sobota, 22 lutego 2014

53. It's over, we're lost. Nothing make sense, now we're just ghosts...

Kiedy się obudziłam, Ross jeszcze spał. Powoli się podniosłam, bo nie chciałam go budzić.  Wiem, że do późna w nocy nie zasypiał, bo czułam, jak nadal głaskał mnie po głowie.

Podeszłam bosa do okna. Pogoda znacznie się poprawiła od ostatniego dnia -mój umysł też się trochę przewietrzył i zaczęłam bardziej trzeźwo patrzeć na sytuację.
Wróciłam do sypialni -wszyscy jeszcze spali, a Rikera nadal nie było.
Chwyciłam rozpinaną bluzę Rossa, zarzuciłam na siebie. Zabrałam ze sobą też jakiś koc i wyszłam przed dom. Tak jak myślałam:
Riker siedział pod murem i oparty na rękach zasnął. Okryłam go kocem i patrzyłam.
Chwilę nad nim stałam, a kiedy widziałam, że śpi jak zabity, wróciłam do domu. Dobrze, przynajmniej teraz będzie mu cieplej.

Westchnęłam i usiadłam na schodach.
Po chwili usłyszałam kroki. Ross usiadł obok mnie i spytał:

-Długo już nie śpisz?
-Może z 15 minut... -odpowiedziałam bez przekonania. Nadal dręczyły mnie wyrzuty sumienia i nie mogłam sobie wybaczyć, że chociaż Ross tego nie okazywał, na pewno go zraniłam.
-Chcesz coś zjeść? -zapytał. Było w jego głosie coś takiego opiekuńczego, troskliwego. Miałam wrażenie, że bał się, że załamię się kiedy coś powie.
-Nie, dzięki... nie jestem głodna. -patrzyłam tylko pusto przed siebie.
-Harper... -westchnął -nie możesz być taka przygnębiona. Proszę, zrób to chociaż dla mnie...

Przełknęłam ślinę. Jak on to robił, że bezbłędnie odgadywał wszystkie moje uczucia?
-Ross nie mogę sobie tego wybaczyć. Czuję się koszmarnie.

Chłopak patrzył na mnie przez chwilę.
-Nie cofniesz tego co było.  Nie zmienisz tego, więc Harper, nie możesz się martwić.
-Ale on jest twoim bratem! I nie wiem co mam zrobić, żeby odpuścił, nie raniąc go.
-Nic nie zrobisz. I w tym nie ma żadnej twojej winy.

Znowu westchnęłam. Ross miał rację, że nic z tym nie zrobię. Może faktycznie powinnam odpuścić?

Siedzieliśmy na schodach jeszcze jakiś czas, aż w końcu poszliśmy do pokoju i przenieśliśmy pościel z powrotem do sypialni.

-Powiesz reszcie? -spytał blondyn, podrzucając pościel w rękach, i odgarniając kołdrę, która przesłoniła mu twarz.

-Riker dziwnie się zachowuje, Rydel wie, ty też. Rocky i Ratliff pewnie też się niedługo dowiedzą. Nie ma sensu się nie wiadomo jak zachowywać, ale obwieszczając 'hej ludzie, Riker i ja się pocałowaliśmy!' chyba wzbudzimy większe zaskoczenie. A ja nie mam siły się teraz tłumaczyć.

-CO!? -wrzasnęli równocześnie chłopcy, który dziwnym trafem, nie wiadomo skąd  stali tuż obok nas.
-całowałaś się z Rikerem!? -krzyknął zdziwiony Rocky z trudem opanowując śmiech

Przewróciłam oczami. Musiałam teraz wybrnąć z sytuacji, która nie zapowiadała się zbyt zabawnie.
-Chłopaki -zaoponował blondyn chwytając mnie za rękę -dajcie jej spokój.
-Nieźle. -skwitował Ratliff. -dlatego nie wrócił na noc?
-Mieliście jej dać spokój... -rzucił z niesmakiem Ross przybierając grymas twarzy wyrażający przygnębienie i determinację.

Położyłam chłopakowi dłoń na ramieniu, dając mu znak, że nie ma się przejmować.
-To była skomplikowana sytuacja i lepiej do tego nie wracać -ucięłam. -Ani ja, ani Ross, ani Riker. Pewnie w swoim czasie i tak jeszcze będziemy do tego wracać. A teraz proszę, dajcie mi trochę odpocząć!

Kiedy to powiedziałam, zamilkłam i wyszłam.

Zadzwoniłam po taksówkę i pojechałam nad jezioro. Właśnie tam, gdzie byłam ostatnio z Rossem. Znów usiadłam na pomoście, tym razem nie zdejmując trampek. Patrzyłam na linię horyzontu, potem na las, którego zapachem starałam się wypełnić całe płuca.
Chciałam na chwilę wyłączyć myślenie i zapomnieć o wszystkim. Były sekundy, kiedy pozornie się udawało. Potem jednak wszystko wracało ze zdwojoną siłą. Z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos. Odwróciłam się zdziwiona.

-Harper?
-Toby?

Przede mną stał chłopak, którego niedawno poznałam, kiedy to Ross był na spotkaniu z Lily.
Prawdę powiedziawszy, wyglądał teraz, w tym świetle, trochę lepiej, niż udało mi się go zapamiętać.

-Co tu robisz? -spytał, siadając obok.
-Nic szczególnego... -odpowiedziałam. Wybrał najgorszy moment na rozmowę. Naprawdę miałam ochotę zostać sama.
-Coś cię martwi, ale rozumiem, że wolisz to zostawić dla siebie. -odrzekł z uśmiechem.
W jego głosie czułam szeroko rozumianą inteligencję i niebywałą lekkość w wysławianiu się.
-Coś w tym rodzaju...
-W takim razie, tylko tu posiedzę i postaram ci się nie przeszkadzać.

Siedzieliśmy tak dosyć długo, w zupełnym milczeniu, które w żadnym wypadku nie było męczące; wręcz przeciwnie, taka cisza była nawet przyjemna, zwłaszcza dla mnie.
W pewnym momencie chłopiec się jednak odezwał:

-A co u tego blondaska? -spytał zadziornie

Przełknęłam ślinę.

-... a więc to o niego chodzi? -upewnił się. Nie miałam bladego pojęcia, jak osoba, która widzi mnie drugi raz w życiu potrafiła tak bezbłędnie rozszyfrować tok mojego myślenia.

-Nie do końca... wszystko jest takie skomplikowane, Toby...
-Nie wszystko. To tylko miłość powoduje, że wszystko robi się zagmatwane. Wyglądasz na rozdartą, więc podejrzewam, że jest więcej niż jeden delikwent.
- Żebyś wiedział. Ale nie myśl, że się waham. Jeden to mój chłopak, drugi to jego brat. I mam po prostu mieszane uczucia...

Chciałam zręcznie uniknąć wspomnienia o pocałunku i innych sprawach. Po co informować osoby postronne?  Chyba mi się to nawet udało, bo towarzysz nie wypytywał.

-Czyli jednak się wahasz -zauważył -mogę ci jakoś pomóc? Może lody? Mówię ci, lody są dobre na wszystko. Może nie spowodują, że problem nie zniknie, ale wzrost poziomu cukru może skutecznie pozwolić na chwilę zapomnienia-powiedział, nadal się uśmiechając.


Najpierw niepewna, w końcu zaczęłam się przekonywać i poszłam za kolegą. Miał dobre intencje, poza tym miał w sobie coś takiego magnetycznego, co nie pozwoliło by mi przejść obok niego obojętnie.
Odgoniłam wątpliwości dotyczące charakteru spotkania (czyżby chłopak traktował to jako randkę, pogawędkę, bezinteresowną okazję to użyczenia mi swojego rękawa w razie nagłej potrzeby?).
 Naprawdę nie potrzebowałam kolejnego chłopaka, który by wskoczył za mną w ogień. Potrzebowałam teraz powietrza i odpoczynku od skomplikowanego życia.
____________

Nie wyszło tak jak chciałam, rozdział niebezpiecznie krótki, ale udało mi się wrócić do osoby Toby'ego.
Ech... może następne rozdziały będą lepsze :/ Postaram się!

