piątek, 18 stycznia 2013

26. Let's do something ridiculous

chwyciłam deskę pod pachę i wymaszerowałam cicho z pokoju starannie stawiając kroki żeby nikogo nie nadepnąć. Postanowiłam, że to będzie pierwsze zadanie, które dzisiaj wykonam -deska była duża i zagracała niepotrzebnie mój pokój. Chwyciłam więc pudełko specjalnej parafiny i podwijając rękawy starej, przydługiej koszuli, zabrałam się za woskowanie. Trochę czasu mi to zajęło, a zmęczona byłam jak nie wiem. Podniosłam się z klęczek i po nieprzyjemnym strzyknięciu kręgosłupa ponownie wzięłam deskę pod ramię i powlokłam się do schowka-alergia gwarantowana. Pełno pyłu, kurzu. Fatalnie się czułam więc zatkałam nos, odstawiłam sprzęt i czym prędzej zamknęłam drzwi. Odetchnęłam i wróciłam do pokoju, gdzie wszyscy oprócz Rossa spali -nadal! Uśmiechnęłam się na ten widok i usiadłam na łóżku. Położyłam na nim walizkę, która prezentowała połowę mojej komody i kawałek szafy. Wydałam z siebie pełen zażenowania świst powietrza i po kolei zaczęłam wykładać rzeczy na łóżko. Tak mnie to zaabsorbowało, że nawet nie zauważyłam, kiedy Ross usiadł za mną, po czym delikatnie zaczął masować barki. Wzdrygnęłam się i momentalnie poczułam ciarki na ciele. Nie odzywaliśmy się. Ani ja, ani on. Nie wiedziałam co zrobić, a że sytuacja nie była zbyt komfortowa odwróciłam głowę i zwyczajnie się uśmiechnęłam. Czyżby mu zaczęło zależeć?

Wstałam i powkładałam ubrania do szuflad i na półki, po czym udałam się do łazienki w której zostawiłam kosmetyki i kilka ręczników -dla rodzeństwa.

Kiedy znowu usiadłam na łóżko Ross na mnie spojrzał ale nic nie powiedział. Tym razem usiadłam po turecku, przodem do niego i również patrzyłam. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, miał w sobie coś tak strasznie hipnotyzującego... Ocknęłam się w końcu. Nie był moim chłopakiem, nie jest, i nie... Nie wiedziałam. Nie pomyślałam nawet o tym, czy kiedykolwiek jeszcze będę w stanie być z Rossem. Zrobiło mi się momentalnie smutno. Westchnęłam i w sumie nie wiedziałam co dalej. Nie miałam pojęcia. Zależało mi. Tak cholernie mi na nim zależało. Chłopak chyba umiał czytać w myślach, bo przysunął się do mnie i mocno przytulił. Najpierw zdziwiona, potem jednak również objęłam chłopaka i łzy mi napłynęły do oczu mocząc blondynowi koszulkę. Ross gdy to poczuł odkleił się ode mnie i obejmując moje czerwone policzki dłońmi troskliwie spytał:

-Hej, co się stało?

Miałam powiedzieć czy nie? Wyrzucić z siebie te wszystkie rozterki i wątpliwości? Zachować je dla siebie?

-Ross, ja ja nie mogę, nie potrafię... -wydukałam znów wtulając się w chłopaka. Czułam się wtedy bezpiecznie, ale nic nie umiałam zrobić. Ross chyba nie był zdziwiony. Nie wiem. Nie chciałam go puszczać, może bałam się że go stracę. Brakowało mi go, tego ciepła, zapachu, Jego. Póki mogłam, chciałam żeby to trwało. W końcu jednak usiadłam prosto i parzyłam tępo w podłogę. Ross otarł tylko moje policzki całe już mokre od łez i ledwo się uśmiechnął. Nie był to uśmiech wymuszony, sztuczny czy złośliwy. Sprawiał wrażenie zrozumienia i współczucia. Nie odzywaliśmy się do siebie wcale. Żadne z nas prawdopodobnie nie wiedziało co powiedzieć. Ruina.

__________
Wybaczcie, że krótki, ale chciałam jak najszybciej coś dodać, sorry :*

xoxo Dusss 

3 komentarze:

  1. no co tam! któryki ale fajny!
    zapraszam:
    http://watchmeopowiadanie.blogspot.com/
    http://poulandia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. jaki boski rozdział !
    Masz talent.. tak pięknie piszesz <3
    Niech się zejdą, albo chociaż zostaną przyjaciółmi :(
    Szkoda mi icchhh :((
    Pozdrowienia i zapraszam do mnie ! :D
    ~~xoxox Weronika

    OdpowiedzUsuń