piątek, 4 kwietnia 2014

58. Where is that feeling, which has tangled us so tight?

Wyswobodziłam się z objęć Rossa. Prawdę mówiąc nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Zaczęłam powoli analizować nadchodzący wrzesień i zdarzenia, które się z się z tym wiązały i wcale to nie było przyjemne. Czułam się tak, jakbym lawirowała pomiędzy ścianami pokoju szukając sensu. Czy każde pożegnanie tak wygląda?

-Hej Harper... -usłyszałam zaspany głos blondyna i obróciłam się za siebie, by móc na niego spojrzeć.
-Cześć Ross -musnęłam palcem jego wargi. -wyspałeś się?
-Nie za bardzo -wymamrotał i się przeciągnął, próbując nastawić zbolałe plecy.

Zmarszczyłam się. Chyba pierwszy raz zaistniała między nami niezręczna cisza. Czy to już naprawdę koniec?

-Idziemy coś zjeść? -spytał pospiesznie
-Tak, jasne chodźmy.

Zeszliśmy na dół. Odkąd byłam tu po raz ostatni, nic się nie zmieniło. Nadal było ciemno i głucho, z tym że czułam się trochę mniej samotnie.

-Dużo się zmieniło, prawda? -wyszeptał chłopak obracając w dłoniach gorący kubek herbaty
-Tak.. tak myślę.
-To dobrze?

Najpierw chciałam posłać chłopakowi chłodne spojrzenie, ale zrozumiałam, że borykał się z takimi samymi wątpliwościami co ja. Czy to lepiej, że się naturalnie od siebie oddalamy? Czy wtedy reszta mniej zaboli? Wzruszyłam bezsilnie ramionami, na co chłopak przytaknął.

-Też tak masz... -zaczęłam, ale nie zdążyłam dokończyć, bo chłopak mi przerwał
-Tak. I nie chcę już tego przeżywać. Harper, kompletnie to do mnie nie dociera.
-Ani do mnie. Nie jestem na to przygotowana, nic. Ross jeszcze nigdy nie było mi tak ciężko.

 Blondyn ścisnął moją dłoń leżącą na ladzie.
-Będzie dobrze -uśmiechnął się.

Chociaż uśmiech ten był przepełniony niesamowitą goryczą, był najpiękniejszym jego uśmiechem, jaki widziałam. I to teraz nie potrafię tego wyjaśnić.

Oplotłam ręce wokół jego torsu, a Ross przyciągnął mnie do siebie.
Pokręciłam głową:
-Nie będzie dobrze.

Chłopak nieśmiało pocałował mnie w czubek głowy, tak jakby robił to po raz pierwszy w życiu, a ja ścisnęłam go jeszcze mocniej.

-Naprawdę nie chcę się z Tobą rozstawać -powiedział -Jesteś... jesteś dla mnie tak bardzo ważna, zależy mi na Tobie bardziej niż na kimkolwiek innym, jesteś... moją Julią, a bez niej Romeo to najbardziej samotny człowiek na świecie.
-A ty jesteś moim Romeo -wyszeptałam i delikatnie, chyba nawet delikatniej niż zamierzałam pocałowałam go w usta.


-Kiedy macie samolot? -spytałam
-2 września. Niestety wcześnie rano, chyba około siódmej... -zastanowił się Ross.

Spojrzałam na telefon. 29 sierpnia. Zostało tylko kilka dni.



Kiedy zeszliśmy na dół, siedziała tam reszta rodzeństwa.
-Cześć wam -odezwał się Rocky nie odrywając wzroku od telewizora i automatycznie przeskakując pilotem po kanałach.
-Cześć -odpowiedziałam.
-Spaliście? -spytała Rydel oparta plecami o ramię Ratliffa, który, podobnie jak Rocky, patrzył zahipnotyzowany w telewizor na drugim końcu pokoju.

Usiedliśmy na kanapie obok.
-Tak i to dosyć długo... dawno tu nie siedzieliśmy tak... wszyscy razem... -zauważył Ross, a reszta rodzeństwa smętnie przytaknęła.

Minęła godzina, druga, trzecia, a my właściwie wymienialiśmy jedynie zdawkowe, pojedyncze zdania. Co się z nami stało? Zaczęłam być poważnie załamana.

Około 23 wszyscy zasnęliśmy, nawet nie wracając do sypialni.
Ja leżałam wtulona w Rossa, Rydel wciąż była oparta o Ellingtona, a Rocky i Riker leżeli skuleni na fotelach.

Wraz z końcem dnia, skończyły się moje nadzieje na w miarę bezbolesną rozłąkę.

__________________
Rozdział jest, a ja się muszę Wam dzisiaj pochwalić!
Otóż zalogowałam się na konto i w samym kwietniu liczba odwiedzin wzrosła o 3 tysiące! Nie wiem jakim cudem, ale statystyki nie kłamią. Dziękuję Wam bardzo serdecznie!

2 komentarze:

  1. Świetnie piszesz, super blog! Nie chcę żebyś kończyła go pisać. ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy next? ;*

    OdpowiedzUsuń