A teraz dobranoc Kochani <3 Dzisiaj padam z nóg. Oczywiście zachęcam do zostawiania komentarzy :)

Pozdrawiam cieplutko,
~Dusss 

sobota, 15 lutego 2014

52. No one can get in the way of what I'm feeling...

-O czym rozmawialiście? -spytał zatroskany Ross, któremu widocznie nie wystarczyły moje zapewnienia, że wszystko gra.
-Dobrze wiesz. Mówi, że nadal... -nie dokończyłam, bo głos mi się załamał.
-Nie męcz się... -chłopak przyciągnął mnie do siebie i przytulił tak, jakby wszystkie słowa Rikera miały mieć na mnie ogromny wpływ. Chyba naprawdę bał się, że w końcu mnie straci, a ja zacznę się spotykać ze starszym bratem.
-Nie zostawię cię, Ross -zapewniłam go.
-Wiem. -odpowiedział -a ja nie pozwolę, żeby ktoś mi ciebie odebrał.

Byliśmy trochę jak bohaterowie ulubionego filmu chłopaka -Romeo i Julia. Co prawda nasze rody nie były zwaśnione, a my całkiem łatwo żyliśmy sobie razem (pomijając kilka problemów), ale dostrzegałam jakieś podobieństwo. Zdeterminowany chłopak i cicha dziewczyna walczący o uczucie mimo przeciwności losu. Tak bardzo pochłonęła mnie myśl o nieszczęśliwych kochankach, że spytałam:

-Ross, nie chciałeś być kiedyś Romeem?
-Gdybyś była moją Julią... -odpowiedział nieśmiało.
 Westchnęłam ze wzruszenia.
-Słodki jesteś. -uśmiechnęłam się.

Chłopak pocałował mnie w nos i też się uśmiechnął.
-wracamy na górę? -zapytał
-jasne. Pewnie już się niepokoją.
-A co z Rikerem? -wskazał na chłopaka, który nadal siedział na kanapie w salonie.

Wypuściłam głośno powietrze, podeszłam do blondyna i chwytając go za rękę, zdecydowanym ruchem pociągnęłam w stronę schodów. Ścisnął moją rękę, a mnie przeszył dreszcz. Ross poszedł już do pokoju, więc zostaliśmy sami na parterze. Nie podobało mi się to za bardzo.
Czułam się jak dziecko: póki w pokoju jest zapalone światło, niczego się nie boi, ale kiedy lampa gaśnie, budzą się w nim najgłębiej skrywane lęki i niepewności. Tak też było w tym przypadku. Póki Ross tu był i póki miałam siły stawiać opór i być asertywną, wszystko było w porządku, ale teraz, kiedy byliśmy tylko we dwoje, powstało między nami specyficzne napięcie i bałam się mu ulec.
Nadal trzymałam chłopaka za rękę, ale rozluźniłam uścisk. Riker jednak nadal trzymał i chyba całkiem nieświadomie ściskał moją dłoń coraz mocniej. Choć nie odzywaliśmy się do siebie, napięcie  każdą chwilą rosło.
Po chwili tym razem to on mnie pociągnął i nasze usta się spotkały.
Najgorsze było to, że się nie odepchnęłam. Nie broniłam się, tylko uległam chwili. Był to krótki pocałunek, ale pełen niewypowiedzianych emocji -miałam wrażenie, że te uczucia należały tylko do chłopaka, ale sama zwątpiłam.

Nie miałam pojęcia co się działo. Nogi mi zmiękły i oprócz dręczących mnie od nowa wyrzutów sumienia, nic do mnie nie docierało. Czułam, że zdradziłam Rossa i zarazem byłam zdradzona sama przez siebie. Nie byłam w stanie wydusić słowa.
 Najpierw chciałam przemilczeć sprawę w obecności Rossa, nie rozmawiając o tym nawet z Rikerem. Potem jednak postanowiłam powiedzieć o zajściu chłopakowi i schronić się w jego silnych ramionach. Pomyślałby pewnie, że to wina brata i kłótnia by była gwarantowana. A tego bym nie zniosła. Poza tym, trudno tutaj było mówić o czyjejkolwiek winie. Nie zareagowałam. Nie zrobiłam niczego, co by go mogło powstrzymać. Zamiast tego po prostu się pocałowaliśmy. Drugi raz.
Kiedy zdołałam się pozbyć największego szoku, spojrzałam na Rikera, który nerwowo przygryzał wargę.

-Przepraszam -wydukał -nie powinienem był...
-No, nie powinieneś. Riker, mało mam problemów? -tym razem byłam naprawdę bliska płaczu. -zostaw mnie po prostu w spokoju. Ja tak nie mogę!
-Harper, proszę! -zawołał, ale ja już byłam na górze. Czoło miałam rozpalone, policzki zresztą też, serce mi waliło, a ciało od czasu do czasu przechodził sztywny i nieprzyjemny dreszcz. Co robić!? Co robić!? Zamknęłam się w łazience. Kolejny raz.
Chciałam się uwolnić od tych wszystkich myśli, które teraz rozsadzały moją głowę. Oczywiście bezskutecznie. Bałam się wyjść, bałam się spojrzeć któremukolwiek w oczy. Oszukiwałam obu. Czułam się jak najgorszy człowiek na Ziemi. Cholera by to wszystko wzięła.
Walnęłam pięścią o kafelkową podłogę. Bolało jak nie wiem, ale nawet to nie odciągnęło mnie od przerażającego poczucia winy.
 Nagle jednak rozległo się pukanie (walenie) do drzwi:

-HARPER -wołał Riker -HARPER PROSZĘ OTWÓRZ!
 -Idź sobie! Po prostu... idź! -wybełkotałam dławiąc się łzami.

Prawdę mówiąc, już nawet nie wiedziałam dlaczego aż tak płaczę. To nic nie zmieni.
Usłyszałam drugi głos zza drzwi.

-Co jest? -to była Rydel

Riker jeszcze raz walnął w drzwi, po czym powiedział do siostry:
-Ty z nią porozmawiaj. Ja już tu nie mam nic do powiedzenia.

Tym razem rozległo się ciche pukanie. Otworzyłam popychając drzwi nogą.  Potem znów się skuliłam.
-Ej, co się stało? -spytała blondynka, doskakując do mnie.
-Bo ja... Riker... on. Znowu mnie... znowu się pocałowaliśmy. -odpowiedziałam roztrzęsiona, patrząc tępo przed siebie.
-CO? Jak to? -zdziwiła się, po czym przytuliła mnie i troskliwie powiedziała -słuchaj kochanie, nie wpadaj w histerię. Oddychaj powoli. Raz... i dwa.... Raz.... i dwa....

Trochę się uspokoiłam. Kiedy już byłam w stanie, opowiedziałam przyjaciółce o wszystkim. Także o mojej reakcji albo... jej braku. Do łazienki wpadł w pewnym momencie też Ross.

-Har, Rrrydel cco się dzieje? -zapytał przestraszony patrząc to na mnie, to na siostrę, widząc w jakim stanie siedzę na podłodze.
-Ross, idź na razie, potem porozmawiacie. -powiedziała spokojnie blondynka.
-Ale... Przecież mogę wiedzieć co się stało. Nie chcę, żeby płakała!
-Rozumiem, ale to teraz nie ma sensu. Daj jej się uspokoić...
-Riker... -wycedził przez zęby chłopak, a ja poczułam jak wzbiera się w nim złość.
-ROSS -zawołała za bratem dziewczyna -ROSS proszę cię, nie rób nic głupiego! Ross!
-Co on znowu odstrzelił?! -gorączkował się -dlaczego Harper płacze?! Co tu się do cholery dzieje?!

