-Czekasz na kogoś? -usłyszałam głos za moimi plecami.
Dochodziła 19 a Ross nadal nie wracał ze spotkania z Lily. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam obok siebie wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka o ciemnych blond włosach i śmiejących oczach. Wyszczerzył się do mnie a ja odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam w ziemię.
-Nie... to znaczy, tak, ale... -zaczęłam się jąkać. Nie wiedziałam co powiedzieć
-No dobrze... jestem Toby -powiedział wyciągając rękę.
-Harper. -odpowiedziałam. Nie oszukując nikogo, chłopak zrobił na mnie wrażenie.
-Przejdziesz się ze mną? -spytał otwarcie. Jestem pierwszy raz w Warszawie i nie wszystko jeszcze ogarniam...
A! Świetny pomysł. Mimo godziny na dworze było jeszcze jasno. W sumie to mogła być dobra alternatywa dla pechowej strony życia. Wysłałam Rossowi smsa i poszłam z nowym znajomym do centrum.
* * *
Ross tymczasem siedział z Lily w kawiarence.
-Dlaczego wróciłaś? -spytał w końcu Ross
-Dla Ciebie... i w sumie pogadałabym z Harper, ale nie wiem czy to dobry pomysł...
Chłopaka zelektryzowało. Czyżby Lily ciągle coś do niego czuła? Owszem chyba dał jej powody, no ale żeby aż tak? Pocałowali się, ale nie było mowy o chodzeniu.
-Odpuść sobie. Przynajmniej mnie. Jak z Har chcesz pogadać, to ja ci na przeszkodzie nie stoję, ale do mnie się nie mieszaj. Powiedziałem ci, że nie będę z toba chodzić i nie zmieniłem zdania, wybacz.
-No ale....
-Nie ma ale. Tak swoja droga juz dawno powinien był się zbierac mam jeszcze kupe spraw na głowie.
-Lizanie z Harper? -spytała uszczypliwie
- A możesz nie być wulgarna? Przyjaźniłyście się. Ja tam dziewczyn nie rozumiem, ale chyba niemozliwe, żebyście az tak się na siebie obraziły.
Chłopak wstał i ostentacyjnie wyszedł. Chwycił sie za kieszeń i wygrzebał z niej telefon, który wyświetlał nadal nieprzeczytaną wiadomość od Harper. Zdawałoby się, że teraz to jego własnie szczęście niespecjalnie się trzymało.
* * *
___________
Och no przepraszam, że krótki, ale był pisany 'na kolanie'. Jutro wyjeżdżam i pakowanie, przygotowania i te sprawy. Życzę Wam Wesołych Świąt!!!!
(tak btw, jesli w hotelu bedzie jako taki internet, mój sprzęt nie zeświruje to postaram Wam sie dodać nawet krótki rozdział!)
I o mało zapomniałam.. Jak Wam się podoba nowa postać -Toby?
No i skromnie w prezencie nasz Ross kochany <3
czwartek, 28 marca 2013
środa, 27 marca 2013
32. Don't get too close, it's dark inside...
Było mi głupio. Nie, to złe słowo. Byłam... zdezorientowana. Tak. Ross nadal mi się podobał, i TEORETYCZNIE nadal mi zależało.Nie myślałam już nawet o tym całym zajściu z Lily, bo wypominanie mu tego nic nie zmieni. No dobrze. Trzeba się spiąć i ogarnąć jakieś przeprosiny. Zeszłam na dół i spojrzałam ponownie na ferajnę na kanapie. Ratliff, Rydel, Rocky, mama... no ale Rossa ani śladu. Weszłam do kuchni.Tak jak myślałam, szperał po lodówce, która po natarciu reszty rodzeństwa świeciła pustkami. Zażenowany oparł się o blat lady, a kiedy mnie zobaczył, poderwał się i wyszedł. Chwyciłam go za ramię i powiedziałam:
-możemy pogadać? Na spokojnie?
Widziałam że się zawahał, ale przystanął i obrócił się w moją stronę.
-Nie będziesz mnie krytykować? -spytał
-Nie.
-Przerywać?
-Nie.
-Oceniać?
-Nie.
-Dmuchać, chuchać i robić te wszystkie dziewczyńskie miny?
