle nie wiem jak do niego doszło. A coś się stało?
-Nie, nie... tak tylko pytam. Pogadamy jak wrócicie. Całuję, pa. -i rozłączyłam się.

Ross patrzył na mnie pytająco a ja pokręciłam głową. Riker został przetrzymany na obserwacje i miał wyjść za sześć dni. Postanowiliśmy z Rossem pojechać do niego i zapytać jak było.

*w szpitalu*

-Hej Ross -powiedziałam zagradzając mu drogę do drzwi -pozwolisz, że najpierw sama z nim porozmawiam?
-No... no dobrze, skoro chcesz... -odrzekł niechętnie.

Weszłam do sali. Część siniaków chłopaka zdążyła już zniknąć a on wyglądał na całkiem zdrowego. Spał.

-Riker... -powiedziałam delikatnie potrząsając jego ramieniem. Chłopiec kilka razy się zmarszczył a potem powoli otworzył oczy i przeniósł swój wzrok na mnie.

Po serii jąknięć i grymasów podniósł się do pozycji siedzącej i mnie przytulił. Też go objęłam.

-Słuchaj, strasznie Cię przepraszam -zaczął -chciałem to wszystko odkręcić już wcześniej, ale nie mogłem dojść do siebie. Nie chciałem Cię zranić, naprawdę! -wypalił
-Wierzę -odpowiedziałam -ale muszę z Tobą o czymś porozmawiać.
-Nie ma sprawy.
-Zastanawialiśmy się z Rossem, jak doszło do tego wypadku. Wiem, że potrącił Cię samochód, ale... dlaczego nadal byłeś w Warszawie a nie w Los Angeles?

Chłopak się zawahał. Zrozumiałam, że nikt wcześniej na to nie wpadł i najstarszy nie był przygotowany na tego typu pytania.

-Długo się zbierałem żeby po tym incydencie z pocałunkiem się do Ciebie odezwać i porozmawiać. Chciałem Ci zrobić niespodziankę, kiedy wrócę i Cię przeproszę, i niespodzianka wyszła, ale chyba nie takich okoliczności się spodziewałem -powiedział rozglądając się po szpitalnej sali.
-Hmm rozumiem. Ja też przepraszam. Nie chciałam tak zareagować, ale zrozum, byłam w ogromnym szoku, wszystko mi się zwaliło na głowę i jeszcze miałam wybierać między Tobą a Rossem było dla mnie koszmarnym ciosem i gwoździem do trumny.
-Ale między nami już w porządku? -spytał z nadzieją
-Jasne. -odpowiedziałam i znów go przytuliłam. Jeden problem z głowy.

Zawołałam Rossa, który oparł się o framugę drzwi.

- I jak tam Stary? -spytał przybijając piątkę bratu.
-Coraz lepiej. Wybacz za te ostatnie dwa miesiące. Nie układało się nam najlepiej.

Ross przez chwilę udawał obrażonego ale potem ostatecznie powiedział
-Nie ma sprawy. Jesteśmy jedną ekipa. Ready Set Rock Forever tak?
-Ready Set Rock Forever. -odpowiedział z uśmiechem , a ja podnosząc się z plastikowego krzesełka zaczęłam klaskać. Póki co, wszystko się układało. Kamień spadł mi z serca.

Kiedy wróciliśmy z Rossem do domu Rydel i chłopaki już oglądali telewizor i wyrywali sobie miskę z popcornem. Przysiedliśmy się do nich z paczką prażynek.

-I co -zaczął Rocky przyciszając głos w telewizji -gadaliście z Rikerem? 
-Tak. I zdaje się, że wszystko już mamy wyjaśnione -spojrzałam na Rossa i uśmiechnęłam się

-Czy aż tak wiele mnie ominęło? -spytał Rydel na ucho Ellington. Dziewczyna zaczęła chichotać.

Widząc ich reakcję Ross rzucając w siostrę popcornem zapytał roześmiany:

-Eeej co jest? Co Wam tak do śmiechu?
-A niic, niic... -odpowiedziała przez łzy Rydel, która co jakiś czas wybuchała kolejną salwą śmiechu słuchając żartów Ratliffa.