Wstałam ostatkiem sił i przytuliłam się do chłopaka. Teraz nie chciałam go puścić. Przytuliłam się do niego tak mocno, jak jeszcze nigdy, z obawy, że jeżeli teraz go puszczę, to już nigdy nie uścisnę go ponownie, bo nie wybaczy mi tego, co zrobiłam.
Chociaż wszyscy spodziewaliśmy się dzisiaj burzy, chyba nikt nie był przygotowany na tak piorunujące wydarzenia.
                                                                         *  *  *
Wieczorem, kiedy Riker chodził zdenerwowany przed domem, a reszta rodzeństwa już spała, ja siedziałam skulona na łóżku, nadal nie mogąc się otrząsnąć z tego wszystkiego.
Byłam pewna, że Riker mi się nie podoba. Z drugiej strony, ten pocałunek był tak niewyobrażalnie szczery... Z moich ust wydobył się stłumiony krzyk. Co ja w ogóle wygaduję!? Nie powinnam się nad niczym zastanawiać! To było chore!
 Nie chcąc nikogo obudzić, przeszłam z pościelą do pokoju gościnnego i tam się położyłam.
Po jakimś czasie przyszedł Ross. Usiadł na brzegu i w ciemności -oświetlany jedynie księżycową smugą przebijającą się z okna powiedział poruszony:
-Zobaczyłem, że nie ma cię w łóżku, więc poszedłem cię poszukać. Harper, co jest?
-Znienawidzisz mnie... naprawdę Ross. Znowu się pocałowaliśmy. Tak strasznie cię przepraszam, nie chciałam tego, serio, ale on... ja i nie wiem, nic nie zrobiłam, Ross błagam, ja naprawdę nie...
-Po pierwsze, uspokój się. Nie znienawidzę cię, bo obiecałem ci przecież, że nie pozwolę, żeby ktoś mi cię odebrał. Po drugie, Riker cię pocałował?! Znowu?! Muszę z nim poważnie porozmawiać, bo do niego nic nie dociera!
-Ross -chwyciłam go za przedramię -to nie była tylko jego wina. Ja przecież nic z tym nie zrobiłam. Poza tym, nie mogę go winić za to, że mu się spodobałam...
-Harper, kochanie, wiem, że nie chciałaś zrobić nic złego, ale na litość, jestem jego bratem, a on jeszcze do ciebie startuje. A to już naprawdę jest niedobrze. Tylko proszę, Harper, uspokój się. Nic się nie stało.
-Ross, czuję się fatalnie. Jakbym cię zdradziła. Nie mogę sobie z tym poradzić, nie wiem jak mam się zachować. Nie chcę, żebyście się kłócili. A teraz jeszcze on... stoi przez domem... i nie chce iść spać... i ja mam takie wyrzuty sumienia i nie wiem... Ross... -wydukałam zalewając się kolejną falą łez. Chłopak przysunął się i najpierw mnie pocałował, a potem przytulił, szepcząc:
-Ćsii... już dobrze. Zaradzimy temu... Ćsiii... -chłopak położył się obok mnie na jednoosobowej kanapce i zaczął się bawić moimi włosami, cały czas mnie uspokajając.
Poczułam znajomy zapach chłopaka i to mnie trochę wyciszyło. Najgorsze miałam za sobą.
Zasnęłam z trudem ale z nadzieją, na lepsze jutro, choć nadal nie mogłam sobie wybaczyć tych wszystkich zdarzeń z dnia dzisiejszego.

______________________

Och, trochę bardzo dramatycznie. 
Rozdział pisałam właściwie późno w nocy, ale tak mnie wzięło na napisanie, że mam nadzieję, że mi wybaczycie nastrój :c Jak zawsze jednak, zachęcam do komentowania :)

Aha, jeszcze jedno. Nie myślcie, że nie lubię Rikera, czy, że się na niego uwzięłam, że przedstawiam go w negatywnym świetle. Naprawdę, bardzo go lubię, zresztą tak jak wszystkich w R5. Przepraszam, jeśli przesadzam :/ 
W przyszłości (może całkiem niedalekiej, w zależności, jak potoczą się losy bohaterów) trochę wszystko postaram się uspokoić, i przedstawić go w bardziej przystępnym świetle. Ale wiecie, zakochania to zakochania -z człowiekiem dzieją się wtedy różne, dziwne rzeczy :)

I jeszcze taki zaległy prezent walentynkowy:

 
 Happy Valentine's Day 





 Śmieję się razem z nim, serio <3
 ~Dusss

gify ze strony: http://rosshorlynch.co.vu


51. When the day has come and I've lost my way around...

Leżąc tyłem do okna, słyszałam jak krystaliczne krople deszczu delikatnie odbijają się od parapetu.
Przewróciłam się na drugą stronę.Za mokrą szybą widziałam szare niebo -wszystko wskazywało na to, że zbliżała się długa, letnia burza.

-Dzień dobry,-przywitał się Ross, całując mnie subtelnie w usta.
Odpowiedziałam mu uśmiechem.Chłopak usiadł na łóżku i oparł się rękami za sobą. -zapowiada się ulewny dzień. -stwierdziłam i oboje spojrzeliśmy przez okno. Deszcz przybierał na sile.
-Słuchaj Harper, nie wydaje ci się, że wtedy w Los Angeles... kiedy się pierwszy raz zobaczyliśmy, coś w nas wybuchło? Znaczy rozpoczęło się jakieś szaleńcze uczucie?
-Jedyne co pamiętam, to to jak bezczelnie zepchnąłeś mnie do wody. -dałam mu całusa w policzek -ale tak szczerze to o co chodzi?
-Sam nie wiem... bo rozmawiałem wczoraj z Rikerem i on mi powiedział, że...
-Ross, no co on ci powiedział? -spytałam z lekką irytacją, że starszy próbuje zmieniać sposób myślenia brata
-No.. czy też myślisz, że to wszystko wyglądało tak, że rzuciliśmy dla siebie wszystko i padliśmy sobie w ramiona?
-Riker tak powiedział?
-Dosłownie.
-Wiesz, Ross... ja chyba dla ciebie tak. I faktycznie 'padłam ci w ramiona' -w powietrzu zakreśliłam cudzysłów
-Ja dla ciebie też. Naprawdę.

Uśmiechnęłam się ponuro. Z jednej strony cieszyłam się, ale z drugiej dopatrywałam się jakiegoś ukrytego sensu słów Rikera. Pewnie przesadzałam.

-I pamiętam jak przyszedłem do ciebie, a ty przywitałaś mnie z nożem...
-Była noc, ktoś pukał do drzwi... przepraszam, serio.
-No przecież nic się nie stało -zapewnił mnie z uśmiechem -to było świetne.
-No i widzisz, chyba faktycznie byłeś dla mnie w stanie rzucić wszystko.
-Tak, na pewno. Hej, wiesz którego dzisiaj mamy?
-Pff 22 albo 23? -machinalnie spojrzałam na zegarek. A czemu?
-Którego idziesz do szkoły?
-2 września. Za 10 albo 9 dni. Ale Ross nadal nie rozumiem, o co chodzi...
-Pytam z ciekawości. Tak po prostu.

Posłałam mu pełne niedowierzania spojrzenie, ale odpuściłam. Skoro nie chce powiedzieć, to na pewno nie powie.
*  *  *
Riker już nie spał. Przyglądał się rozmawiającej parze. Znów poczuł nieprzyjemne uczucie, którego nie potrafił opisać i zazdrość jednocześnie.
'Co on ma, czego ja nie mam?' -myślał. Bił się z myślami i nie mógł się uspokoić. Nie można kogoś z dnia przestać kochać. Nie można. Nie da się z tym walczyć.

                                                                            *  *  *
Pozostała część rodzeństwa też już zdążyła się obudzić.


-Jakie plany na dzisiaj? -spytał Rocky
-Pogoda na wychodzenie z domu jest raczej średnia... -zauważyła Rydel patrząc na okno i strugi deszczu, które spływały po szybie. -w najbliższym czasie pewnie przyjdzie burza.
-Masz rację -odpowiedział brat -czyli zostajemy w domu.
-Na to wygląda. Może...
-Hej -zawołałam potrząsając małym pudełeczkiem w ręce -może zagramy w karty?

Rozpakowaliśmy paczuszkę i rozegraliśmy parę partii.

W pewnym momencie, kiedy już skończyliśmy, a ja leżałam z głową na torsie Rossa, spojrzałam na jego twarz. Był taki idealny. Powtarzałam to już wiele razy, ale za każdym razem, kiedy na niego patrzyłam jeszcze bardziej się utwierdzałam w moim przekonaniu. Nim go poznałam nigdy nawet nie wyobrażałam sobie, że ktoś może zrobić na mnie takie wrażenie -nie tylko wyglądem zewnętrznym ale przecudowną osobowością. Prawdę mówiąc zakochiwałam się w nim każdego dnia na nowo.

Tymczasem Riker, który siedział naprzeciwko wstał i wyszedł z pokoju.

-A tego co ugryzło? -spytał Rocky wskazując za bratem

Podniosłam się z pozycji leżącej i nerwowo utkwiłam wzrok w podłodze. Ścisnęłam dłoń Rossa i powiedziałam:
-Pójdę z nim pogadać...

Niepewnie wstałam i poszłam za najstarszym. Kiedy go złapałam, poszliśmy do salonu i zaczęliśmy rozmowę.

-Co się stało? -spytałam, chociaż byłam prawie na 100 procent pewna odpowiedzi.
-Nie mogę Harper. Nie mogę na to patrzeć. Na was. -zaakcentował ostatnie słowa.

Nie myliłam się.

