środa, 22 stycznia 2014

40. There's so many wars we fought...

       Kiedy się obudziłam, słońce nieśmiało przebijało się przez zasłonięte żaluzje. Leżałam na plecach i patrzyłam jak tańczące promyki migoczą na mojej pościeli. Ach, jaki był piękny dzień. Lubiłam takie poranki. Spokojne, bez pośpiechu, spędzone we własnym, wygodnym łóżku.

Usiadłam.

-Dzień dobry -powiedział Ross i pocałował mnie w policzek.
-Dzień dobry -odpowiedziałam mu z uśmiechem czując przyjemny dreszcz rozchodzący się po moim policzku w miejscu, gdzie przed chwilą musnęły go miękkie wargi chłopaka.

Reszta rodzinki też już nie spała.

 -Tooo -zaczął Ratliff przeciągając się i mrużąc oczy, bo jeden z niesfornych promieni celował prosto w jego piwne oczy -co dzisiaj robimy?

-Muszę pomóc mamie posprzątać dom. Przyjeżdża dzisiaj do nas rodzina, duuuża rodzina i trzeba wszystko ogarnąć.

-POMOŻEMY CI! -wrzasnęli chórem chłopcy, a Rydel dodała:
-Jasne, że tak. Powiedz nam co mamy robić, a z chęcią się za to zabierzemy. Musimy się jakoś odwdzięczyć Twojej mamie za dach nad głową.

Popatrzyłam po wszystkich i się uśmiechnęłam. Kochani byli. Po kolei podeszłam  do wszystkich i mocno uściskałam. Już po chwili cała ekipa była gotowa do pracy.

Rydel i ja miałyśmy zająć się zastawą w kuchni i pomóc mamie przygotować jedzenie, Ratliff zdeklarował się do poszukania dobrych płyt i filmów oraz rozwieszenia balonów, Ross -zechciał odkurzyć dom i zająć się oświetleniem, a Rocky postanowił, że pojedzie po prezenty i tort dla ośmioletniej Cindy, która była gościem honorowym nadchodzącej imprezy.

Razem z Rydel zaczęłyśmy piec czekoladowe babeczki z kremem różanym.
 Skończyłyśmy po 2 godzinach wraz z zamknięciem wieka piekarnika. Teraz zostało tylko ozdobienie wypieków różową masą. Otrzepałyśmy z resztek mąki ręce i zdjęłyśmy fartuchy. Oparłam się o blat.

-Wybacz, muszę spytać. Jak to jest między tobą a Ratliffem? WIEM, że pewnie masz dosyć tego typu pytań, ale...
Rydel przerwała mi wybuchem śmiechu.  Chyba chciała tym ukryć falę rumieńców, która natychmiast wylała na jej błyszczącą twarzyczkę. Kiedy przestała się śmiać spojrzała na zmordowanego Ellingtona siedzącego na podłodze w salonie, który zawzięcie dmuchał setny już chyba balonik i wyglądał tak, jakby miał zaraz pęknąć.
Znowu zaczęła się śmiać, ale tym razem uzyskałam odpowiedź na pytanie:

-Gramy razem już tak długo, że stał się dla mnie piątym bratem. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby nas łączyć wiesz... jakieś zakochanie czy zauroczenie. Jesteśmy ze sobą bardzo silnie związani, może nawet bardziej niż chłopak i dziewczyna, ale to na pewno nie jest tego typu uczucie. A co do fanów, którzy starają się czegoś tam między nami doszukiwać, to często z tego żartujemy i przez to jesteśmy jeszcze bardziej zżyci.
 -Coś w tym musi być -odpowiedziałam zadowolona.

Wyjęłyśmy babeczki z piekarnika. Cała kuchnia zdążyła się już wypełnić lekkim zapachem czekolady. Pozostawiłyśmy formy do wystygnięcia i poszłyśmy pomóc Ratliffowi, dmuchać balony. Kiedy podeszłyśmy do niego, chłopak leżał jak długi na podłodze i nawet na nas nie patrząc wysapał:

-Nhii...gdhyy.. Wffię..cccej.

Po jakimś czasie i Ross do nas dołączył. Usiadł na kanapie po czym zwrócił się do mnie:

-Dziewczyno. Nie miałem czego odkurzać. U Was w domu zawsze jest tak czysto? -spytał -obróciłem lampę i kwiatka w kącie pokoju, bo nie miałem co robić!

-No no kochany -odezwała się z kuchni mama  - nareszcie ktoś to docenia. Ale kwiatka mogłeś nie ruszać.

Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. jakieś 15 minut później do domu wszedł Rocky z wielkim pluszowym misiem, który przesłonił go od pasa w górę, a chłopak niezręcznie manewrował nogami starając się w nic nie wejść, gdyż pluszak dosłownie zakrył mu całe pole widzenia. Posadził miśka na krześle a sam usiadł obok Rossa.

-No, mam nadzieję, że jej się spodoba.
-O ile go udźwignie -powiedział Ross czochrając brata
 Rocky tylko pokazał mu język i rzucił zrywając się z kanapy:
-Zapomniałbym! Przyniosłem pizzę! -i faktycznie, już po chwili na stole położone zostało ogromne pudełko z parującą zawartością.

