niedziela, 30 września 2012

7. I say "I hate you", we break up, you call me, I love you

Szliśmy chyba jeszcze z pół godziny, kiedy już nieco zdezorientowana zaczęłam rozmowę
-Ross kurde o co chodzi!? Przez ponad 20 minut się do mnie nie odzywasz. No co jest z tobą?! -nie ukrywałam swojego zdenerwowania.
-E nie ważne. Przepraszam. Wiesz co, późno się zrobiło (dziwne. dochodziła 15) wracajmy co? -stwierdził.
Uniosłam brwi do góry na znak mojej obojętności, no ale poszłam za chłopakiem. Dziwnie się czułam.  Coś we mnie pękło. Ktoś kiedyś powiedział: 

 "(...) W świecie jest taki nieuzasadniony zapas miłości; gdy jedna się zaczyna druga musi się skończyć(...)"

Do niedawna myślałam, że nasza miłość się zaczęła. Jednak teraz, coś mi mówiło, że ona właśnie się kończy. Niby wiedziałam, że kiedyś to nastąpi, ale wyobrażałam sobie siebie raczej siedzącą w szlafroku na kanapie z kubłem lodów oglądającą tanią komedię w telewizji. Ale nie. Czułam, że chyba bym nie rozpaczała.  Nie wiem, ale nie chcę się przekonać.

W końcu, kiedy już doszliśmy do hotelu, Ross na pożegnanie znów dał mi całusa. Tym razem chyba jednak z mniejszym entuzjazmem. Czyżby nasz wspólnie spędzone chwile stały się nudną rutyną? Nie, niemożliwe... 

Weszłam do apartamentu.  Lily się szczerze ucieszyła, że do niej wróciłam. No i zaczęłyśmy rozmawiać.

-No kochana, trochę czasu cię nie było. Gdzie masz swojego adoratora?-spytała z uśmiechem
-Nic mi nie mów. Mam dość. Poszliśmy do parku i wszystko byłoby ok, gdyby nie jego wieczne milczenie. -specjalnie pominęłam fakt, że pojawiła się jakaś dziewczyna. Nie chciałam, żeby rozpętała się wojna. 
-Słuchaj, znacie się niedługo, ale wiesz. Dam ci radę. Jeśli zamilkł bez powodu, to nie ma się czym martwić. Jeśli zobaczył jakąś dziewczynę, no to zależy. Wybacz, ale jednak trochę się znam na ludziach i ich relacjach. to taka międzyludzka ekologia.
 Uśmiechnęłam się do siebie. Wiedziałam, że miała rację. Wspaniałomyślne rady przyjaciółki przerwał mój telefon. SMS. Od Rossa. No tak. Odczytałam wiadomość 

                                          < Wyjrzyj przez swoje okno. Teraz. >

Zrobiłam to. Chłopak stał tam, i patrzył na mnie. Nic nie robił. Tylko patrzył. W końcu krzyknął 
-Przepraszam! Zejdź do mnie to ci wszystko wyjaśnię. Prooooszę! 

No tak. Co jak co, ale na wyjaśnieniu tego dzisiejszego dziwnego zachowania mi zależało, no więc zeszłam na dół jak mnie poprosił. Skierowaliśmy się powoli na plażę.

-Słuchaj Harper. Przepraszam cię za dzisiaj, no bo widzisz... -chyba chciał, żebym dokończyła, ale nie zrobiłam tego. Czekałam.

-Ross. Ok, wiem o co ci chodzi, ale powiedz mi dlaczego tak się zachowywałeś?! -powiedziałam stanowczo.
-No bo widzisz -powtórzył -ja.. 

Kurde co z nim znowu jest? Nie umie się wysławić czy co?

-Ta dziewczyna, ja kiedyś z nią chodziłem 
-Kiedyś?
-Parę miesięcy temu -w roli ścisłości.
-No dobrze, ale co ona chciała od ciebie? -powiedziałam serio zagubiona
-Przez dłuższy czas od naszego zerwania, ta do mnie dzwoniła i próbowała odzyskać. Ja ją jednak zbywałem. Teraz, boję się, że znów to będzie robić, a w najgorszym razie, jeśli widziała nas razem, to nie zostawi i na tobie suchej nitki.
-Ale co ona ma do mnie? Nie zna mnie przecież, ja jej zresztą też nie. Więc w czym problem? -spytałam
-W tym, że potraktuje cię jak wroga. Jak konkurencję. 

Nie chciało mi się w to wierzyć. Czyli, że na to wygląda, że bez wojny się nie obejdzie...

_______________
Hehe nowy rozdział! Na drugim blogu postaram się wstawić jutro.

Co myślicie o rozdziale? 
Szczerze, to nie jestem dumna, ale nie jest chyba źle ;)

xoxo Dusss

2 komentarze:

  1. super jak zwykle :)
    mi się podoba wciągnęło mnie :)
    co będzie co będzie ??? :)

    OdpowiedzUsuń