-Nadal mi się podobasz. -kontynuował - Obiecałem Rossowi, że nie będę się już starał i wtrącał, ale to jest tak niewyobrażalny ból.
-Riker... ale... co chcesz ode mnie usłyszeć? -spytałam. Nie wiedziałam jak zareagować.
-Nie wiem. Powiedz mi tylko, czy kiedykolwiek będę miał u ciebie szansę...

To było najgorsze pytanie, jakie mógł zadać. Milczałam.

Chłopak po chwili znów się skwitował:
-No trudno.

Stęknęłam. Nie chciałam go zranić, ale byłam bez reszty zakochana w Rossie i nie potrafiłam, nie chciałam tego zmieniać. Bez względu na wszystko.

-Posłuchaj, nie chcę cię krzywdzić. Ale nie potrafię ci pomóc. Bardzo cię lubię, serio, jesteś świetnym chłopakiem, ale Riker proszę nie naciskaj.
-Nie zamierzam. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że cokolwiek by ię nie działo, ja będę czekać. Nie odpuszczę, ale chcę, żebyś była szczęśliwa. Czy ze mną, czy beze mnie.

Przytuliłam go. To było jedyne co mogłam zrobić. Blondyn bardzo mocno mnie uścisnął.
Westchnęłam. Kiedy podeszłam do schodów stał tam Ross. Oparty o poręcz, patrzył na mnie pytającym wzrokiem:
-Okej? -spytał
Przytaknęłam. Ale nie było okej. Z dnia na dzień miałam coraz większe wyrzuty sumienia.
Wrzesień się zbliżał, a wraz z nim kilka niemożliwych do rozwiązania problemów.

_______________________

poniedziałek, 10 lutego 2014

50. We have to face up our mistakes....

-Co jest? -spytał Ross, choć doskonale wiedział, o co chodzi bratu. Nerwowo spojrzał za siebie i na śpiącą w łóżku dziewczynę.

 -Nie mieliśmy okazji wcześniej porozmawiać, a myślę, że jest kilka rzeczy...
-]Przejdźmy do sedna, bo obaj wiemy, że ta rozmowa ani dla ciebie, ani dla mnie raczej nie będzie przyjemna.
-Jasne... -powiedział Riker siadając na krześle i pocierając dłonią o dłoń, spojrzał pusto przed siebie.

Chyba miał dokładnie przygotowane, co powiedzieć, bo sprawiał teraz wrażenie nieco zagubionego. Mimo to, odezwał się:

-Stary, nie zamierzam stawać między wami. Poważnie. Mówiłem już to Rydel, ale powtórzę. Przepraszam, za to co zrobiłem, bo serio zachowałem się jak dzieciak, ale nic nie poradzę na to, że ona mi się tak spodobała...

Ross na ostatnie słowa aż się wzdrygnął.

-Ok, wierzę. Ale żebyś zaraz ją całował? Nie dałeś jej nawet spokojnie o tym pomyśleć!
-Po prostu... tak wyszło. -chłopak był zagubiony i coraz ciężej dobierał słowa. Chyba wciąż nie był gotowy na tę rozmowę.
-Jesteś moim bratem. Nie będę się na ciebie obrażał, bo każdy ma prawo do błędu. I już nawet nie o mnie chodzi, ale szkoda mi Harper, bo naprawdę to przeżywała. Nie chciała cię skrzywdzić, ale nie potrafiła nic zrobić.
-Nie chciałem. Uwierz mi, nie chciałem. To... to był impuls, bodziec. Musiałem. Nie chciałem was zranić. Zresztą prawdę mówiąc nie spodziewałem się, że tak zareaguje...
-A jak miała zareagować? Rzucić wszystko i paść ci w ramiona? Naprawdę, Riker? Naprawdę?!
-Tobie jakoś się udało! -zawołał chłopak, ale po chwili zszedł z podniesionego tonu -przepraszam.

Młodszego zelektryzowało. 
-Nie... nie, masz rację... Ale ja ją.... ja jej...
-Nie oceniam. Oboje wpadliście po uszy i cieszę się, że wam się udało, ale przecież sam wiesz, że było różnie.
-Co chcesz przez to powiedzieć? -spytał zdziwiony Ross
-Że nie było między wami idealnie, ale w końcu się ułożyło. Myślałem... że między nami będzie tak samo.
-Czyli próbowałeś mi ją odbić.
-Wtedy jeszcze nawet nie byliście razem. -odrzekł Riker
-Co z tego!? Kolo, jestem twoim bratem i dobrze wiedziałeś, że mi się podoba! Nie byliśmy razem, dobry powód sobie znalazłeś. To są jakieś cholerne podchody? Ile ty masz lat, 10?!
-Ross, uspokój się, chcę to naprawić, a nie prać brudy! Sam zachowujesz się jak smarkacz i traktujesz tę dziewczynę jak własność! Zastanów się też trochę nad swoim zachowaniem!

Ross głośno wypuścił powietrze, nadymając policzki i kładąc ręce na biodra.
-Dobra. Nie... nie wiem co ci mam powiedzieć. Muszę ochłonąć. -podszedł do okna i oparł się o parapet. Chwilę tak stał, aż podszedł do niego Riker i stanął w takiej samej pozycji.

-Nie chcę, żeby się między nami popsuło. Nigdy się nie kłóciliśmy, Ross...
-Ja też nie chcę. Ale startując do Harper dobrowolnie się na to naraziłeś.
-Wiem. Dotarło.
-Nie ma sensu dalej tego ciągnąć. Nie ma sensu się tak debilnie sprzeczać. Po prostu nie ma po co.
-Sztama? -spytał z nadzieją Riker, wyciągając rękę w stronę brata.
-Sztama. -Ross podał rękę i uśmiechnął się. -Tylko błagam, nie próbuj...
-Nie będę. Przysięgam. Ale... wy... znaczy ty i ona... jesteście w końcu razem?

Ross patrząc przez okno, w odpowiedzi tylko się uśmiechnął.  To wystarczyło.

                                                                    *  *  *
Powoli otworzyłam oczy. Przy oknie stali dwaj chłopcy - rozpoznałam w nich Rossa i Rikera. Nie chcąc ich przestraszyć, nie odzywałam się. Tylko patrzyłam. Byłam ciekawa, jak długo tam stali.
Jeszcze bardziej zastanawiałam się nad tym, kiedy położyłam się do łóżka. Pewnie zasnęłam w drodze do domu i Ross mnie tu przyniósł. Uśmiechnęłam się. Spojrzałam na wyświetlacz budzika na stoliku nocnym. 23:17. Spałam przynajmniej półtorej godziny.  Znów zamknęłam oczy i choć byłam zmęczona, nie mogłam zasnąć. Usłyszałam natomiast rozmowę chłopców. Chyba na mnie patrzyli, ale nie byłam pewna.

-Wciąż ci się podoba? -spytał Ross
-Chyba... chyba tak. Sam nie wiem. Staram się to zagłuszyć... Jak to jest?
-Ale z czym? -zdziwił się
-Chodzenie z nią.
-Najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała. Poważnie, nie wiem co ona takiego zrobiła, ale codziennie się w niej zakochuję coraz mocniej. Nawet nie wiedziałem, że tak się da! I chyba mnie zmieniła...

Uśmiechnęłam się delikatnie, by nie wzbudzić podejrzeń, chociaż miałam ochotę skakać z radości.

 -To znaczy? -zapytał Riker
-Jestem spokojniejszy i mam wrażenie, że dojrzałem. ONA jest bardzo dojrzała i chyba mi się to udzieliło.
-To dobrze.

Ross się uśmiechnął. Po chwili jednak spochmurniał.
-Jest też jeden problem...
-Ej, myślałem, że sobie wszystko wyjaśniliśmy...
-Tak, tak! -blondyn zaczął pospiesznie wyjaśniać -nie o ciebie chodzi. Rozmawiałem z nią i pytałem Ratliffa; w końcu będziemy musieli się rozstać. Powiedz coś odkrywczego, bo nie mam kompletnie pojęcia co robić. Przy Harper staram się ją pocieszyć i uspokoić, bo ona bardzo to przeżywa. Najchętniej bym się do niej przytulił i nie puszczał, no ale tak nie można. Za tydzień ona wraca do szkoły. Może za bardzo się przejmuję, ale nienawidzę, kiedy jest smutna.

