KONIECZNIE PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM. WIELKA CZCIONKA, WIĘC WIELKA INFORMACJA, OKEJ? :)
MIŁEGO CZYTANIA ŻYCZĘ!
Kiedy się obudziłam, pierwsze co poczułam to kojący zapach Rossa, do którego nadal byłam przytulona. Rozejrzałam się po pokoju. Rocky, Ratliff, Ross i ja. Gdzie Rydel i Riker?
Na odpowiedź długo nie czekałam, bo do moich uszu dotarły krótkie fragmenty zaciekłej wymiany zdań trwającej w kuchni. Najciszej jak mogłam wyswobodziłam się z uścisku i na palcach przeszłam przez pokój, by schować się za filarkiem w celu niegrzecznego podsłuchiwania rozmowy.
-Nie! I nie zmienimy zdania! Rydel, cholera, nie rozumiesz? -gorączkował się Riker
-Ciszej Rik, bo jeszcze ich obudzisz! Wyjeżdżamy i koniec. Ktoś musi to skoordynować, a widzę, że tylko ja jeszcze myślę trzeźwo. Nie utrudniaj tego.
Pierwszy raz słyszałam podniesiony głos Rydel. Dziewczyna była ewidentnie roztrzęsiona, a ja nie wiedziałam co tym razem się wydarzyło. Czyżby Riker znów miał jakiś problem?
-Siostra, wszyscy kochamy zespół, ale postawiono nam cholernie beznadziejne ultimatum, z którego nie ma dobrego wyjścia. A Harper...
-A Harper co?! Wiesz, że jest z Rossem szczęśliwa i przestań im się do tego mieszać. Widziałeś, jak była do niego wtulona...
-A pomyślałaś o tym, że ja nic nie muszę robić, żeby między nimi już nie było tak dobrze?! Rydel, wracamy do Stanów, przecież dobrze wiesz, że młody się załamie. Kolejny powód, żeby przesunąć wyjazd.
Westchnęłam. Ross nadal spał, a ja lawirowałam między wściekłością a nieprzyjemnych uczuciem bezradności i nie miałam pojęcia jak z tego wybrnąć.
Postanowiłam wejść do kuchni:
-Słuchajcie... -cofnęłam się o krok, kiedy rodzeństwo aż podskoczyło z zaskoczenia. Chyba nie spodziewali się, że wtrącę im się do rozmowy. Mimo to, kontynuowałam:
-Nie wiem co się stało i prawdę mówiąc nawet nie chcę wiedzieć, ale błagam, spróbujmy się pogodzić z tym rozstaniem. Mam już dosyć braków rozmów zastępowanych wrzaskiem, bo przypomina to raczej rozwód czy coś w tym stylu, a nie sentymentalne kurde spędzanie czasu, którego nie zostało nam wcale tak dużo -nie wiedzieć kiedy udzieliła mi się spora dawka brawury i ostatnie słowa właściwie wykrzyczałam.
Rydel i Riker popatrzyli po sobie, po czym skruszeni spojrzeli na nogi.
Ja zbulwersowana patrzyłam na nich zaciskając zęby. Byłam naprawdę, bardzo, ale to bardzo wściekła i tym razem nie miałam żadnych zahamowań.
-Wszyscy zachowujecie się jak dzieci. Riker, -tu zwróciłam się do blondyna -jesteś najstarszy, a Ty Rydel zawsze mówiłaś, że chłopcom przydałaby się musztra -zaśmiałam się -więc co się z Wami stało?! Jutro popołudniu wyjeżdżacie, spróbujmy chociaż udawać, że wszystko jest dobrze. Błagam, zróbcie to chociaż dla mnie.
Rydel przytaknęła, a Riker nieśmiało sie uśmiechnął. Kiedy dziewczyna wróciła do pokoju, usiadłam na kuchennej ladzie, a blondyn oparł się obok mnie. Wszędzie było cicho, a na dworze zrobiło się już ciemno.