    Jeszcze przez dwie godziny oglądaliśmy film po czym poszłyśmy z Rydel robić kolację.
O 19 wszystko było gotowe.
Przygotowałyśmy lasagne, plastry łososia, sałatkę i dużo innych przysmaków, które natychmiast rozeszły się po talerzach chłopców.

Późnym wieczorem, kiedy już wszyscy siedzieliśmy u mnie w pokoju zaczęliśmy znów się śmiać i rozmawiać. Kiedy chłopcy już zasnęli, Rydel usiadła ze mną na łóżku.

-I jak jest między Wami? -spytała wskazując głową śpiącego Rossa.

Spojrzałam na niego z uśmiechem, potem na przyjaciółkę.
-Wydaje mi się, że powoli się układa. Strasznie mi na nim zależy...
-Widzę -powiedziała uśmiechając się -jemu na Tobie też.

Westchnęłam.
-Tak myślisz? -spytałam niepewnie
-Tak. Widzę jak na Ciebie patrzy i jak się zachowuje w Twoim towarzystwie. Po za tym jestem jego siostrą i czuję to. A tak na marginesie, to ciągle mnie o tym zapewnia. Wie, że jesteś wrażliwa i  łatwo Cię zranić. To naprawdę dobry chłopak, tylko jeszcze nigdy chyba nie był tak przywiązany do żadnej dziewczyny i czasem nie wie jak się zachować. Wbrew pozorom jest dosyć zamknięty w sobie i trudno go rozszyfrować.  A Tobie chyba się to udało. Dlatego nie możecie zmarnować tak pięknej relacji.

-Dziękuję Rydel. Jesteś kochana -powiedziałam
-Nie ma sprawy. Chciałam, żebyś to wiedziała. Zawsze możesz do mnie przyjść i się zapytać. a teraz dobranoc -posłała mi uśmiech i gdy przykryła mnie kołdrą, wróciła na swoje legowisko.

______________________________
Hihi, jest 39 rozdział! 

I jak Wam się podoba?
Komentujcie! <3 Serio, proszę, każdy komentarz jest dla mnie bardzo ważny, bo to mi pozwala utrzymywać kontakt z Wami, czytelnikami, a i pozwala mi z każdym rozdziałem ulepszać opowiadanie i spełniać Wasze oczekiwania. Nic Was to nie kosztuje, a dla mnie to ogromna pomoc i wielki prezent :)  Także, klawiatury w dłoń, kilka słów i ENTER. 
Wiem, że zawaliłam po całości i,  że bardzo długo mnie nie było, ale proszę. Staram się ponadrabiać straty i robię to przede wszystkim dla Was, bo kocham tego bloga i to, że mogę się nim dzielić z innymi. 

Dzięki z całego serca i do zobaczenia następnym razem! Całuję baaardzo mocno!
 Dusss

poniedziałek, 20 stycznia 2014

38. You're over my head, I'm out of my mind...

Zmęczeni wróciliśmy do domu. Choć w środku miałam ochotę skakać ze szczęścia, w mojej głowie pojawiła się niezbyt przyjemna myśl, która natychmiast sprowadziła mnie na ziemię. Co jeśli Ross tylko się bawi moimi uczuciami? Co jeśli jestem kolejną dziewczyną, którą może sobie owinąć wokół palca? Byłam zła na siebie, bo Ross był naprawdę w porządku, był jednym z fajniejszych chłopaków i miał przecudowną osobowość. Na pewno nie był jedną z tych osób, które bawią się kosztem innych. Westchnęłam. i przechyliłam głowę do tyłu.

-Coś się stało? -spytał Ross a w jego głosie słychać było nutę zmartwienia.
-Nie... nic. Nie przejmuj się -zmusiłam się do uśmiechu. Nie chciałam go okłamywać, ale cóżże mi pozostało?