-Może to wam dobrze zrobi? -zasugerował -nabierzecie trochę dystansu i... -Ross spiorunował go wzrokiem - nie macie się rozstawać! Nie, nie o to mi chodzi. Po prostu ...powoli będziecie się przyzwyczajać do mniejszej ilości wspólnego czasu i naturalnie wam to się ułoży. Tak myślę. Zawsze możecie przecież rozmawiać przez internet. W trasie też nie będziemy wiecznie i będziecie się przecież widywać.  Są inne wakacje, wolne i weekendy.
-To chyba nie jest aż takie proste.
-Próbowałem pomóc. Zobaczysz, coś zaradzimy. -poklepał młodszego po plecach.
-Mam nadzieję... -powiedział Ross, patrząc na śpiącą dziewczynę, kiedy brat już opuścił pokój.

____________________
SŁUCHAJCIE! 50 ROZDZIAŁ! PIĘĆDZIESIĄTY! Kto by pomyślał :) 
Dosyć dostojnie wygląda ta liczba w tytule rozdziału.

~Dusss

niedziela, 9 lutego 2014

49. I won't fall underneath the heavy sky...

       Kiedy w nocy się obudziłam, zdziwiona zauważyłam, że nadal mam na sobie ubrania, w których byłam dzień wcześniej. Musiałam być bardzo zmęczona, że nie miałam nawet siły się przebrać.

Dochodziła piąta nad ranem. Nie było sensu iść już spać, więc pomyślałam, że zrobię sobie kawę i może to mnie trochę rozbudzi. Kiedy wypiłam napój, doszłam do wniosku, że chyba nie spełnił on swojej roli, ale smakował wyśmienicie. A to wystarczająco postawiło mnie na nogi.

Cicho wróciłam do pokoju i zwinnie przeskoczyłam na łóżko, trwając niczym przyczajony kot w bezruchu,  by przypadkiem kogoś nie obudzić. Udało się.

Siedziałam skulona i owinęłam się kołdrą. Powoli za oknem zaczęło się robić jaśniej, by ostatecznie pierwsze, nieśmiałe promyki zaczęły wlewać się przez żaluzje do środka. Oświetliły najpierw chłopców na podłodze, potem Rydel, a na końcu Rossa, który słodko się zmarszczył, kiedy słońce zaczęło go razić.. Otworzył oczy i uśmiechnął się do mnie. Przejechał sobie ręką po policzku, potem po czole i włosach, potem się podniósł do pozycji siedzącej i mrużąc oczy spojrzał na jasne, rozświetlone okno.

-Długo już nie śpisz? -spytał
-Zdążyłam już zejść do kuchni. Właściwie  nie za długo. -odpowiedziałam mu z uśmiechem.

Ross skinął głową.
-Masz jakieś plany na dzisiaj? Może gdzieś wyjdziemy?
-Chętnie. -zgodziłam się. Zapowiadała się piękna pogoda i szkoda by było ją zmarnować. -chyba, że mama zechce, żebym jej z czymś pomogła...

Chłopak trochę posmutniał, a ja, widząc to dodałam pospiesznie:
-Ale raczej nie, bo pewnie jest już w pracy. Jeśli będzie czegoś chciała, to zadzwoni.  Dobra, idę się ubrać. zaraz przyjdę. -oznajmiłam



Kiedy wróciłam,  chłopaka nie było. Zostawił tylko karteczkę:

Chodź do kuchni :) - R.

Uśmiechnęłam się i zdziwiona zeszłam na dół. Już na schodach pachniały tosty, a kiedy zobaczyłam chłopaka, miał przewiązany w pasie fartuch i zręcznie poruszał patelnią, na której smażyła się jajecznica.

   -Dzień dobry -przywitał się - zechce Pani usiąść przy stole, a ja zaserwuję Pani specjalność szefa Lynch.

Z trudem powstrzymywałam śmiech. Ross był mistrzem w udawaniu najróżniejszych akcentów. Ale kto by pomyślał, że jest aż tak romantyczny i w takim krótkim czasie zdążył przygotować śniadanie.

Już po chwili leżał przede mną talerz z gorącą jajecznicą i stos tostów z kawałkiem masła, kóe topiło się na wierzchu pierwszej kromki.

-Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało -powiedział pochylając się i opierając o stół złożył mi na ustach soczystego całusa. Chwilę potem ziewnął jak małe lwiątko, co było jedną z najbardziej urokliwych rzeczy, które widziałam.
-Słodki jesteś -powiedziałam i musnęłam palcem po jego policzku.

Chłopak delikatnie się uśmiechnął i jeszcze raz mnie pocałował, zbierając resztkę masła z mojej górnej wargi.

Kiedy umyłam naczynia, wyszliśmy z domu.

                                                                *  *  *
Było blisko do godziny dziesiątej, kiedy reszta zespoły się obudziła. Pierwszy odezwał się Ell:

-A Rossa i Har gdzie wywiało?
-Pewnie gdzieś razem poszli. Chyba wstali już wcześnie rano, bo słyszałam jakieś szmery. -zauważyła Rydel

Riker patrzył zdziwiony na innych. Przez chwilę milczał, ale ostatecznie, korzystając, że ROcky i Ratliff znowu zaczęli się przekomarzać, zwrócił się szeptem do siostry:
-Oni już tak na poważnie są razem? 
-Riker...
-Nie mam zamiaru się wtrącać, ani wchodzić między nich. Ryd, znasz mnie.
-Znam, braciszku, ale wiesz, że ostatnio nie popisałeś się dojrzałością. Nie chcę Cię oceniać, a Harper to naprawdę świetna dziewczyna i nie dziwię się, że Ci się spodobała. Ale skrzywdziłeś tym nie tylko ją, ale też swojego brata.
-No ale co miałem zrobić? Nie chciałem, żeby tak wyszło, ale nie mogłem tego dłużej ciągnąć.
-Zdaję sobie sprawę, że Cię to bolało. Ale teraz już ci przeszło... tak?
-no...
-...tak?
-Rydel, myślisz, że to takie proste?
-Nie sądzę. Tak czy inaczej,  oboje długo dochodzili do siebie po twoich wyznaniach i po wypadku. Ciesz się, że ci to wybaczyli.

-Przepraszam...
-Nie mnie powinieneś przepraszać. Rozmawiałeś z nimi o tym? Z Rossem?
-No nie... nie miałem okazji. Oni cały czas są ze sobą...

Blondynka nie odpowiedziała, ale żal jej było brata, bo wiadomo, serce nie sługa i nikt nie miał na to wpływu.

                                                                      *  *  *
Pojechaliśmy z Rossem nad jezioro i usiedliśmy na krótkim molo. Woda była chłodna i rześka, a wiatr delikatnie rozwiewał włosy i tańczył z falbankami mojej sukienki. Położyłam rękę na dłoni chłopaka, który siedział obok i pluskał nogami w wodzie.
-Pewnie to ostatnia taka wakacyjna wycieczka, prawda? -powiedziałam
-Kto wie. Ale przyznaj, że jest tu całkiem ładnie.
-Jest przecudnie; dziękuję Ross.
-Nie ma sprawy, Harper. Może coś zjemy?
-Och, Zdążyłam już zgłodnieć. -powiedziałam z uśmiechem.

Chłopak podniósł się z pomostu i podał mi rękę, bym i ja mogła wstać. Wygładziłam sukienkę i poszliśmy z blondynem do barku, który mijaliśmy w drodze na plażę.

Ja zjadłam sałatkę, a chłopak tortillę.

Kilka godzin później, kiedy po dłuższym spacerze wróciliśmy nad jezioro, słońce przybrało kolor żywej czerwieni i powoli zaczęło zachodzić. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i zaczęliśmy rozmawiać. Chłopak powiedział:

-Harper, znamy się już prawie dwa miesiące, a ja tak mało o Tobie wiem...
-A co chcesz wiedzieć? -spytałam z uśmiechem
-Hmm, jak najwięcej! -roześmiał się
-Jestem dosyć zamknięta w sobie. I tak wiesz o mnie więcej niż inni moi znajomi.
-Mam to traktować jako komplement? -spytał
-Tak, myślę, że tak. Chyba po prostu jestem taka, że nie umiem o sobie mówić. Kiedyś chyba po prostu byłam bardziej ufna niż teraz.
-Mnie możesz ufać -zdeklarował się chłopak
-Wiem i ufam. -odpowiedziałam uśmiechając się. -poza tym, robisz najlepszą jajecznice na świecie!
-Mówiłem, że to moja specjalność! -ożywił się 
 
Siedzieliśmy na pomoście jeszcze do późna, śmiejąc się, żartując i rozmawiając. Na koniec, Ross mnie pocałował. Chyba pierwszy raz odkąd pamiętam, nasz pocałunek trwał tak długo.

 Słońce jeszcze długo utrzymywało się przy linii horyzontu. Zadzwoniliśmy po taksówkę, która odwiozła nas do domu  Kołysana spokojną jazdą samochodu, usnęłam na kolanach Rossa.

