Koniecznie przeczytaj wpis pod rozdziałem! Kilka ważnych informacji!
Minęły trzy tygodnie. Rodzeństwo z każdym dniem zdawało się być coraz bardziej przybite perspektywą powrotu do domu. Trudno było mi nawet powiedzieć, kto najbardziej to przeżywał. Chyba Riker. Chociaż może Rydel. A może właśnie Ross? Ten ostatni właściwie zamknął się w sobie i rzadziej ze sobą rozmawialiśmy. To nie był ten sam uśmiechnięty blondasek z początku lata. Nie był już tą samą osobą. Poszarpane struny jego gitary częściej drgały w rytmie melancholijnych ballad niż skocznych piosenek. Żyliśmy obok siebie. Więcej godzin spędzaliśmy w samotności. Mimo, że cały czas był tu ze mną, czułam się bardzo osamotniona. Jedynie kiedy chciałam się przytulić, przytulał mocno, całował namiętniej, patrząc na mnie szkliły mu się oczy. Tak jakbyśmy mieli się już nigdy nie zobaczyć.
A może nie mieliśmy? Poczułam nieprzyjemny swędzenie w nosie, które oznaczało, że zaraz się rozpłaczę. Przygryzłam tylko wargę i... nie rozpłakałam się. Z jednej strony chciałabym, żeby już było po wszystkim. Bo właśnie to oczekiwanie było najgorsze. Oczekiwanie na koniec. Potem nie będę normalnie funkcjonować, ale w końcu dam sobie radę. Będę brnąć dalej w życie. Sama. Bez R5. Bez Rossa.
Tym razem na dobre się rozpłakałam. Siedząc w granatowej bluzie chłopaka zakryłam dłońmi usta. Czekałam aż przyjdzie. Nie przyszedł. Pewnie nie słyszał -niedziwne, starałam się nie wydawać żadnego odgłosu. Wystarczająco moich łez ocierał, po co więcej. Ostatni raz pociągnęłam nosem i wyprostowałam się, próbując doprowadzić się do pionu, ale natychmiast skuliłam się w sobie, powtarzając w głowie dwa zdania" Nie potrafię. Tak bardzo go kocham.
Próbowałam sobie wszystko wyjaśniać. Że tak musiało być. Że to nieuniknione.
Jeszcze kilka tygodni temu wcale o tym nie myślałam. Teraz nie było dnia, żebym nie była przygnębiona. I nie było wyjścia. Bo musiałam to przeboleć.
Postanowiłam wyjść z pokoju. Zeszłam na dół i nalałam sobie soku, który miał wyjątkowo cierpki smak. Nic nie było już takie jak kiedyś. Czy jeszcze kiedykolwiek będzie?
Rozejrzałam się po pokoju. Dawno nie było tu tak cicho. Pamiętam siedzących Rocky'ego i Ratliffa przedrzeźniających się nawzajem i Rydel śmiejącą się z przyjaciół. Potem spojrzałam na aneks kuchenny, gdzie z Rossem razem robiliśmy śniadania. No i te schody. Te same, podeptane przez moje znoszone trampki, były świadkami jednego z tych pocałunków, które nie miały prawa się wydarzyć. A jednak nie żałowałam, może trochę, ale nie... Bo to było wspomnienie. Uśmiechnęłam się ponuro. Cały dom był teraz przesiąknięty grupką nastolatków i bez nich to już nie to samo.
Pamiętam jak Ell odnalazł w kieszeni spodni swoje sztuczne wąsy i razem z Rossem założyli spółkę Lynch&Ratliff Company i próbowali śpiewać piosenki po francusku. Z Rydel śmiałyśmy się wtedy tak, że musiałyśmy się trzymać za brzuchy, które nas rozbolały właśnie ze śmiechu.
Usiadłam na schodach. Wszędzie było ciemno i głucho. Nie słyszałam prawie niczego.Podciągnęłam kolana pod brodę i chwilę tak siedziałam, po czym skierowałam się do pokoju gościnnego, w którym kiedyś leżałam z Rossem. Teraz chłopak spał, a ja położyłam się obok niego.
Ten tylko zamruczał coś pod nosem i spał dalej. Nie miałam mu tego za złe. Wiedziałam, że był bardzo zmęczony całą sytuacją.
Nie zasypiałam. Patrzyłam tylko, jak spokojny był jego wyraz twarzy. Prawie jak u małego dziecka. Delikatnie dotknęłam palcami jego grzywki i mu ją poprawiłam. Chłopak zmarszczył się, ale nadal spał jak zabity. Właściwie już dawno nie doświadczyłam z nim takiej bliskości. Zdarzało się, że mijaliśmy się na korytarzu czy schodach bez słowa, wymieniając jedynie wymuszone, zdawkowe uśmiechy. Jak obcy ludzie. Jak nieznajomi. A on nie był nieznajomym. Za nieznajomym nie można aż tak tęsknić. Nieznajomego nie brakuje nam, kiedy na niego patrzymy. Z nieznajomym nigdy się tak nie utożsamimy. Bo to jest zarezerwowane tylko dla osób o tak szczególnej więzi jak nasza.
Leżąc tak obok niego znowu czułam się tak, jak pierwszego dnia, kiedy wrzucił mnie do wody. Palant -pomyślałam i wybuchłam śmiechem, szybko zakrywając usta ręką, żeby przypadkiem go nie zbudzić. Na szczęście się udało.
Obiecałam sobie, że będę walczyć. Że nadal, po mimo tysięcy łez i kilometrów nadal będzie dla mnie ważny. Na zawsze.
_________________________
Ok Kochani!
Wracam po dłuższej nieobecności z rozdziałem trochę przygnębiającym, ale się starałam uwieżcie!
Zabiegana i zawalona testami, testami, testami i testami, dopiero teraz udało mi się napisać posta. Obawiam się, że w najbliższym czasie takie dłuższe odstępy między rozdziałami będą niestety nieuniknione. Mimo to, postaram się Wam zrekompensować czas czekania dłuższymi wpisami.
Co więcej, niedługo moje opowiadanie dobiegnie końca. Nie w następnym rozdziale, nie w kolejnym, ale przewiduję wielki finał (ho ho, ale to brzmi) na coś około 60-62. Wszystko wyjdzie w trakcie. Mam nadzieję, że wyjdzie to bardziej pozytywnie, bo już na samą myśl o kończeniu pisaniu opowiadania po przeszło 2 latach (!) robi mi się tak... dziwnie.
Nie bądźcie źli. Może w przyszłości założę kolejnego bloga :) Jeszcze nic straconego, a na pożegnania będzie jeszcze czas.
Jeśli macie jakąś prośbę, czy cokolwiek, to piszcie wszystko w komentarzach, z chęcią na nie odpowiem.
Tymczasem do miłego! Trzymajcie się i przepraszam za tak długi czas nieobecności :(
~Dusss
_________________________
Będzie mi smutno bez twojego bloga ! Ale jest świetny :)
OdpowiedzUsuńRozdział smutny. Gdy czytałam chciało mi się płakać. Mam nadzieję, że następny rozdział już nie będzie już taki przepełniony smutkiem. Czekam na next
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
~Julka~
P.S. nie wiem jak sobie poradzę bez Twojego cudownego bloga :'(
Bardzo wzruszający i melancholiczny rozdział, jak dla mnie to dobra odskocznia od poprzednich, bo przecież nie zawsze może być cudownie :). Jak pomyślę, że za niedługo skończysz bloga, robi mi się naprawdę smutno. Błagam, załóż kolejnego! Będę na niego wchodzić i komentować.
OdpowiedzUsuńCałuję.
Luna