Trochę mi smutno, bo zdecydowanie osłabły wyniku w postaci odwiedzin bloga i komentarze. Jak napisałam we wstępie, proszę Was o komenty, bo to mnie motywuje do pisania. Tego bloga bez Was nie ma!
_________
** Ross **
Szedłem właśnie ulicą rozmyślając o wydarzeniach z poprzedniego dnia. Cieszyłem się z obrotu sytuacji, i tego jak się zachowałem. Byłem, no cóż, dumny z siebie. Szkoda, że za parę dni znów będę musiał wracać do Miami...
Dotarłem w końcu na plażę na której czekał już Calum. Jak zwykle się przywitaliśmy i zaczęliśmy rozmawiać.
-No i jak tam stary -spytał
-Co? Z Harper, daję radę. Myślę że wyszliśmy na prostą
-No... żebyś się nie przeliczył -powiedział zciszonym głosem
Spojrzałem na niego zdziwiony. Ten, gdy to zauważył kontynuował:
-Wiesz, wszystko sięmoże zmienić. Niedawno też mówiłeś że wszystko spoko gra gitara, a o mało nie zdradziłeś Harp. No, wiesz jak jest.
-Kurde, ile razy będziesz mi to wypominać?! Nie zdradziłem Harper i nie zrobiłbym tego. To to była chwila słabości... -powiedziałem. Wiedziałem, że takich zachowań nie można było usprawiedliwiać gorszym dniem. Byłem dupkiem bez względu na wszystko.
-No, żebyś ty tylko do większej ilości takich 'chwil słabości' nie dopuścił -odrzekł kolega patrząc na morze.
Spojrzałem na niego zstępując z jednej nogi na drugą, po czym usiadłem na piasku. Modliłem się tylko, żeby Harper się o niczym nie wiedziała. Gdyby tak, to bym już nigdy się z tego nie wygrzebał...
-Słuchaj, musisz jej powiedzieć. -rzekł Calum, który od pewnego czasu doradzał mi przeciwnie niż myślałem żeby postąpić. -co jeśli ta Lily jej powiedziała? Albo powie? Przecież...
-Wiem wiem... -powiedziałem tym razem kładąc się na plecach i patrząc na niebo.
-'wiem wiem'. Ostatnio ciągle to od ciebie słyszę. Tak nie możesz robić. To jest bro bardzo nie fair
Wiedziałem że ma racje. Byłem generalnie człowiekiem uciekającym od problemów i zwykle mi to dość dobrze wychodziło, a jednak tym razem zmierzenie się z przeszłością nie było tak łatwo jak by się wydawało. Tym bardziej, że między mną a Harper, było na razie w miarę dobrze. Szlag by trafił, tamten dzień w którym musiałem spotkać Kimberly. Siała ferment, tego nie da się przypisać jednej osobie. Tyle, że to nie między mną a nią miało rzekomo dojść do ów słabości...
-To co zrobisz? -dociekał rudzielec
-No nie wiem! Jest dobrze, to po co mam to na nowo psuć?!
-Zrób co chcesz. Ja ci dupy ratować nie będę, jak Harper się dowie.
-O ile się dowie. Ode mnie na pewno nie.
Calum skapitulował. Widziałem, że ma dosyć tej sytuacji tak samo jak ja. Zawsze borykał się z moimi problemami, ale czułęm że tym razem miał to już po dziurki w nosie. Nigdy nie musiał tak dużo myśleć a zwłaszcza się przejmować optymalnymi rozwiązaniami dla moich głupich zachowań. Nie powinienem go był tak wykorzystywać, nawet jeśli był moim najlepszym kumplem. Musiałem coś zrobić, tlyko nie wiedziałem co...
_________
Och Kochani. Dajcie znać czy czytacie, bo serio nie wiem czy mam pisać dalej ;(.
xoxo Dusss
Ja czytam i to kocham! nie przjmuj sie mnie też mało kto czyta, ale piszę!
OdpowiedzUsuńrozdział super i blog też :**
masz fajnego bloga i szkoda by było, gdybyś go zawiesiła.. ja też nie mam największej ilości wejść ;)
OdpowiedzUsuńmam też do Ciebie taką prośbę, bo ja wchodzę na Twojego bloga i go komentuję, więc liczę na to, że Ty również wejdziesz na mojego i zostawisz po sobie ślad, ale jak na razie, to wcale Cię tam nie widziałam :/
Masz bardzo fajnego bloga i szkoda by bło jakobyś go opuściła :(.
OdpowiedzUsuńNaprawdę wiele osób go czyta.
Wejdziesz do mnie :
austin-story-ally.blogspot.com
fame-is-not-everything.blogspot.com
śśśśśwwwwiiiieeeettttnnnneeee!!!!
OdpowiedzUsuń