-Będę tęsknić -wyszeptał, ale nie przysunął się, o co go podejrzewałam
Po chwili namysłu odpowiedziałam mu tym samym. Będę za nim tęsknić. Naprawdę będę.
-...i nie chciałem Ci sprawić tyle przykrości... -dodał.
Zmierzwiłam mu włosy. Mimo, że było między nami jak było, nie warto było teraz rozdrapywać ran, które powoli zdążyły się goić. Uśmiechnęłam się:
-jesteś moim ulubionym Rikerem Lynchem.
Chłopak pogłaskał mnie po policzku i uśmiechnął się, po czym przybliżył się i musnął wargami miejsce niebezpiecznie blisko mojego lewego kącika ust.
Chociaż kompletnie nie byłam na to gotowa, nie broniłam się. Chciałam, żeby mógł mnie dobrze zapamiętać.
-A Ty moją ulubioną Harper -uśmiechnął się.
* * *
-Mamooo! Mamo, gdzie jesteś?! -krzyczałam już wystarczająco długo, a mama nadal się nie odzywała. Był 1 września, a więc dzień wyjazdu R5. Ostatni dzień. Jeden, jedyny, który nam pozostał. Mama obiecała, że upiecze ciasto i mimo, że prosiłam, żeby nie było wokół wyjazdu większej afery niż powinna, wszystko zostało bezpowrotnie wyolbrzymione. Tymczasem, dochodziła już czternasta.
-Idę, już idę! -w końcu mama pojawiła się zupełnie znikąd wycierając szmatką porcelanowy talerz. -nie pali się kochanie.
Uśmiechnęłam się pobłażliwie i wzięłam od niej ścierkę i naczynie.
-Gdzie reszta spółki? -spytała
Już miałam zamiar odpowiedzieć, że nie wiem, że już dawno powinni zejść i, że bardzo mnie denerwuje ich lekceważące podejście do rozstania (co oczywiście nie do końca było prawdą), kiedy piatka nastolatków potulnie zaczęła schodzić ze schodów.
-Dzień dobry pani W. -wydukał Rocky, który szedł pierwszy i taszczył ze sobą ogromną walizkę.
-Dzień dobry kochany, dajesz sobie radę? -spytała mama, mimo, że wielokrotnie opisywała Rocky'ego, jako tego silnego.
Rozległy się szmery i chichoty, a Rocky tylko czymś się odgryzł i postawił walizkę u stóp schodów.
Reszta rodzeństwa zrobiła to samo.
-Oj dzieciaki, mieszkaliście tutaj przez miesiąc a i tak mam wrażenie jakby mi piątka dzieci wyjeżdżała.
Mama nie kryła wzruszenia i poprzytulała wszystkich po kolei, aż ostatecznie zatrzymała się przy Rossie, którego wzięła na stronę.
Ja natomiast rozmawiałam z resztą zespołu. Staliśmy w nierównym kółku i patrzyliśmy po sobie. Rydel płakała, chłopcy się nie odzywali, a ja... ja byłam bliska rozryczenia się na dobre. Nic dziwnego, prawda?
-No chodź tu młoda -zawołał Ratliff i rozłożył ramiona. Przytuliłam chłopaka, a po chwili z naszej dwójki powstał grupowy uścisk, bo reszta rodzeństwa też się przyłączyła. Staliśmy tak przez moment, aż w końcu znów powstało nierówne koło.
-Rany, ludzie, nie wierzę, że to już koniec. -Rocky spojrzał pusto przed siebie i wsunął palce do kieszeni spodni.
Wzruszyłam ramionami:
-Ja też nie. Tak czy inaczej, bardzo Wam dziękuję, za wszystko. Naprawdę, matko, to było najbardziej emocjonujące lato na świecie. Kochani jesteście. Serio, najlepsi na świecie.