-Palant. -skwitowałam z uśmiechem i poczochrałam mu włosy, które odruchowo poprawił.
Usiedliśmy na schodach (romantycznie doprawdy).
-Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić -powiedział -to była słabość, nic więcej po za tym.
-Ok, Ross nie ma tematu. Wierzę ci, więc możesz się cieszyć. Ja też przepraszam, ale do teraz nie rozumiem co się tam takiego stało. Najpierw Kim, potem Lily teraz jeszcze Riker. Ze wszystkim mam coś wspólnego i to daje do myślenia, ale ja też nie chcę nikogo krzywdzić, proszę uwierz, że nie robię tego z premedytacją.
Czułam, że zaraz się rozpłaczę. A obiecałam sobie że nie będę płakać. No trudno. Wszystkie moje postanowienia i tak szlag trafia.
-Nie płacz. -wyprzedził mnie Ross i nieśmiało przytulił.
Kochany był, i naprawdę nie lubiłam się z nim kłócić. No ale jak mus to mus, kiedyś trzeba. Tak już mogło zostać, żebyśmy mieli dobry kontakt. Tego zazdrościłam Laurze. Oni się nigdy nie sprzeczali. Zawsze za sobą murem, dobrze się dogadywali prywatnie i na planie serialu.
Nagle podszedł do nas Rocky. z telefonem. Był zaskakująco blady.
Ros -s -s, dzwonili ze szpitala. Riker miał wypadek.
Mój pech się chyba nigdy nie skończy.
* * *
Ross zdenerwowany zaczął rozmawiać z lekarzem. Ja siedziałam tępo na plastikowym krzesełku patrząc w sufit. No kurde czy serio wszystko co zrobię musi mieć fatalne skutki? Wątpię żeby wypadek Rikera był przypadkiem.
Słyszałam tylko stłumiony głos Rossa w pokoju.
-Czy ciebie na serio nie można na sekundę z oka spuścić? Stary OGARNIĘCIE. Dobrze, że w ogóle żyjesz. -usłyszałam po czym chłopak wyszedł wkurzony z sali. Kiedy do mnie podszedł i usiadł na krzesełku obok mnie. przejechał sobie palcami po oczach i głośno wypuścił powietrze.W końcu twardo się oparł o ścianę i patrzył pusto przed siebie.
-Co z nim? -spytałam
- Lekarz mówi że jego stan jest ciężki ale stabilny. Wyjdzie najwcześniej za kilka miesięcy. Trzeba odwołać trasy, koncerty... Wszystko teraz stoi pod znakiem zapytania, a to przez jego cholerną głupotę.
Nie chciałam martwić Rossa powodem załamania brata. Dlatego milczałam.
* * *
W domu mama wszystkich uściskała i zaczęliśmy jeść kolację. Na dobrą sprawę słychać było tylko brzęk sztućców, bo nikt nie miał odwagi zacząć rozmowy i przerwać ciszy, która panowała przy stole. W końcu spojrzenia moje i Rossa się spotkały, a ten wskazał ruchem głowy że musimy pogadać. Już nie wiedziałam czego się mam spodziewać, ale wstałam od stołu i odniosłam talerze do kuchni, a Ross poszedł za mną.
-Co jest? -spytałam
-Lily dzwoniła. Jest w Polsce i chce się spotkać.
-Łohoho, z kim i gdzie? -czułam się jakby ktoś mnie oblał lodowatą wodą. Czy ten dzień mógłby się już skończyć?
-Ze mną. Powinienem iść? -spytał
-Chyba... chyba tak.
Znając moją relację z pechem, obawiałam się, że spotkanie nie przyniesie niczego dobrego.
______________
Ludzie jestem! Wreszcie. Jeju tak mi brakowało tego bloga i nareszcie *.*
Przed świętami jeszcze na 100 % wstawię rozdział.
Tak bardzo tęskniłam <3
Piosenka z tytułu :Imagine Dragons -Demons (no kocham tą piosenkę. kocham!)
xoxo :*******
-możemy pogadać? Na spokojnie?
Widziałam że się zawahał, ale przystanął i obrócił się w moją stronę.
-Nie będziesz mnie krytykować? -spytał
-Nie.
-Przerywać?
-Nie.
-Oceniać?
-Nie.
-Dmuchać, chuchać i robić te wszystkie dziewczyńskie miny?