-Czhhło...whieeku ty w jahh...imś ghigha...lhandzie bhyłeś? -spytał nadal leżący na podłodze Ell kończąc wypowiedź serio odchrząknięć i kaszlnięć -thaa phii...phiizza jest wiee.hlka!
 

Kiedy skończyliśmy a Ratliff doszedł do siebie, dochodziła godzina 17. Goście byli zaproszeni na osiemnastą, więc każdy miał trochę czasu by się przygotować do przyjęcia. Przebraliśmy się i zeszliśmy na dół. Mama też już była gotowa. Uśmiechnęła się do wszystkich.

Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi.
Otworzyłam i zamarłam.

Zapłakana, choć bez wielu emocji wypisanych na twarzy spytała czy może wejść.
A ja, po chwilowym zawahaniu wpuściłam ją do środka i szybko zaprowadziłam do pokoju, zamykając za sobą dokładnie drzwi.

                                                                                 * * *
-Mieszkają u Ciebie? -spytała i rozglądając się po pokoju, usiadła na łóżku
-Lily, co ty tu do cholery robisz?  -stałam nad nią, nie wiedząc co myśleć.
-Przepraszam Cię tak mocno! -rzuciła mi się na szyję, a ja szybko uwolniłam się z uścisku.
-Nie mogłaś uprzedzić, że zaczęło Ci się nagle zbierać na przeprosiny!? A nie nachodzić mnie bez słowa zapowiedzi? -nie wiem, kiedy stałam się taka stanowcza.
-Ja wiem, że ja źle postąpiłam, ale pozwól mi się wytłumaczyć...
-Źle postąpiłaś? Źle postąpiłaś?! Postępujesz źle, kiedy okłamiesz rodziców! Nazywanie mnie suką i manipulowanie mną i Rossem to nie jest złe postępowanie tylko niewybaczalne zachowanie! Puknij się w łeb, dziewczyno, wiesz co ja przeżywałam?!
-Błagam wybacz mi... stęskniłam się za Tobą...
-Jak możesz jeszcze prosić o wybaczenie po tym wszystkim -powiedziałam zagryzając wargi by powstrzymać się od płaczu.

W tym czasie Ross zaczął pukać do drzwi mojej sypialni
-Hej Harper, wszystko ok? -spytał
-Tak Ross, wracaj na dół -odkrzyknęłam -zaraz przyjdę.

-Lily, nie wiem co Ci mam powiedzieć. Nie potrafię z Tobą teraz rozmawiać, nie potrafię Ci zaufać.
-Teraz to Rydel jest Twoją najlepszą przyjaciółką tak? -powiedziała ni stąd ni zowąd wskazując na tapczan z rzeczami piosenkarki -szybko się pozbierałaś!
-Nie zachowuj się jak dziecko, Lil. To nie polepsza twojej sytuacji
-A od kiedy Ty jesteś taka dorosła?! -krzyknęła
-Nie wrzeszcz na mnie! Nie mam zamiaru tego znosić, rozumiesz?  Po prostu... po prostu sobie już idź. Nie chcę mieć z Tobą nic do czynienia. Nie po tym, co mi zrobiłaś.

Lily pokiwała głową i z trzaskiem drzwi wyszła z pokoju, a potem z mieszkania. Zauważył ją tylko Ross, który natychmiast przybiegł do sypialni:

-Czy-czy-czy to była Lily? -spytał wskazując kciukiem na schody, z których przed chwilą zbiegła roztrzęsiona nastolatka -czego chciała?
-Wybaczenia. Ross...
Chłopak już się nie odezwał tylko mocno mnie przytulił. Starałam się nie płakać. Byłam tylko rozgoryczona jej postawą. Nie płakałam.
 -Już dobrze -szeptał blondyn, gładząc mnie po włosach i od czasu do czasu całując w czubek głowy. -już ćśśś.  Zaraz przyjdą goście. Idziesz ze mną czy mam tu z tobą zostać?
Chwyciłam go za rękę i zeszliśmy na dół.

Przyjęcie za chwilę miało się zacząć.


________________________
Och jest 40! CZTERDZIESTY ROZDZIAŁ! -może krótki, może nijaki, ale była LILY! -sama prawdę mówiąc zdziwiłam się, że się tutaj pojawiła. Wyszło spontanicznie, nie wiem, czy to dobrze czy nie. 
 Tytuł to fragment piosenki "Marchin' On" OneRepublic -uwielbiam ten zespół <3

Pamiętajcie o komentarzach!

Całuję,
Dusss

7 komentarzy:

  1. jeeej, tak szybko rozdział! Normalnie kocham Cię <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ŁOO LILY! kompletnie mnie zaskoczyłaś! czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie, dodawaj szybciutko następny

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuję :3 jest już w 'warsztacie twórczym', jutro na pewno będzie c:

    OdpowiedzUsuń
  5. o rany tak sie ciesze, ze do nas wrocilas! czekam na kolejne czesci!

    OdpowiedzUsuń