Kiedy dojechaliśmy, chłopak zapłacił taksówkarzowi i wszedł do domu. Przywitał się z przyjaciółmi w salonie i zaniósł mnie na górę i położył do łóżka. Wychodząc, spotkał Rikera.

-Hej Ross, możemy pogadać? -spytał i weszli do sypialni.

_____________________
49! I jak Wam się podoba? Wybaczcie, że ostatnie rozdziały były krótsze, mam nadzieję, że ten wyszedł trochę dłuższy :D

Do następnego razu Słońca :)
Dusss

sobota, 8 lutego 2014

48. Sometimes things just fall apart... -pierwsza czesc

Kiedy wszyscy zasnęli, zeszliśmy z Rossem do salonu.

-Też o tym myślisz, prawda? -spytał chłopak
-Cały czas. Nie mogę się z tym pogodzić.

Chyba całkiem nieświadomie nie nazywaliśmy rzeczy po imieniu.

Ross przez chwilę milczał, ostatecznie mocno mnie przytulił. Chciałam płakać, ale nie mogłam. Jeszcze będzie czas na łzy... Chłopak tylko doszedł do tego samego wniosku.

-Ale hej, Słońce, Mamy przed sobą jeszcze mnóstwo czasu razem. Poza tym, może nie przekreślajmy tego wszystkiego -chłopak próbował brzmieć optymistycznie i właściwie mu to wychodziło. Kochałam go za to, że próbował mnie pocieszyć. Kochałam go za to, że mnie rozumiał.

-Kocham cię Ross. -wyznałam patrząc prosto w jego głębokie, piwne oczy
- Ja ciebie też mała -odpowiedział z uśmiechem. Swoją drogą, to urocze, że chociaż dzieliło nas nie więcej niż 5 centymetrów, chłopak tak pieszczotliwie się do mnie zwracał.

-Wiesz, chyba najbardziej będzie mi brakowało tego, że budzę się zaraz obok Ciebie. Tego, że za każdym razem czuję twój zapach.

-A mi... chyba tego, w jaki sposób mnie całujesz -powiedział uśmiechając się.
-Haha, jest aż tak źle? -spytałam
-Nie, wręcz przeciwnie!

Uwielbiałam, jak niezręczne dla innych osób tematy były dla nas czymś normalnym i oczywistym. Czymś, o czym całkiem swobodnie rozmawialiśmy.

-Ross, obiecaj mi, że..

Nie dokończyłam, bo chłopak delikatnie mnie pocałował.

-Obiecuję -odpowiedział z uśmiechem.

Też się uśmiechnęłam.

Zastanawiałam się, czy wszystkie rozstania tak bolą. Prawdopodobnie tak.

-Harper, kurde. Weźmy się teraz w garść. Wakacje się jeszcze nie skończyły,  Przed nami jeszcze kilka miesięcy. W szkole przecież nie siedzisz cały dzień. Do stycznia mamy jeszcze naprawdę dużo czasu, a zachowujemy się tak, jakby to wszystko było niczym i już teraz mamy się rozstawać. A to najgłupsza rzecz, jaką robimy.

-Masz rację.  -z każdą chwilą chyba coraz bardziej się uspokajałam. Ale i tak to co miało nastąpić, było bardzo nie fair. Po tym co przeszliśmy...



Wróciliśmy do pokoju. Usiadłam na łóżku, a Ross obok mnie. Oboje spojrzeliśmy na Rikera, który spał przed nami.

-Nadal mu się podobasz, wiesz o tym? -powiedział Ross

Spojrzałam na rozmówcę z dziwnym grymasem twarzy. Potem mój wzrok powędrował w stronę śpiącego blondyna, a ja oparłam się rękami na łóżku.

-Nie chcę, żebyście się przeze mnie kłócili -powiedziałam zgodnie z tym, o czym już wcześniej myślałam. 

-Nie będziemy. Ale muszę z nim porozmawiać, bo przez długi czas się do niego nie odzywałem, a nasze rozmowy ograniczały się właściwie jedynie do zdawkowych zdań. Mam tylko nadzieję, że mnie posłucha...
-Na pewno -dałam mu całusa w policzek i poczochrałam grzywkę. -jest twoim bratem, nie sądzę, że przez taką błahostkę znienawidzicie się do końca życia -dodałam z uśmiechem

-Oby. -skwitował i odchylił się do tyłu, aż jego plecy i głowa nie dotknęły mojej pościeli.
  
 Koniec części pierwszej.
                                                                            *  *  *

piątek, 7 lutego 2014

Jeszcze jedna notka o Koncercie.

Jest 23.25, 7 lutego 2014. Leżę w łóżku i chyba cierpię na Pokoncertowy Syndrom R5er. Nie jest to bolesne, nie, nie. Wręcz przeciwnie :)

Chodzi głównie o to, że kompletnie nie dociera do mnie, że byłam tam, że widziałam Ich na żywo, że wszyscy tak szczerze się cieszyli, że byłam na koncercie, że stałam z nimi twarzą w twarz, że Ross... że po tylu latach zafascynowania zespołem, moje życzenie, o którym nigdy nawet nie śniłam, się spełniło. 
Za każdym razem, kiedy teraz patrzę na ich zdjęcia, słucham piosenek, po prostu ryczę. Ryczę długo i bez konkretnego powodu. Jedno wiem, że ze są to łzy szczęścia.

Powtórzę to pewnie jeszcze nie raz.
Nie mogę uwierzyć w to co przeżyłam i chociaż minęły już dwa dni od koncertu, do mnie nadal to jeszcze nie dotarło.

____
To taka króciutka dygresja, ale musiałam się z Wami tym podzielić. 5 lutego 2014 był naprawdę najpiękniejszym dniem w moim życiu i liczę, że nie jedynym z udziałem R5.

Przepraszam, jeśli przynudzam.
Już niedługo rozdział!
~Dusss

47. Wishin'...wishin' she was seventeen...

-Ponieważ, chcąc nie chcąc, -zaczął Ratliff głosem starszego dowódcy w armii- zostaliśmy sami, bez Rydel i Rikera, którzy zazwyczaj wszystko składają w kupę, proponuję, żebyś to Ty, Harper, przejęła rolę rozdzielacza obowiązków.

-Stary, jesteś pewien, że istnieje takie coś, jak rozdzielacz obowiązków? -spytał wciąż zaspany Ross

Ell puścił uwagę mimo uszu i kontynuował:
-zgoda?


Zgodziłam się.

-jest też pozytywna strona: nie ma Rocky'ego, który zawsze robi bałagan.

Spojrzeliśmy z Rossem po sobie i uśmiechnęliśmy się. Ratliff uwielbiał przekomarzać się z Rocky'm, i obaj żartowali na swój temat. Prawdę mówiąc, faktycznie zachowywali się jak bracia bliźniacy -jak to określiła Ryd.

-No dobra... -skończył Ellington patrząc na nas podejrzliwie, nie rozumiejąc dlaczego się uśmiechamy. -nie wiem, co jest grane, ale chyba rzeczywiście was nie rozumiem.-po czym sam się uśmiechnął.

-Okej, chłopaki -podniosłam się z łóżka - mamy mało czasu. Ross przynieś z piwnicy materac -widząc jego zdziwienie, wyjaśniłam -to tam, skąd prawdopodobnie braliście instrumenty na mój urodzinowy koncert. Właśnie, dziękuję wam! To było cudowne z waszej strony.

Bracia przybili sobie piątkę.

-Wracając -mówiłam dalej - Ratliff przesuń wasze legowiska i zrób proszę miejsce na jeszcze jedno; to, które przyniesie Ross.

-Się robi -potwierdził i natychmiast zaczął przesuwać pościele na podłodze. Już po chwili, zrobiło się całkiem dużo przestrzeni.

- A tak swoją drogą, chcecie dla Rikera też zrobić imprezę, czy...
-Myślisz, że zasłużył? -spytał Ross, którego ton wyjątkowo w tej sytuacji chyba nic nie sugerował.
-Ross, bez względu na to co się stało, chyba wypada chociaż przywitać go z otwartymi ramionami. Poza tym, zdawało mi się, że już się pogodziliście?
-Bo się pogodziliśmy... przepraszam, jasne, że powinniśmy coś dla niego zrobić. -tym razem wyczułam w jego głosie żal i skruchę.