Znowu się przytuliliśmy, a po chwili wszyscy ocieraliśmy wilgotne policzki.
-To niesprawiedliwe -podsumował Riker, że musimy się rozstawać. Że to już koniec.
-To nie będzie koniec -zapewniła go siostra -nie możemy zaprzepaścić tej znajomości. Choćby nie wiem jak było trudno.
Westchnęłam. Wiedziałam, że nas to przerośnie i siłą rzeczy nic nie będzie takie jak dawniej.
________________________
Tymczasem Ross rozmawiał z mamą.
-Ross, kochanie, jak się czujesz -spytała Rebecca patrząc pobłażliwie na wyższego blondyna.
Chłopak westchnął i otarł szybko łezkę, która jeszcze nie zdążyła spłynąć po jego policzku.
-Boję się. Wiem, że to głupie, ale jestem przerażony, że ją stracę. Nie mogę się z tym pogodzić.
Kobieta przyciągnęła do siebie chłopaka i mocno uścisnęła.
-Tak między nami, nikt nigdy tyle nie zrobił dla Harper. Nawet ja, nawet jej tata. Nikt. Ross, jesteś bardzo wyjątkowym chłopcem i to Ci się chwali. Porozmawiaj z Harper, ona bardzo tego potrzebuje.
-Tak też zrobię. -powiedział i przybliżył się do kobiety, po czym szepnął jej krótkie zdanie do ucha.
Rebecca uśmiechnęła się i zadowolona odpowiedziała:
-Ciągle mnie zaskakujesz, Ross. Ciągle mnie zaskakujesz.
__________________________
Długo jeszcze rozmawialiśmy w salonie, aż w końcu wrócił Ross z mamą. Chłopak skinął głową, dając mi znać, że chce porozmawiać.
Odeszliśmy kawałek, a ja spojrzałam blondynowi głęboko w oczy i zakryłam dłonią usta. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Ross natychmiast mnie przytulił, a ja nadal zakrywałam twarz.
-Kocham Cię tak bardzo mocno! Tak strasznie Cię kocham, Ross -wychlipałam. Uzależniłam się od niego i perspektywa rozłąki trwającej nie wiadomo ile, powodowała, że miałam ochotę wykrzyczeć z siebie całą duszę. Nie poradzę sobie bez niego. Byłam tego stuprocentowo pewna.
-Ćsiiii -pocałował mnie w czubek głowy po czym objął moją twarz i zbliżył do swojej - kocham Cię i nigdy Cię nie opuszczę, rozumiesz? Nigdy. -powiedział i znów mocno mnie do siebie przyciągnął, oplatając mnie swoimi umięśnionymi ramionami. Czułam, że obejmował mnie najmocniej jak mógł i zaczął drgać nierównomiernie, co znaczyło, że i on zaczął płakać.
-Ross, nie mogę sobie bez Ciebie poradzić. Nie dam sobie rady.
-Ja też nie. To kompletnie bez sensu...
Pocałowaliśmy się. Pocałowaliśmy się tak prawdziwie, że nie chciałam nigdy tego kończyć. Nie wierzyłam, że to już ostatni raz.
Przez następną godzinę wspominaliśmy lato i rozmawialiśmy o naszych przeżyciach. Z każdą chwilą byłam coraz mocniej przygnębiona i kiedy rodzeństwo powoli po kolei wyszło za drzwi i taksówką udało się na lotnisko, ja jeszcze długi czas stałam zapłakana. Mama próbowała coś do mnie mówić, ale nie kontaktowałam.
Około 18 wróciłam do pokoju i padłam na łóżko. Nie mogłam uwierzyć, że to był koniec. To była tragedia. Wszystko wróciło do normy, ale nie chciałam, żeby wracało. Było tu stanowczo za cicho, pokój przestał być taki żywy...
Nagle poczułam, że coś mnie uwiera pod kołdrą. Wstałam i odsunęłam pościel, a przed oczami ukazała mi się pokaźnych rozmiarów paczka, z doczepioną karteczką z moim imieniem.