Wiem, że mi nie uwierzył. Nie był przecież idiotą a ja nie byłam dobrym kłamcą. Dlaczego to wszystko jest tak pokomplikowane? Dlaczego nie mogę go traktować po prostu jak kolegę? Problem pojawił się wraz z pięknymi falami w Los Angeles, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. Co ja wygaduję, moje życie zmieniło się wtedy o 180 stopni, wyjechałam jako przebojowa nastolatka, zamiast tego wróciłam do domu nieśmiała, cicha i bardziej rozważna, stałam się dojrzałą dziewczyną, bądź co bądź potrzebowała swojego blond-księcia. Wszystko jest inne niż było. I nie wiem dlaczego aż tak bardzo. Z policzka na bawełnianą bordową bluzkę skapnęła słona łza. Szybko otarłam policzek ręką, by Ross nie zauważył. Wiedziałam, że nie lubił kiedy się smuciłam. Kiedy ktokolwiek się smucił.
Chwycił mnie za rękę i poprowadził na łóżko. Usiadłam po turecku, on przede mną.

-Jesteś najbardziej niestabilną dziewczyną jaką poznałem -roześmiał się. Chyba chciał mnie tym rozweselić, ale widząc, że przyniosło to odwrotny skutek spoważniał i spojrzał na mnie. -nie lubię, kiedy płaczesz. Nienawidzę tego. Chciałam zaoponować, przekonać go, że wcale nie płaczę. To by było jednak całkowicie zbędne. I tak by mi nie uwierzył. Znowu.
 Przybliżyłam się.
 -Posłuchaj Ross, nie wiem co z nami jest, że nasza relacja opiera się na skrajnych zachowaniach i emocjach. Nie wiem, jak mam Cię traktować. Czy jako brata, czy jako przyjaciela, czy jako...
-chłopaka -dokończył
-czy jako chłopaka.  -powtórzyłam. -Wiem natomiast, że bardzo mi na Tobie zależy i choć brzmi to banalnie tak właśnie jest. Cały czas o Tobie myślę i to powoduje, że nie mogę normalnie funkcjonować. Ross to co Ty ze mną robisz, świadomie lub nie... Przepraszam, wiem, że taki nie jesteś i tego typu wyznania możesz uznać za małoletnie i nie zdziwię się, gdybyś teraz wyszedł, ale nie mogę tego dłużej ukrywać, bo zwariuję bardziej niż dotychczas. Przepraszam, serio.

-Harper ja... -
-Zapomnij o tym. Nie było tej rozmowy.


_____________________
Wybaczcie, że krótki, ale celowo skończyłam w tym momencie, żeby dodać trochę dramatyzmu :3

Jak myślicie, jak dalej potoczy się ta rozmowa? Piszcie w komentarzach!


+nie jestem zbyt dumna z tego rozdziału, ale może następne będą lepsze.

~Dusss

Nominacja :)

Jejku, dziękuję! Kolejna nominacja :)

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera . Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


 1)Twoje ulubione buty to...? 
Zdecydowanie Vans
2)Co lubisz u facetów?
 Choć zazwyczaj pierwsze wrażenie robi wygląd (blondyni! zwracam uwagę na oczy, uśmiech, styl ubierania) to głównie patrzę na charakter. Zabawny, inteligenty, błyskotliwy, to mój ideał, na pewno opiekuńczy :)

3)Czego słuchasz gdy jest ci smutno?
 haha mam nawet playlistę! Jedna piosenka, przy której zawsze płaczę, ZAWSZE to The Scientist Coldplay. Wiążą się z nią wspomnienia i osoby. Ah, no i If I Can't Be With You  i One Last Dance R5.Coś w nich jest takiego, że nawet, kiedy nie jestem smutna ryczę jak nie wiem.
4)Jaka jest twoja ulubiona pora roku?
 Zima! Sto procent. Kocham klimat, śnieg i chłodne wieczory z książką i gorącą herbatą. Mmm <3
5)Lubisz gotować? Jeżeli tak to co ?
 Lubię. Tak naprawdę staram się sprawdzać w różnych potrawach ale... chyba najbardziej chińszczyznę i kuchnię włoską.
6) Wolisz deszcz czy śnieg?
 Najtrudniejsze pytanie świata. Poważnie. Śnieg jest magiczny, a w deszczu lepiej sie myśli. Przepraszam, nie potrafię wybrać. 
7) Jaki jest powód dla którego powinnam czytać twojego bloga?
 Wydaje mi się, że każdy znajdzie na tym blogu coś dla siebie. Wkładam tu dużo serca i staram się utrzymywać kontakt z  Czytelnikami. Przekonaj się sama, bardzo zależy mi na opiniach, bo podkreślam, że bloga tworzę nie tylko ja, ale i osoby, które zostawiają komentarze, bo dzięki nim się motywuję :) 
8) Lubisz czytać książki?
 Dzień bez przeczytania przynajmniej jednego rozdziału z książki to dzień bez wartości.
9)Czego nie lubisz robić?
 Siedzieć bezmyślnie i nie wiedzieć co ze sobą zrobić. Czuję się wtedy okropnie bo to wielka strata czasu, a ja się czuję jakbym była najbardziej zwiotczałą istotą na Ziemi.