Właściwie, to nie dziwiłam się, że Ross nadal -choć nie okazywał tego za bardzo -był sceptycznie nastawiony do brata. Był bardzo wrażliwy i łatwo było go zranić, a tym bardziej w tego typu sprawach. Ale wiedziałam, że mu wybaczył, co w pewnym sensie i mnie podniosło na duchu.

Uśmiechnęłam się do niego, a on mi odpowiedział tym samym.

-Dobra, pójdę poinformować mamę. Mam nadzieję, że jeszcze będzie w domu...

                                                                           *  *  *

-Ej, -zaczął Ratliff, siadając obok blondyna -wy już tak na poważnie?
-Czekaj... -zdziwił się Ross -co masz na myśli?
-No wiesz... że ze sobą chodzicie. Ty i Harper
-Chyba ostatecznie tak...
-Chyba? Czemu 'chyba'? Myślałem, że jesteście szczęśliwi.
-I to jak! -ożywił się chłopak, po czym jednak dodał osowiałym tonem -boję się tylko, że znowu ją zranię...
-Hej, zwolnij kolego! Nie ma trzeciej osoby, nikt się między was nie wciska. Więc o co chodzi?
-Ell, Zaczynamy trasę. Ona zaczyna szkołę. Musimy wrócić do Los Angeles, a ona musi tu zostać. Tak, wiem, że to za kilka miesięcy, ale wrzesień tuż-tuż. I co ja mam robić? -wypalił, a wypowiadając ostanie zdanie, jego głos zaczął się załamywać. -Najpierw sam jej mówiłem, żeby się tym nie przejmowała, ale teraz sam nie mogę przestać się nad tym zastanawiać...

-Stary, obaj wiemy, że nie ma z tej sytuacji dobrego wyjścia. Dobrze wiesz, jak było, kiedy wylatywaliśmy z Kalifornii. Naprawdę, nie wiem jak ci pomóc. Słuchaj, wróci Rydel, z nią pogadasz. Ja nie potrafię ci nic doradzić, mimo moich najszczerszych chęci. Staraj się o tym na razie nie myśleć, zobaczysz, że wszystko się jeszcze ułoży.

-Dzięki Rat, ale w tej sytuacji, raczej nic się nie ułoży. Taka kolej rzeczy.
-Niekonieczne... -dodał Ellington, ale powiedział to już do siebie, tak, że Ross nie miał szansy niczego usłyszeć.

                                                                        *  *  *

Złapałam w ostatniej chwili mamę i powiedziałam jej o wszystkim.

-Harper, kochanie. Zgadzam się, ale bierz pod uwagę, że niedługo idziesz do szkoły, a ja często wyjeżdżam. Podejrzewam, że oni też mają dużo pracy, swoje koncerty, występy i kto tam jeszcze wie, co innego. Mówię ci nie po to, żeby Cię dołować, ale żebyś miała świadomość. Pamiętaj też, że nie tylko ty na tym ucierpisz, ale cały zespół, z Rossem na czele.

-Mamo, wiem. Naprawdę...

Mama mnie ucałowała i wyszła do pracy. Zostałam teraz sama z moimi myślami.

                                                                       *  *  *

Około 15 usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Do środka weszła dziewczyna, Rocky i Riker, który poruszał się o kulach i z nogą w gipsie.

Po kolei go uściskaliśmy, uważając, by nie sprawić mu przy tym zbyt dużego bólu.

Przyjęcia choć nie było, Rydel zrobiła sałatkę owocową i siedząc wszyscy w moim pokoju dyskutowaliśmy i opowiadaliśmy sobie najróżniejse historie.

Riker przez cały czas utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy. Ross, który to zauważył, milczał, ale widziałam, że było między nimi jakieś napięcie. Naprawdę nie chciałam być powodem ich kłótni i przez większość popołudnia i wieczoru się nad tym zastanawiałam.
 Co więcej, cały czas wisiał nade mną przygnębiający fakt, że takie wspólne wieczory nie będą trwały wiecznie. Niedługo wszystko wróci do pozornej normy, a ja będę samotna w swoim pokoju pełnym wspomnień.

Oparłam głowę na ramieniu siedzącego obok Rossa i ścisnęłam jego rękę. Chłopak pocałował mnie w skroń i wyszeptał.
-Potem o tym porozmawiamy. -zapewnił mnie.

Zrozumiałam, że i jego w końcu zaczęła dotykać wizja rozstania. Może i trochę za wcześnie. ale fakt faktem, oboje coraz częściej o tym myśleliśmy 
Byłam wdzięczna, że sam wywnioskował o co mi chodzi, a ja nie musiałam tłumaczyć wszystkiego, bo chyba nie przeszło by mi to przez gardło.

Zapowiadała się długa rozmowa. Długa i nieprzyjemna rozmowa.

________________________

Trochę napięcia, trochę smutku. Chyba sama się wzruszyłam pisząc ten rozdział. Jak myślicie? Czy Rossowi i Harper uda się jakoś wybrnąć z tej mało sprzyjającej sytuacji?

Piszcie w komentarzach!

~Dusss



czwartek, 6 lutego 2014

46. Livin' in the teenage fantasy...

       Niechętnie się obudziłam. Nadal przytulona do Rossa, zrobiłam głęboki wdech i uśmiechnęłam się, kiedy poczułam zapach chłopaka.

Większość rodzeństwa i Ratliff już nie spali, tylko Ross jeszcze pochrapywał coś pod nosem.
Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się, po czym wróciłam do pozycji leżącej i chwilę się wiercąc, ponownie wtuliłam się w chłopca, który nadal smacznie spał. Na chwilę tylko otworzył zaspane wciąż oczy i pocałował mnie w czubek głowy, a ja znów zasnęłam.

-Nie wiem co się działo, -zwrócił się Ratliff do Rydel i Rocky'ego, patrząc na moje łóżko -ale chyba coś nas ominęło.

-jakieś duże COŚ -uściślił Rocky
-Oj chłopcy -powiedziała Rydel z uśmiechem -przestańcie i dajcie im się nacieszyć chwilą.

Rocky i Ell niemalże równocześnie przenieśli wzrok z przytulonej pary na blondynkę, a w ich oczach malowała się spora dawka ironii, którą dziewczyna potem usłyszała też w głosie.

-Mało czasu ze sobą spędzili? -spytali w tym samym momencie, po czym spojrzeli na siebie zaskoczeni i przybili piątkę, na znak, że myślą tak samo.

-Zachowujecie się jak bliźnięta -Rydel rzuciła poduszką -i nigdy nie zrozumiecie miłości.
-Hohoo -zawył Rocky -braciszek się ustatkował?

Rydel, która miała pod ręką jeszcze jedną poduszkę, cisnęła nią w młodszego brata i dodała roześmiana
-Nie martw się, kochany, ty też w końcu znajdziesz swoją wybrankę.

-Albo ona znajdzie Ciebie! -wyszeptał Ratliff i oboje wybuchnęli śmiechem.

-Mówią jak bliźnięta i nawet bliźniacze poczucie humoru mają -powiedziała do siebie blondynka, zbierając z podłogi poduszki.
Zauważyła też, że brat i przyjaciółka już nie śpią.

-Dzień dobry, gołąbki -przywitała się z uśmiechem
-Cześć Rydel -odezwał się Ross
-Czas wstawać -kontynuowała siostra
-Nie sądzę -zaoponował blondyn
-A ja owszem -Ryd podeszła do brata i dotknęła palcami jego biodra. -jesteś pewien, że chcesz, żebym wykorzystała twoją słabość, braciszku?

Przez chwilę Ross przygryzał wargę, by nie wybuchnąć śmiechem, ale ostatecznie się poddał i się wyprostował. Popiskując i śmiejąc się, pokazał siostrze dłoń, na znak, że ma przestać.

-Już, już wstaję! Tylko błagam, nie łaskocz mnie więcej. To bardzo nie fair, że wykorzystujesz to przeciwko mnie.

-Haha -odwrócił się Rocky -a kto nam siostra, przed chwilą mówił, że mamy dać im spokój?

Rydel nie odpowiedziała, tylko posadziła Rossa na łóżku, a ten aż się wzdrygnął na myśl, że mógł zostać tak nieprzyjemnie potraktowany przez siostrę.

-Wiecie co dzisiaj za dzień? -spytała patrząc po reszcie zespołu i mnie.
-Sobota!-wrzasnął Rocky
-15!-rzucił Ratliff
-Sierpień! - odpowiedział zadowolony Ross

-Nie, nie i... tak -odrzekła z dezaprobatą blondynka -Poniedziałek, 19 sierpnia. A to oznacza, że...
-Riker... -wyszeptałam patrząc przed siebie
-Bingo! -pstryknęła blondynka, której wyraźnie lżej się zrobiło na sercu, że ktoś jednak zrozumiał, o co jej chodzi -Riker dzisiaj wychodzi ze szpitala, co oznacza... -nie dokończyła, bo chłopcy po kolei jej przeszkodzili.