-Palant. -skwitowałam z uśmiechem i poczochrałam mu włosy, które odruchowo poprawił.
Usiedliśmy na schodach (romantycznie doprawdy).
-Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić -powiedział -to była słabość, nic więcej po za tym.
-Ok, Ross nie ma tematu. Wierzę ci, więc możesz się cieszyć. Ja też przepraszam, ale do teraz nie rozumiem co się tam takiego stało. Najpierw Kim, potem Lily teraz jeszcze Riker. Ze wszystkim mam coś wspólnego i to daje do myślenia, ale ja też nie chcę nikogo krzywdzić, proszę uwierz, że nie robię tego z premedytacją.
Czułam, że zaraz się rozpłaczę. A obiecałam sobie że nie będę płakać. No trudno. Wszystkie moje postanowienia i tak szlag trafia.
-Nie płacz. -wyprzedził mnie Ross i nieśmiało przytulił.
Kochany był, i naprawdę nie lubiłam się z nim kłócić. No ale jak mus to mus, kiedyś trzeba. Tak już mogło zostać, żebyśmy mieli dobry kontakt. Tego zazdrościłam Laurze. Oni się nigdy nie sprzeczali. Zawsze za sobą murem, dobrze się dogadywali prywatnie i na planie serialu.
Nagle podszedł do nas Rocky. z telefonem. Był zaskakująco blady.
Ros -s -s, dzwonili ze szpitala. Riker miał wypadek.
Mój pech się chyba nigdy nie skończy.
* * *
Ross zdenerwowany zaczął rozmawiać z lekarzem. Ja siedziałam tępo na plastikowym krzesełku patrząc w sufit. No kurde czy serio wszystko co zrobię musi mieć fatalne skutki? Wątpię żeby wypadek Rikera był przypadkiem.
Słyszałam tylko stłumiony głos Rossa w pokoju.
-Czy ciebie na serio nie można na sekundę z oka spuścić? Stary OGARNIĘCIE. Dobrze, że w ogóle żyjesz. -usłyszałam po czym chłopak wyszedł wkurzony z sali. Kiedy do mnie podszedł i usiadł na krzesełku obok mnie. przejechał sobie palcami po oczach i głośno wypuścił powietrze.W końcu twardo się oparł o ścianę i patrzył pusto przed siebie.
-Co z nim? -spytałam
- Lekarz mówi że jego stan jest ciężki ale stabilny. Wyjdzie najwcześniej za kilka miesięcy. Trzeba odwołać trasy, koncerty... Wszystko teraz stoi pod znakiem zapytania, a to przez jego cholerną głupotę.
Nie chciałam martwić Rossa powodem załamania brata. Dlatego milczałam.
* * *
W domu mama wszystkich uściskała i zaczęliśmy jeść kolację. Na dobrą sprawę słychać było tylko brzęk sztućców, bo nikt nie miał odwagi zacząć rozmowy i przerwać ciszy, która panowała przy stole. W końcu spojrzenia moje i Rossa się spotkały, a ten wskazał ruchem głowy że musimy pogadać. Już nie wiedziałam czego się mam spodziewać, ale wstałam od stołu i odniosłam talerze do kuchni, a Ross poszedł za mną.
-Co jest? -spytałam
-Lily dzwoniła. Jest w Polsce i chce się spotkać.
-Łohoho, z kim i gdzie? -czułam się jakby ktoś mnie oblał lodowatą wodą. Czy ten dzień mógłby się już skończyć?
-Ze mną. Powinienem iść? -spytał
-Chyba... chyba tak.
Znając moją relację z pechem, obawiałam się, że spotkanie nie przyniesie niczego dobrego.
______________
Ludzie jestem! Wreszcie. Jeju tak mi brakowało tego bloga i nareszcie *.*
Przed świętami jeszcze na 100 % wstawię rozdział.
Tak bardzo tęskniłam <3
Piosenka z tytułu :Imagine Dragons -Demons (no kocham tą piosenkę. kocham!)
xoxo :*******
AAAAAAAAAAAA :3
No, Kochani, UDAŁO MI SIĘ! naprawiłam konto i teraz mogę znowu być z Wami!!!!!! Już piszę rozdział!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
~dusss
~dusss
Subskrybuj:
Posty (Atom)