Obudziłam się w środku nocy. W pokoju było ciemno, słychać było tylko ciche odgłosy natury dochodzące zza okna.
Usiadłam na łóżku. Chwyciłam telefon spojrzałam na ekran, który prawie mnie nie oślepił swoim oświetleniem. Nic, pusto. Żadnego smsa, maila, telefonu. Nic. No tak. to było do przewidzenia. W końcu musiałam się mu znudzić. Szlag. Z moich oczu wolno potoczyły się słone łzy. To głupie, bo przecież to nie jest film, nie będzie po mojej myśli. Kiedy już się uspokoiłam, zaczęłam myśleć -byłam w ciągu dnia strasznie rozdrażniona. Sama nie znałam siebie od takiej strony. Ba, chyba ja w ogóle nie znałam siebie. To smutne. Moje rozmyślania przerwało ponowne rozświetlenie ekranu smartfona, który juz zdążyl zgasnąć.
<< ROSS LYNCH IS CALLING >>
-Halo, czego chcesz?! -spytałam od niechcenia, kiedy po dłuższym czasie zdecydowałam się jednak odebrać połączenie
-Halo, hej, jak się czujesz? -spytał hmm, chyba troskliwie
-Dobrze, pomijając fakt, że czuję się niepotrzebna, o mało mnie nie zabiła twoja psychiczna eks, i mnie samą zostawiłeś bez słowa -szczególnie zaakcentowałam ostatnie słowa.
-Ej no weź, nie chciałem dzwonić, bo wiem, że byłaś rozdrażniona.
-Tak, pewnie. Czyli wolałeś, żebym dowiedziała się tego od Lily. Kurde Ross obudź się!
-Ha ha już dawno nie śpię -powiedział próbując wprowadzić cząstkę humoru w naszą dość żenującą rozmowę.
-Ja pierniczę Ross mnie to nie bawi! -powiedziałam całkiem szczerze i z bezsilności rozłączyłam się.
Wyszłam na balkon, gdzie przywitało mnie ciepłe powietrze. Musiałam ochłonąć. Byłam taka roztrzęsiona...
Spojrzałam przez drzwi, na śpiącą Lil, i mimowolnie się uśmiechnęłam. Chociaż ona była w miarę zadowolona.
Wróciłam do pokoju.
<< ROSS LYNCH IS CALLING >>
Nie chciałam odbierać. Miałam już gdzieś jego tłumaczenie. Myślałam, że jest jednak inny. Jak widać myliłam się. Cóż, serce zwyciężyło i chwyciłam telefon.
-O co ci znowu chodzi przestań do mnie dzwonić!
I mnie zamurowało. W tle tłumaczeń Rossa usłyszałam aż zanadto znany głos Kimberly...
Rozpłakałam się i ciężko padłam kolanami na ziemię zasłaniając twarz dłońmi. Miałam wszystko głęboko w d***e.
* * *
Kiedy rano się obudziłam prawie całe łóżko było we krwi. No tak, wczoraj mnie poniosło. Czułam się taka słaba...
Gdy Lily weszła do pokoju aż wytrzeszczyła oczy.
-Dziewczyno czyś ty zgłupiała do końca czy wylewu dostałaś?! -spytała nie na żarty przerażona doskakując do łóżka.
-Uspokój się... Miałam dość rozumiesz?! Dość! Zadzwonił w końcu, ale oczywiście była z nim ta ta ta Kim! Cholera by to wzięła! Nie chce mi się żyć. Mam wszystkiego po tąd!
-powiedziałam wykonując dłonią charakterystyczny gest.
-Słuchaj Kochana, uspokój się przede wszystkim -powiedziała i przytuliła mnie -nie był ciebie wart...
-Pewnie! Tak, mówcie tak wszyscy! I tak nikt mnie nie zrozumie. Ta Kim i Ross kurde oboje są siebie warci!
-Ale...
Czułam jak słabnę. Traciłam grunt pod nogami. Może się wykrwawiłam? No, może... Nie wiem, ale kogo to obchodziło...
<< ROSS LYNCH IS CALLING >>
Tym razem to Lil odebrała telefon.
-No i czego chcesz znowu?! -wrzasnęła do słuchawki. Miałam wrażenie, że zaraz trzaśnie telefonem 0 ziemię.
-Lily, no weź daj spokój. Nic się nie stało...
-Nic?! NIC?! Harper się chciała przez ciebie zabić. Noosz kurde puknij się raz po raz w tą swoją głowę! Ty nie widzisz że ona cię KOCHAŁA a teraz no cóż po ptokach bo zrujnowałeś wzystko?! Naprawdę jestes aż taki ślepy?!
-Ale...
-Kochany, dam ci radę, jeśli coś ci się po przewracało w tym twoim małym świecie, to spróbuj to naprawić nim będzie za późno. -powiedziała i rozłączyła się
*** z perspektywy Rossa ***
Usiadłem na łóżku. Serce mi waliło tak jakbym zaraz miał dostać zawału. Dupek ze mnie nie człowiek... Przeze mnie ta dziewczyna mogła umrzeć...
-KIM do cholery chodź tu! -zawołałem na serio wkurzony
-Co się stało kochany? -spytała spokojnie
-Zamknij się. Co ty sobie wyobrażałaś?! Psychika ci nawala czy co?!
-Ej ej ej zwolnij kowboju, co jest na rzeczy?
-Harper się chciała zabić! Przeze mnie! Przez ciebie! Przez nas!
-Słuchaj jak tak sam powiedziałeś, to przez ciebie. Martw się o siebie a ja znikam.
-Ne powinno cie w ogóle być na tym świecie. Jesteś okropna -brakowało mi słów
-I pamiętaj za to właśnie mnie kochałeś skarbie. -powiedziała mrugając zalotnie okiem i posyłając buziaka.
__________________________
No Kochani jest, nic nie mówcie, wiem, ze nawaliłam na całej linii, ale nie bądźcie źli...
xoxo Dusss
Ooo... ;o. Muszę przyznać, że ten rozdział mnie zaskoczył, zwłaszcza ten fragment z krwią ;o. Ale ogólnie bardzo fajnie ;D. Tylko nie rozumiem czemu ta Kim była z Rossem jak rozmawiał on z Harper przez telefon. Skąd ona się tam wzięła xD ? ;)
OdpowiedzUsuńmi się podoba, ale tez tego nie rozumiem :0 czekam na kolejny rozdział i zapraszam na mojego bloga: http://doubletakerosslynch.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga! ;)
OdpowiedzUsuńwww.bettertogether.crazylife.pl