-kolejne przyjęcie! -zachwycił się Ratliff
-więcej horrorów! -zawołał Rocky, unosząc ręce do góry

Ross, Rydel i ja tylko na nich patrzyliśmy, po czym wróciliśmy do rozmowy.

-Może i chłopcy mają rację -powiedziała Rydel -ale raczej chodziło mi o to, że trzeba go odebrać i przede wszystkim zrobić mu tutaj miejsce. Liczę, że chłopak nie będzie próbował teraz na siłę wracać do LA i ten wypadek dał mu trochę czasu na przemyślenie.

Przytaknęłam.

-Wiesz o której mają go wypisać? -zainteresował się Ross
-Lekarz mówił, że około czternastej -odpowiedziała siostra patrząc na zegarek. -mogę pojechać, ale wy w tym czasie musicie zorganizować wszystko inne i przygotować tutaj pokój.

-Pojadę z Tobą -zgłosił się Rocky
-Świetnie. Reszta niech zostanie, a my postaramy się wrócić jak najszybciej.

Zostałam teraz z dwójką braci Lynch i kilkoma ważnymi sprawami na głowie.
_______________


Wiem, że w rozdziale nic specjalnego się nie dzieje, ale jutro wstawię kolejny, w którym będzie już jakaś akcja :)

~Dusss

Koncert!

       Słuchajcie, piszę do Was cała rozchichotana, rozkojarzona i rozradowana. Nadal chyba jeszcze odreagowuję po wczorajszym koncercie, który był.... był czymś WIELKIM, czymś, czego po prostu nie da się opisać. Remix'y Rylanda, piosenka Rydel, solówki Rocky'ego, ruchy Rossa i zagrzewający jeszcze bardziej do śpiewania Riker (i bez jego zagrzewania wszystkim udzieliła się atmosfera wspaniałego koncertu).
Szczerze mówiąc. Najlepsza noc w moim życiu.

      Mam nawet autografy, hihi i udało mi się krótko porozmawiać z zespołem.

Mogę śmiało powiedzieć, że wszyscy którzy tam byli, faktycznie sprawiali wrażenie jakby byli rodziną -otwarci na nowe znajomości, niektórzy wzruszeni, inni wrzeszczeli ze szczęścia.

       Liczę, że R5 niedługo znowu przyleci do Polski i da równie  rewelacyjny występ, co wczoraj.

       Mają w sobie tak pozytywną energię, tyle uśmiechu, że aż nie potrafię tego opisać. Są najukochańszymi ludźmi pod słońcem, serio.






       Wybaczcie mi proszę jakość zdjęć, ale kiedy się skacze, tańczy itp. naprawdę prawie niemożliwym staje się
        uchwycenie jakiejkolwiek chwili w granicach wyraźnego przekazu ;) Po za tym jest to są to jedne z nielicznych zdjęć,
        które znalazłam, bo w większości kręciłam film.

~Duss R5er

_____________
Może uda mi się dzisiaj wstawić rozdział? Czekajcie i bądźcie cierpliwi!


sobota, 1 lutego 2014

45. Baby you're the greatest, that I could ever think to lose.

Podczas imprezy, R5 w ograniczonym składzie dali koncert. Ross zaśpiewał If I can't be with you i One last dance, a ja nie mogłam powstrzymać łez -mama zresztą też nie.
Chłopak odłożył gitarę i mnie przytulił.

-Dziękuję -powiedziałam, wtulając się w jego ramię i jeszcze mocniej go ściskając
-Nie ma sprawy, księżniczko -uśmiechnął się 

Późnym wieczorem włączyliśmy film. Ponieważ wybierał go Rocky -maniak horrorów, stanęło na 'Obecności'. Rydel cały czas przeglądała coś na telefonie, Ross utkwił wzrok w misce popcornu a Ratliff zakrywał się poduszką -byle tylko nie patrzeć na ekran. Jedynie Rocky i ja niewzruszeni patrzeliśmy na rozwój akcji . W pewnym momencie chłopak przysunął się i szepnął:

-Bądź gotowa, na prawdziwy horror -powiedział i mrugnął do mnie porozumiewawczo.

Zdziwiona zobaczyłam jak chłopak wstaje i podchodzi do wyłącznika światła. Zaczął na przemian zgaszać i zapalać światło, a kiedy już je zgasił, podszedł do Rossa i kilka razy przejechał mu palcem po karku. Blondyn natychmiast podskoczył i rozsypując popcorn wrzasnął:

-ROCKY GŁUPKU!

Rocky nie mógł powstrzymać śmiechu. Ross nadal próbował uspokoić walące serce.

Przybiliśmy z Rocky'm piątkę, a ja pocałowałam Rossa w policzek.

-Oj, nie gniewaj się -poprosiłam
-Nie będę, pod jednym warunkiem -zarządził Ross.
-Już się boję.
-Nie bój, tylko chodź. -po czym wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę schodów
-Ale... film... -zaoponowałam, chociaż nie opierałam się zbyt długo.

Poszliśmy do pokoju.  Ross zamknął drzwi, a ja usiadłam na łóżko.
 Blondyn podał mi mały pakunek wielkości opakowania do płyty DVD.

-Mam nadzieję, że Ci się spodoba.

Rozwinęłam papier. W środku leżała płyta z podpisem 'Harper'
 -Oglądnij, kiedy będziesz mogła -powiedział


Przygryzłam wargę. Nie miałam pojęcia, co było na płycie.

-Ach, no i jeszcze jedno. -dodał nieco bardziej nieśmiało -ostatnio dużo się między nami działo i trochę o tym myślałem.

Spojrzałam na niego i wskazałam, żeby usiadł obok.

-Więc... spytam, dopóki mam odwagę. Będziesz moją dziewczyną?

Uśmiechnęłam się. Długo na to czekałam.   Przytuliłam Rossa a on spytał:
-Czy mam to rozumieć jako 'tak'?

Przytaknęłam. Dostałam od niego najpiękniejszy prezent i najcudowniejsze urodziny, jakie mogłam sobie wymarzyć. Wróciliśmy na dół.

-I co, -spytał Ratliff -wybaczyliście sobie?
-Chyba tak -powiedział Ross i uśmiechnął się do mnie.

-Słuchajcie! -odezwał się Rocky -zostało jeszcze jedzenie i pół godziny filmu. Ja jestem za dokończeniem, podejrzewam, że Harper też. Jeżeli reszta jest przeciwko, to proszę nam nie przeszkadzać.

Mimo, że większość nadal nie patrzyła na film, lub oglądała go przez palce, wszyscy w piątkę wytrwaliśmy do końca seansu. Z Rocky'm długo jeszcze dyskutowaliśmy o produkcji, obsadzie i zakończeniu, ale ostatecznie oboje stwierdziliśmy, że był to jeden z lepszych filmów. 


Kiedy już położyłam się do łóżka, analizowałam miniony dzień. Bezwiednie się uśmiechnęłam.

Ross, który właśnie wrócił z łazienki, widząc, że nie śpię, położył się obok mnie.

-Dziękuję Ross. Naprawdę.
-Nie ma sprawy. Wszyscy chcieliśmy, żeby ten dzień był dla Ciebie wyjątkowy -powiedział

Uśmiechnęłam się i spojrzałam chłopakowi w oczy. Byliśmy tak blisko, że mogłam się w nich przejrzeć. Spotkało mnie tak wielkie szczęście. Otaczali mnie tak kochani ludzie i nie mogłam sobie niczego lepszego zażyczyć. Wtulona w Rossa, z uśmiechem na ustach zasnęłam. Było to najlepsze zakończenie dnia, o którym mogłam marzyć tylko w najśmielszych snach.

_________________________

Nie bijcie, że krótki! Jestem już dzisiaj okropnie zmęczona :(

Komentujcie!


~Dusss

Blog!!

Trafiłam ostatnio na bloga pewnej dziewczyny, i choć nie jest on o Rossie, to zachęcam Was do odwiedzenia -autorka dopiero zaczyna, ale naprawdę zapowiada się ciekawie i pomyślałam, że trochę jej pomogę i wstawię tutaj linka. Może wy też zachęcicie znajomych?

http://artificalpansies.blogspot.com/

_____
A jeszcze dzisiaj rozdział! Szykuuujcie się :D