wtorek, 2 października 2012

8.And chelsea baby, I can't get you out of my head...

Kimberly Clark. Jej nazwisko. Nie wiele mi to dało, bo nie wiele o dziewczynie wiedziałam. Postanowiłam się z nią spotkać. Nie był to najlepszy pomysł, dlatego nie mówiłam o tym nikomu, zwłaszcza Rossowi. Kiedy poszłam pod wskazany adres otworzyła mi dziewczyna widziana przed kilkoma dniami w parku. Tak to na pewno była Kim.

-Hej, cześć jestem Harper -powiedziałam wyciągając rękę. -możemy porozmawiać?

Widziałam, że dziewczyna niespecjalnie kwapiła się, żeby mnie wpuścić do środka więc zasięgnęłam najwyższych środków

-Chciałam pogadać o Rossie. Lynchu. 

Tak jak myślałam osłupiała dziewczyna wyszła z mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. 

-Cześć. Kimberly jestem. Więc...
-Nie chcę ci zabierać zbyt wiele czasu -powiedziałam zgodnie z prawdą. -ale... Słyszałam, że chodziłaś z Rossem -dodałam nie pewnie. Spodziewałam się, że dziewczyna przy pierwszej lepszej okazji zadźgać, lub coś podobnego. Do niczego jednak takiego nie doszło.
-Tak, to prawda. Posłuchaj, cokolwiek ci o mnie mówił, nie uprzedzaj się do mnie. Najpierw pozwól mi wyjaśnić całą sytuację. -rzekła, a widząc, że jej słuchałam kontynuowała -no bo widzisz, kiedy Ross ze mną zerwał, totalnie się załamałam. Nic do mnie nie docierało. Miałam taką obsesję na punkcie Austina & Ally, że nie wiem, a potem to już tylko płakałam jak to oglądałam. Potem kiedy go spotkałam, byłam mega szczęśliwa...

Kiedy tak słuchałam jej historii, co  raz bardziej zarysowywał mi się kontur osoby mojej przyjaciółki Emmy. Ten sam przypadek, w który tak usilnie próbowałam nie wierzyć...

 -...no i tyle. Dzwoniłam. Próbowałam go odzyskać ale nie chciał ze mną rozmawiać...

-Jeśli można spytać; dlaczego zerwaliście? -zapytałam
-Nie wiem właściwie. Po prostu zbyt się od siebie oddaliliśmy. Nie mieliśmy dla siebie czasu.

Tak. Kolejny przykład, że związki na odległość nie mają niestety żadnej przyszłości.

-Serio. Przykro mi. I nie masz zamiaru mnie zabić lub zniszczyć? -zapytałam poważnie
-CO?! Skąd taki pomysł?! -faktycznie dziewczyną nieźle wstrząsnęło.

Kiedy wracając przemierzałam kolejne przecznice w drodze do hotelu, myślałam nad tym, co przed chwilą usłyszałam. Dwie sprzeczne ze sobą historię. Obawiałam się jednak, że moja intuicja która autentycznie rzadko mnie zawodzi, skłaniała się jednak ku wersji Kim.  Nie potrafiłam tego wyjaśnić i głupio się czułam, ale teraz musiałam się jak najszybciej skontaktować   z Rossem. Jak się okazało, nie musiałam, bo zatopiona w swoich przemyśleniach, z impetem na niego wpadłam. 

-O, heej -zaczął. -gdzie byłaś? 
No tak. Tego nie przewidziałam. Nie mogę dopuścić, żeby zaczął mi ściemniać.
-W sklepie. Chciałam coś kupić... Ale nie było więc...
-Ok ok nie chcesz nie mów. -skapitulował
-A ty gdzie idziesz? -spytałam ciekawa choć nie oczekiwałam specjalnie wyszukanej odpowiedzi.
-Do ciebie -tego się spodziewałam. Mój dom był w drugiej części miasta, więc nie możliwe. Zauważyłam, że dzielnica w ktorej mieszkala Kim nie byla zbyt uczezczana, wiec,nie trudno mi bylo stwierdzic, ze to wlasnie do niej szedl blondyn. Tylko po co?
-Too idziemy? Bo skoro..
-tak. chodzmy -powierzial chlopak i chwycil mnie za reke. Jak zwykle pomaszerowalismy na plaze, gdzie siadajac na rozgrzanym piasku,zaczellismy rozmowe, z ktorej jak sie pozniej okazalo moglam sie wielu rzeczy dowiedziec.
-Sluchaj...- zaczelam -opowiedz mi jeszcze o tej Kim.
-Skad wiesz ze miala tak na imie?-Spytal zaskoczony Ross. kurde. Gdzies w srodk mialam ochote sie walnac w czolo. Ale wtopa! Probowalam sie jakos wymigac od dlaszych klopotliwych pytan kolegi.
-No bo widzisz -powiedzialam -przeciez...no mowiles mi jak sie nazywa. Wiec pamietalam
-Cos krecisz -rzekł z niedowierzaniem -nie mowilem jak miala na imie 
-no dobra. jak chcesz to mi nie wierz. 
-o rany to nie tak - powiedzial smetnym tonem