10)Jakie lody lubisz najbardziej?
 Miętowe
11) 'Saga zmierzch' czy 'igrzyska śmierci' ?
Nie jestem wielką zwolenniczką ani jedej, ani drugiej serii, ale jeśli już, to Igrzyska Śmierci.
____
pytania od Kimberly Howard

1. Jak zaczęła się twoja przygoda z blogowaniem?
Ogólnie zaczęłam pisać bloga, bo kocham pisać. Naprawdę. A tego bloga złożyłam bodajże w sierpniu 2012 roku i od tego czasu miałam jeszcze inne blogi, ale ten był zawsze na pierwszym miejscu.
2. Dlaczego opowiadanie właśnie o R5?
Hmm... przeżywałam wtedy pierwszą fascynację Rossem (o dziwo o R5 wiedziałam dużo wcześniej) i tak jakoś samo wyszło.
3.Ulubiony film?
Hmm najbardziej lubię horrory i filmy obyczajowe (wiecie, takie o dojrzewaniu, miłości itp). Ale chyba najbardziej lubię 'December Boys' i 'Kobietę w czerni'.
 4. Twoje hobby?
Jak już wspomniałam pisanie. Kocham też słuchać muzyki i rysować. Może kiedyś się pokuszę o jakiś obrazek na blogu ;) 
5. Uważasz że masz więcej zalet czy wad?
Hmm trudno powiedzieć. Wiem, że są takie rzeczy które dobrze robię, ale niestety częściej zwracam uwagę na swoje wady. 
5. Co byś chciała w sobie zmienić?
Być o 5 centymetrów niższa.

6. Co zainspirowało cię do tego, ze twoje opowiadanie ma właśnie taką fabułe?
Pierwszy rozdział był niesamowicie przemyślany, ale miałam wtedy 13 lat i pisałam chyba trochę tak, żeby było słodko, pięknie i na temat, co wyjaśnia, że bohaterowie już na drugi dzień byli parą itp... Później wszystko potoczyło się bardzo spontanicznie, właściwie dopiero potem zaczęłam najpierw pisać rozdział w notatniku a potem dopiero wstawiać na bloga. Fabuła sama się nasunęła :)
7.Czy wybierasz się na koncert R5 5 lutego?
Tak hihi :)
8. Masz rodzeństwo?
nie, jestem jedynaczką 
9. Masz zwierze?
tak, mam kotka c; 
10. trampki vs koturny?
trampki! 
11. ulubiony napój?
nestea brzoskwiniowa

____________________
Moje pytania:

1. Jeśli shipujesz to Raia czy Raura?
2. Koty czy Psy?
3. Jaka jest teraz Twoja ulubiona piosenka (możesz tez napisać, której teraz najwięcej słuchasz :D )
4. Masz jakiś zaskakujący talent? Jeśli tak to jaki?
5. Czego się boisz/ brzydzisz?
6. R5Crush, czyli którego członka zepsołu lubisz najbardziej i dlaczego?
7. Ulubiona książka?
8. Dzień czy noc?
9. Najbardziej nierealne marzenie, które chciałabyś by się spełniło to...
10. Ulubiony serial?
11. Czym jest dla Ciebie Twój blog?