Kiedy rozerwałam wstążkę i szary papier na wierzchu zobaczyłam grubą kopertę leżącą na bawełnianej bluzie. Ubranie należało do Rossa i z pewnością była to jego ulubiona bluza, którą mu często zabierałam. Znowu się rozpłakałam, bo nie mogłam uwierzyć, że chłopak zdobył się na aż tak romantyczny gest i nie mogłam sobie wybaczyć, że nigdy mu za to nie podziękuję.
W kopercie znalazłam przewiązane sznureczkiem wszystkie zdjęcia, które zrobiliśmy latem. Było tam wszystko -od pierwszego dnia na plaży, przez zdjęcia w ulicznej foto-budce, po moje urodziny i nasze schadzki nad jeziorem. Nie pominął żadnego zdjęcia. Kiedy zapłakana przejrzałam wszystkie fotografie, natknęłam się na jeszcze dwie rzeczy, które były schowane w kopertce: pierwszą była miedziana bransoletka z wygrawerowaną zawieszką z 'One last dance' z jednej strony i 'Love you' po drugiej. Natychmiast ją założyłam; była idealna. Nie miałam pojęcia, kiedy Ross wpadł na to wszystko, ani kiedy to kupił, ale było to tak bardzo niesamowite, że nie mogłam sobie tego wyobrazić.
Ostatnie co znalazłam, to złożona na pół kartka, będąca listem. Usiadłam na brzegu łóżka, zaczęłam czytać i już od pierwszych słów ponownie się wzruszyłam.
________________________
Całe rodzeństwo jechało w ciszy na lotnisko, nie odzywając się do siebie.
Jedynie Riker uśmiechał się patrząc przez okno powtarzając w głowie słowa: 'Jesteś moim ulubionym Rikerem Lynchem'...
____________________________________________________________
Skończony rozdział!
Słuchajcie mnie teraz bardzo uważnie Słońca,
Jest to przedostatni rozdział mojego opowiadania i wyszedł zaskakująco długi, ale myślę, że to w miarę dobrze :)
Ostatni rozdział będzie niespodzianką-bonusem i jako tako nie będzie rozdziałem, ale na razie nic nie powiem. Czekajcie cierpliwie!
Podziękowania... Dziękuję wszystkim wszystkim wszystkim! Nie chcę wymieniać Waszych imion czy nicków, bo panicznie boję się, że kogoś pomylę, a naprawdę wszyscy dla mnie zrobiliście tyle dobrego, dzięki Wam ten blog w ogóle istniał, osiągnął zaskakującą liczbę 20 000 wyświetleń mimo nieregularności postów i szczerze doceniam to, ze znosiliście wszystkie moje humory i cierpliwie przeczekiwaliście dłuższe przerwy między rozdziałami, które były -WIEM-stanowczo za krótkie.
Na trasie tej dwuletniej przeszło współpracy, miałam wzloty i upadki, ale mimo to, był to dla mnie cudowny czas i szkoda mi, że to już koniec, ale myślę, że lepiej zostawić Was z niedosytem, niż przesycić Was moją twórczością (no tak, jestem wredna).
MOŻE W PRZYSZŁOŚCI (BLIŻSZEJ, LUB DALSZEJ) ZAŁOŻĘ NOWEGO BLOGA, O KTÓRYM NA PEWNO TU WSPOMNĘ. Nie wiem tylko, czy będzie o R5, czy poszerzę moje horyzonty.
Jeszcze raz dziękuję, czekajcie na bonusik i trzymajcie się najcieplej jak możecie!
Będę za Wami strasznie tęsknić!
~po raz przedostatni
Wasza Dusss
PS: W ferworze pisania na pewno o czymś zapomniałam, dlatego to, czego nie napisałam tutaj, umieszczę pod ostatnim wpisem!