Okolo godziny 19 Ross odprowadzil mnie do hotelu. Jak zwykle sie pożegnaliśmy i umowilismy na nastepny dzien. Kiedy weszlam do pokoju, od progu przywitala mnie Lil.
-No i jak tam?  
-Kurde nic. W ogole dziwny dzien. poszlam do tej calej Kimberly i porozmawialam z nia. Potem, gdy juz wracalam wpadlam na Rossa, ktory najprawdopodobniej do tej Kim szedl. No ale sie nie przyznal no to co miałam zrobić. Poszliśmy na plażę i wróciliśmy tu. Jestem serio nie pocieszona. -powiedziałam zmęczona przyjaciółce
-Aha rozumiem. Dobra chodź. Pójdziemy na dół coś zjeść a potem pójdziesz spać. Serio dzisiaj nie ma już co gadać. Dla ciebie to i tak za dużo jak na jeden dzień...

No i tak o 23 byłyśmy już z powrotem w apartamencie. Kiedy wykąpałam się i przebrałam, Lily właśnie z kimś rozmawiała przez mój telefon. Na jej twarzy rysowała się mina typu 'że co!?' Dzwonił Ross. Odłożyłam na fotel ubrania i usiadłam obok przyjaciółki intensywnie próbując wywnioskować temat rozmowy. Kiedy dziewczyna odłożyła komórkę spojrzała na mnie. Była strasznie blada. 
-Co jest? -spytałam
-Dzwonił Ross. Mówił, że musi z tobą poważnie porozmawiać... 

Kiedy chwyciłam smartfona widniało na nim 28 nieodebranych połączeń. Ciekawe czego chłopak chciał? No ale oddzwoniłam. Zaraz po pierwszym sygnale odezwał się znajomy głos.

-Hej Ross chciałeś pogadać -zaczęłam spokojnie
-Po pierwsze zacznij odbierać telefon. Po drugie, skąd dzisiaj wracałaś?! Bo jeśli od Kimberly to bardzo źle, że u niej byłaś. 
-Czekaj zaraz, czemu? -spytałam zaskoczona
-Stoi pod moim pokojem w hotelu i wali w drzwi. Riker i Rocky już nie wyrabiają z przytrzymywaniem nich! 

 Chwytając się za czoło głośno wypuściłam z ust powietrze. Sprawa faktycznie nie wygląda za ciekawie...

-Słuchaj Ross zaraz tam będę. Jaki to jest hotel?
-Arctic Star. Dwie przecznice od waszego.
-Dobra daj mi chwilę. -powiedziałam i w pośpiechu zarzuciłam na siebie bluzę i trampki

Nie specjalnie uśmiechało mi się podróżowanie w tę i z powrotem, zwłaszcza podczas mojego stanu, no ale trudno. Tak to bywa. Życie.

-Łohohoh gdzie ty idziesz?! -spytała nieźle ogłupiona Lily, patrząc na mnie wiążącą w pośpiechu sznurowadło. -Idę z tobą!

-Jak chcesz ale się pospiesz. Ponieważ dziewczyna nie była jeszcze przebrana od razu poszła w stronę drzwi.

W końcu doszłyśmy do ów hotelu. Szybko wjechałyśmy windą na drugie piętro i pobiegłyśmy pod wyznaczony pokój. Stała tam rozwścieczona Kim. Kiedy nas zobaczyła, natychmiast odstąpiła od drzwi i zaczęła biec w naszym kierunku.  Wyglądała na nieźle opętaną. W ostatnim momencie wybiegłyśmy z ogromnego hallu. Byłyśmy nie na żarty przerażone.  Wygrzebałam z kieszeni telefon i zadzwoniłam na policję. Ta, przyjechała po jakiś 10 minutach. My schowane za recepcją nie mogłyśmy się ruszyć. Byłyśmy sparaliżowane. Po dłuższym czasie wreszcie wyszłyśmy przed hotel. Dochodziła 4 nad ranem. O wyspaniu się nie było mowy. W pewnej chwili poczułam, jak ktoś mocno mnie od tyłu łapie. 
-Dzięki Bogu! Harper uff... -zaczął chłopak. Mocno mnie do siebie przytulił, a po moich czerwonych policzkach spłynęła łza...

____________
Osiem! No, co myślicie?




Lekka dramaturgia, ale jest ok. :DDD już niedługo dalsza część. Jak sądzicie co się wydarzy 


xoxo Dusss

3 komentarze:

  1. ja to nie wiem ale, to było super, ale kim jest dziwna ;)
    kiey kolejan część?
    pies99

    OdpowiedzUsuń
  2. zapraszam na mojego bloga!!!
    http://doubletakierosslynch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. czekam na następny rozdział
    austin-story-ally.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń