czwartek, 23 stycznia 2014

42. Baby I swear... I'm not going anywhere...

Dochodziła dziewiąta rano. Kiedy się obudziłam, wciąż byłam przytulona do chłopaka, który jeszcze spał. Reszty nie było. Kiedy się podniosłam, zobaczyłam że na łóżku leży zgięta karteczka -jak się okazało, od Rydel.

Miłego dnia :) wrócimy po południu -Całuję, Rydel

Uśmiechnęłam się. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Ross już nie śpi. Najpierw zdziwiony, że nikogo nie ma, potem, kiedy już przeczytał liścik od siostry wszystko stało się dla niego jasne. Wstał, chwilę się poprzeciągał, po czym zwrócił się do mnie zadowolony:

-To znaczy, że mamy cały dzień dla siebie!

Ubraliśmy się i zeszliśmy na śniadanie. Kiedy już się najedliśmy, Ross chwycił mnie za rękę i poszliśmy do parku. Długo rozmawialiśmy, czas szybko nam mijał.

-Ross, jesteście u nas już tak długo, nie tęsknisz za LA?  -spytałam w pewnym momencie
-A co, chcesz się nas pozbyć? -odpowiedział i przytulił mnie do siebie, obracając parę razy w powietrzu.
-Nie no, ależ skąd -zapewniłam go -po prostu pytam.
-Trochę tak. Ale właściwie częste wyjazdy i koncerty w różnych częściach świata i Ameryki oswajają z taką tęsknotą. Przyzwyczajają, że jesteśmy daleko od domu, rozumiesz?
-Tak, chyba tak. Właśnie... co do koncertów i wyjazdów... przecież stąd też będziecie musieli wyjechać.
-I kiedyś wyjedziemy. Ale trasa zaczyna się w styczniu, a mamy połowę sierpnia. Jeszcze zdążymy się sobą nacieszyć i przyjdzie jeszcze czas na pożegnanie. Ale ważne jest to, co jest teraz, po za tym nigdy nie wiemy, co się może wydarzyć przez tyle czasu. -zapewnił mnie
-Może i masz rację... -odpowiedziałam bez przekonania.

Choć chłopak zaczął mówić o styczniu, wiedziałam, że okres tych raptem kilku miesięcy przeminie w mgnieniu oka. A ja w żadnym wypadku nie byłam gotowa na rozłąkę. Ani z nim, ani z resztą zespołu. Ale może faktycznie powinnam się tym na razie nie przejmować? Zawsze wszystko wyolbrzymiałam.

Spacerowaliśmy ulicami Warszawy do godzin po południowych, Ross w tym czasie popodpisywał  autografy i porobił zdjęcia z fanami. Kiedy wreszcie został sam, podszedł do mnie i powiedział:

-Wiesz, nie spodziewałem się, że w Warszawie mam tyle fanów!

Roześmiałam się:
-Hmm fanów jak fanów, ale fanek masz tutaj mnóstwo.


                                                                             * * *

Tymczasem Rydel z resztą chłopców wychodzili z kina.

-Wiecie co -zaczął Rocky - Ross jest ogromnym szczęściarzem. Harper to mega fajna dziewczyna!
-No no braciszku, wiemy o tym -odrzekła Rydel -ale nie startuj do niej bo się znowu zrobi bagno.
-Nawet nie o to chodzi -zaoponował Rocky -to nie tak, że mam ją zamiar Rossowi odbijać, wyrażam tylko swoje spostrzeżenie. Wychilluj Ry.
-No, ja myślę.
-Swoją drogą, ciekawe, gdzie teraz poszli -zastanowił się Ratliff -i czy za nami nie tęsknią.
-Wydaje mi się, że świetnie dają sobie radę -zapewniła go przyjaciółka, po czym skierowali się w stronę pobliskiej cukierni. Tam zamówili po kulce lodów i zaczęli się zbierać do domu.
Nagle Rocky się wzdrygnął.

-Hej Stary, co ci jest? -spytał rozbawiony Ell.
-Coś mi kapnęło na nos -powiedział szatyn patrząc w górę i wycierając czubek nosa -aż tak Cię to bawi?
Ratliff nie odpowiedział, tylko dalej dławił się śmiechem.  Rocky lekko go popchnął ale chłopak dostał takiej głupawki, że nawet Rydel zaczęła się śmiać. Nawet nie zauważyli, kiedy zaczęło porządnie padać.  Tworząc prowizoryczne daszki z kurtek i bluz, pobiegli do domu.


                                                                           * * *
 -Ross, zaczyna padać -powiedziałam z niepokojem patrząc na niebo. Lubiłam deszcz, bardzo ale perspektywa przemoczonych butów nie była zbyt przyjemna.
-No i? -spytał roześmiany -nic nie szkodzi. Zobaczysz, jak świetnie można się bawić.

Chłopak chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie pytając z udawanym akcentem gentelmana:
 -Da się pani zaprosić do tańca?
 -Wariat. -szepnęłam -Z przyjemnością!

 Jedną ręką objął mnie w talii, a drugą wyprostował.  Ja lewą dłoń oparłam na ramieniu chłopaka, tak że tworzyliśmy taneczną ramę. Blondyn zaczął rytmicznie podskakiwać i mnie obracać. Ludzie, którzy też nic sobie nie robili z rzęsistego deszczu, patrzyli na nas, klaskali i śmiali się.
Kiedy już się zatrzymaliśmy, chłopak nadal trzymając mnie za ręce, mocno mnie pocałował. Chwilę tak staliśmy, a ludzie w parku jeszcze mocniej zaczęli bić brawo i gwizdać.

-Zawsze chciałem to zrobić -zwierzył się Ross i jeszcze raz delikatnie musnął moje wargi. Potem ukłonił się przed zebranym tłumem i chwytając mnie za rękę, pobiegliśmy do domu.

W domu już czekało na nas rodzeństwo.

Kiedy się przebraliśmy, dołączyliśmy do grupki i wspólnie zaczęliśmy oglądać film.

Kolejny udany dzień, kolejne chwile warte zapamiętania. Czy mogło być lepiej?

_______________
Napisane :) 

Trochę krótki, ale miałam dzisiaj dużo na głowie i już nie dałam rady :(








3 komentarze:

  1. hej supcio rozdział ahh ten Ross to było takie urocze czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww... jak uroczo *.* też bym tak chciała tańczyć z ukochaną osobą w deszczu ;).. a swoją drogą, bardzo szybko dodajesz rozdziały, ja to je dodaję raz na ruski rok xD Zapraszam do siebie R5-love-stories.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie było mnie baardzo długo i chciałabym ię jakoś zrekompensować :D

      Usuń