czwartek, 13 grudnia 2012

22. Keep living your way, I'll be waiting for my chance...

** Harper* *

Obudziłam się stosunkowo wcześnie.  Ścienny zegar wskazywał godzinę 9:08, więc postanowiłam podjąć następujące zadania.Wczoraj Laura dosyć długo u mnie była, i znów spowodowała we mnie natarcie fali emocji i kolejnych przemyśleń. Tsa... Tak więc zamierzam pójść (obiecuję, że już po raz ostatni z takim powodem!) do Rossa. Choć wydawałoby się, że to rozmowa z szatynką skłoniła mnie do takiego postanowienia, nie było tak. Nie wiem o znowu we mnie wstąpiło, ważne, że znów dałam chłopakowi szanse, na którą żaden inny by nie zasłużył. Laura w tym się nie myliła -Ross miał w sobie TO COŚ co mnie w nim intrygowało. Nie był mi obojętny, nawet po tych wszystkim miłosnych perturbacjach. Nim jednak się do niego wybiorę, muszę ochłonąć. Może deska? No przecież. Zapomniałam, że przecież oprócz deski surfingowej wzięłam ze sobą zwyczajną deskorolkę. Ubrałam się więc, podciągnęłam rękawy w sweterku i zaplotłam włosy w luźny warkocz, który zaczesałam na bok. Chwyciłam deskę, torbę i wyszłam  z pokoju zatrzaskując go.

Swoją drogą dawno nie jeździłam. Ciekawe czy jeszcze to potrafię... Puściłam deskę przed sobą po czym zgrabnie na nią wskoczyłam i odepchnęłam się parę razy nogą. Nawet ok, myślę, że się nie wywalę.

Pędziłam przez promenadę, aż w końcu dotarłam do skrzyżowania, na którym skręciłam w prawo i dalej prułam asfaltowym chodnikiem. Minęłam mnóstwo stoisk z jakimiś badziewiami nie wiadomo komu po co na co by się one przydały -takie ot, duperele, które się ma 'żeby mieć'. Uśmiechnęłam się patrząc na tych wszystkich targujących się ludzi. Wyjęłam mini-kamerę i zaczęłam kręcić film. O dziwo, tutaj jeszcze tego nie robiłam, a pasja to była niesamowita. Miałam miliony takich nagrań, z których każdy opowiadał jakąś historię. W pewnym momencie o mało nie spadłam z deski. Na szyldzie jednego  z box 'ów sklepowych, bo teraz wyraźnie trafiłam na deptak,  widniał ogromny napis ROSSOME.  Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. No proszę, widać że nasz blondynek nieźle się zasłużył. Zeszłam z deski i biorąc ją pod pachę weszłam do środka. Tłum był... wielki. Ale nie na tyle żeby nie dało się przejść. W każdym razie nigdy czegoś takiego nie widziałam. Wszędzie piętrzyły się jakieś rzeczy, ręczniki, zeszyty, długopisy, kubki. To, co było przedstawione w jednym z odcinków Austina i Ally, w którym tytułowy Austin przedstawiał rzeczy ze swoim wizerunkiem, to była ledwo namiastka. Tego co tu widziałam. Jakieś plakaaaty i koszulki, od groma tego było. Sfilmowałam wszystko jak należy i wróciłam na deptak. Nadal czując to ciężkie powietrze ze sklepu, kręciłam kolejne urywki z szerokich ulic. Fascynacja Los Angeles, dopiero teraz mnie jako tako dopadła. To to to był taki cały świat w małym miejscu, taki jakby zapakowany.
Wyjechałam na duży plac, po którym kręcili się turyści i kupcy, mieszkańcy i inne osoby. Fajnie tu było, na serio fajnie. Nie mogłam oderwać wzroku od tych kolorów, natłoku wszystkiego. Zupełnie inna rzeczywistość. Kiedy wreszcie dotarłam do jednej z galerii handlowych, w których jeszcze nie byłam, zatrzymałam się w  Starbucksie i zamówiłam karmelowe latte mrożone na wynos.Czekałam chwilę aż w końcu dostałam swój kubeczek. Nagle, poczułam mój wibrujący telefon. Dzwoniła Lily. No tak, nie widziałam jej rano, może się martwi?

-Halo? Hej Lily, no tak, ok, co?! Zaraz czekaj co ty mówisz? Ale czemu? No nieważne, zaraz tam bedę.

Zelektryzowało mnie. Chwyciłam kawę i pognałam do wyjścia. Szczęśliwie kubeczek miał szczelne zamknięcie, bo jeśli nie, to połowa jego zawartości pewnie już dawno wylądowała by na ziemi. Mijałam kolejne przecznice jadąc do hotelu. Nie spodziewałam się, że tak daleko zajechałam od znanej okolicy. Coś czułam, że dzisiaj już nie spotkam sięz Rossem. A szkoda... 
Po długich staraniach, w końcu dotarłam między znajome budynki. Wbiegłam szybko po schodach do apartamentu, w którym siedziała zapłakana przyjaciółka. Rzuciłam deskę i torbę i natychmiast doskoczyłam do Lil.

-Co się stało?! -spytałam zdenerwowana
-Ja ja ja.... ja nie pamiętam... nie wiem gdzie byłam nic nie wiem! -odpowiedziała wybuchając kolejną serią łez
-Ale że wczoraj? Na tej imprezie? -po raz kolejny zadałam pytanie -łoooo opowiedz mi wszystko na spokojnie.
-Noo -zaczęła nadal szlochając -ja poszłam na ta imprezę przy przy basenie... I I I dobrze się bawiłam a potem nagle fi fi film mi się uuuurwał. -wydukała

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Nadal nie wiedziałam co się stało.
-I obudziłam się w jakimś obskurnym mieszkaniu, w nocy i uciekłam, ale aaale było tak ciemno i tak daleko, aż w końcu dotarłam tutaj. 
-No tak, nieźle się wystraszyłaś, zrobię ci melissę, trochę się uspokoisz... -powiedziałam po czym dodałam    -mam nadzieję...

                                                                              *  *  * 
Lily właśnie oglądała jakiś film. Ja robiłam porządek w szafie, bo po ostatnich dniach wrzucania do niej byle jak ubrań, na półkach walały się nie poskładane ciuchy. Kiedy wszystko ogarnęłam zamknęłam garderobę i się położyłam. Przedtem jednak zajrzałam jeszcze do Lil, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Było, więc spokojnie poszłam spać. 

W nocy, około 3 godziny, obudziłam się, słysząc brzdęk tłuczonego szkła, po którym nastąpił przeraźliwy huk. Pobiegłam do łóżka Lil, ale pech chciał, że tej już w nim nie było.


__________________
Tak więc napisałam. Wiem, że krótki, ale może mi się na tym blogu uda wstawić jeszcze jeden rozdział. Na drugim też się spodziewajcie ;) 

Jeszcze raz przepraaaaszam za moją nieobecność! 

~Dusss 



3 komentarze:

  1. No nareszcie doczekałam się rozdziałuuu!!! Co jest Em ?!
    Rozdział cudowny i czekam na kolejny :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz świetnego bloga! :)
    Ja swoją przygodę z pisaniem opowiadania dopiero zaczynam :p
    Zapraszam na mojego nowego bloga, na którym będzie (wydaje mi się, że nietypowe) opowiadanie o R5 :D
    Mam nadzieję, że wejdziesz :3
    www.r5-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. superowy! ciesze się że wróciłas

    OdpowiedzUsuń