_________________________
MOJE NOMINACJE!

1. http://r5-story.blogspot.com/
2.http://thatsmyconfession.blogspot.com/
3. http://r5-and-raura-time-to-love.blogspot.com/
4.http://ross-laura-story-of-love.blogspot.com/
5.http://stay-together-rosslynch.blogspot.com/
6.http://ross-laura-story-of-love.blogspot.com/
7.http://takethatchance.blogspot.com/
8.http://r5-my-crazy-story.blogspot.com/
9.http://love-r5.blogspot.com/
10.http://pamietnik-ally-dawson.blogspot.com/
11.http://auslly-story.blogspot.com/

~Dusss

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Changes!!

Nowy tytuł bloga!  Trochę świeżości :)

Miłego czytania!

Nadal ta sama, niezmienna Dusss

37. I don't want to be famous, I don't want to if I can't be with you...

Bijąc się z myślami  i zerkając od czasu na chłopaka, próbowałam oczywiście bezskutecznie, opanować wypływające niemiłosiernymi falami rumieńce. Ross od czasu do czasu szeroko się uśmiechał i patrzył na buty, co odebrałam jako informację, że zauważył jak na niego patrzę i odniosłam wrażenie, że dobrze się bawił widząc jak nieudolnie próbuję ukryć kolejne zainteresowania jego osobą. Nadal roześmiany jak któryś z  z tych nonszalanckich, umięśnionych bożyszczy nastolatek którym chyba już się stał odezwał się: 
  
      -Chcesz kawę?  


Skinęłam głową. Od rana właściwie nic nie piłam i byłam porządnie zmęczona, a kubkowa dawka kofeiny z pewnością by mi się teraz przydała. Weszliśmy do kawiarni. Ross podpisał kilkadziesiąt autografów, a kiedy oswobodził się z uścisków, objęć, podszedł do mnie poczochrany wycałowany i bógwiejakijeszcze, z miną zmarnowanego kaczorka i postawił na stoliku dwie kawy. Z trudem powstrzymywałam śmiech. Zasłoniłam usta dłonią i przez chwilę chichotałam, podczas gdy chłopak przeszywał mnie gniewnym wzrokiem, po czym sam niechętnie się uśmiechnął, odchrząknął i pociągnął łyk napoju. Opuściliśmy pomieszczenie i poszliśmy chodnikiem na plac przy parku. W pewnej chwili  Ross objął mnie od tyłu w talii i przerzucił sobie przez ramię mówiąc:

   -Nie wiesz, że nie ładnie się śmiać ze sławnych ludzi?  

Byłam zaskoczona i przerażona i uderzając go piąstkami w umięśnione plecy, próbowałam wyswobodzić się z uścisku. Kiedy w końcu mnie puścił pokazałam mu język i znowu oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

Chwilę się pogoniliśmy po placu jak dzieci z wysokim poziomem głupawki. Wskoczyłam mu na plecy. 

  -Hoooh jak Cię niosłem na barana przed hotelem byłaś lżejsza !
Zeszłam z jego pleców.
  -Albo to ty zrobiłeś się słabszy -powiedziałam. Miałam do siebie dystans i choć mogłabym potraktować uwagę chłopaka jak obelgę, niespecjalnie się nią przejęłam. 

Kiedy znowu chciałam mu zacząć uciekać, chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie co spowodowało, że wpadłam prosto w jego objęcia.

  -Przepraszam, co? Sugerujesz, że jestem słaby? -po czym przytulił mnie do siebie tak mocno, że myślałam, że stracę oddech. 
 -AAA Ross, przestań dusisz mnie! -powiedziałam trzymając go za przedramię. 
-A przyznasz, że się myliłaś? -odrzekł i uniósł obie ręce by zaprezentować swoje mięśnie.
-Nie sądzę. -odpowiedziałam mu z przekąsem. 
-W takim razie, albo to przyznasz, albo... -i tu urwał stukając palcem w policzek i nachylając się do mnie. 

Kiedy już miałam dać mu całusa, Ross momentalnie się obrócił tak, ze zamiast w policzek trafiłam prosto na miękkie wargi chłopaka. Przyznam szczerze, że nie pomyślałam, że blondynowi przyjdzie do głowy taki rodem z komedii romantycznej gest. Byłam pozytywnie zaskoczona -może nie wszystko stracone?

_____________

Ah, jest rozdział 37! Wybaczcie, że taki przesłodzony i wszystko, ale coś mnie naszło, żeby tak napisać. A, że krótki, to postaram Wam to zrekompensować następnym razem, bo jutro szkoła i muszę się znów przestawić psychicznie po dłuugiej przerwie i wrócić w jako-takim stanie do pracy. Żegnajcie przespane poranki i wysypianie się. Czas wrócić do rzeczywistości!

A tytuł to fragment piosenki If I can't be with you R5. Przeurocza piosenka Posłuchajcie, serio ja się nie mogę oderwać. Ross też jest bardzo emocjonalnie związany z tą piosenką, jak sam to niejednokrotnie podkreślał w wywiadach -poszukajcie na YouTube -zobaczycie jego mimikę, głos i to jak się wypowiada o tej piosence. Proponuję też zobaczyć występy live z internetu, bo widać, że nawet tam, bardzo przeżywa mój biedak ;__; Zresztą, sami sprawdźcie, co ja Wam będę mówić ;)



 
nawiasem mówiąc, celowo nie dałam linku do oryginalnej wersji, bo pomyślałam, że ta też jest bardzo fajna. Jeśli Wam się spodoba, sprawdźcie inne piosenki z Aulani klikając R5 live at Aulani!

Do zobaczenia następnym razem!
Dusss



 



środa, 1 stycznia 2014

36. Because I'm really confused.

 -Obraziliście się na siebie? -spytała roześmiana mama patrząc na moje odbicie w lusterku wstecznym -jeszcze przed chwilą jedliście razem śniadanie a teraz się w ogóle do siebie nie odzywacie.

Wymieniliśmy z chłopakiem spojrzenia.

 -Wiesz mamo, -spytałam wskazując na deptak -wysadzisz nas tu z Rossem? I tak nie mamy nic do załatwienia z Tobą w sklepie więc...

Miałam wrażenie, że Ross odetchnął z ulgą. Wiedziałam jak bardzo nie lubił chodzić po galerii i każdy inny sposób na spędzenie czasu wydawał się dla niego bardziej interesujący.
Mama zatrzymała się przy wskazanym miejscu. 

Kiedy wysiedliśmy podeszłam z uśmiechem do blondyna i poczochrałam mu włosy.

-No, kolega nie potrafi sam powiedzieć jak mu się nie podoba?

Ten natychmiast się zaczerwienił i chwycił mnie za dłoń, która cały czas błądziła jeszcze w jego miękkich włosach.Odwzajemnił uśmiech i zaczął układać niezręcznie niesforną grzywkę, która sterczała teraz na wszystkie strony.

 -Słuchaj Har, jeśli chodzi o to dzisiaj....

-Przepraszam. -rzuciłam. -nie powinnam była i tak nap...

-Daj mi skończyć -przerwał zawstydzony uśmiechając się.  - boję się, że skończy się to tak jak ostatnim razem.

Zaraz, co się skończy? Czy cokolwiek się zaczęło? To, że byłam gotowa zrobić dla niego wszystko usprawiedliwione było przyjaźnią, która w pewnym momencie się między nami zrodziła. To że go przytuliłam nie raz, nie dwa też. To, że się z nim droczyłam, rozmawiałam jak z nikim było wyrazem mojego uczucia do niego ograniczającego się do PRZYJAŹNI.  Ale... pocałowałam go. Bo oprócz przyjacielskich relacji, szalenie go kochałam i choć tyle przez niego przeszłam, a może przez samą siebie, tak cholernie mi się podobał. zaczynając od jego muzyki, nastawienia do życia, przez idealne oczy, włosy, głos na uroczym uśmiechu i sposobie, w jaki się śmiał kończąc. To, że kiedy się do niego przytulałam pasował do mnie lepiej niż ktokolwiek. Motyle w brzuchu. Ciarki. Niezrozumiana fala ciepła, która ogarniała mnie za każdym razem, gdy go widziałam. Wszystko ignorowane. Teraz na mojej twarzy zagościł ponury uśmiech. Kochałam go. Całym sercem.

_______





Koncertowo :)

Jejkuuu ostatnio spędzając kolejne popołudnie przed laptopem natrafiłam na przemiły obrazek:


Chyba nie muszę Wam opisywać mojej radości. 
Najlepszy. Dzień. Świata.